Dzięki uprzejmości wydawnictwa Fronda publikujemy wstęp Pawła Lisickiego do książki Krystiana Kratiuka pt. „Jak Kościół Katolicki stworzył Polskę i Polaków”?.
Nie lubię określenia „fundamentalne”. Fundamentalne problemy, fundamentalne pytania. Szczególnie obecnie bywa ono nadużywane, dewaluuje się, pospolituje. A jednak czasem właśnie jest ono na miejscu. Ba, określenie „fundamentalne” było jedynym właściwym słowem, które przychodziło mi na myśl, kiedy czytałem książkę Krystiana Kratiuka. Tak, autor, mimo, że w formie felietonowej czy publicystycznej, stawia pytania co się zowie fundamentalne, a więc zasadnicze, podstawowe. Kto je pomija jest bezradny. Nie wie na czym polega patriotyzm, czym są obowiązki narodowe, w jaki sposób można zrealizować dobro wspólne, co wyróżnia i odróżnia Polaków od reszty nacji. A więc od początku: czym jest Polska? Skąd się wzięła? Po co ona komu? Przy tym, co oczywiste, nie chodzi tu o Polskę w sensie geograficznym czy gospodarczym, ale, można powiedzieć, metafizycznym czy cywilizacyjnym (stąd zresztą częste odniesienia u Kratiuka do Feliksa Konecznego). Jaka jest jej rola i przeznaczenie? Dlaczego, mówiąc inaczej, warto być Polakiem?
Co uderzające, tych pytań dziś się praktycznie nie zadaje. Zdają się staromodne, przestarzałe, nie na czasie. Tak jakby polskość stała się niewygodna, jakby zawierało się w niej ograniczenie, jakby stanowiła przeszkodę w dotarciu do czegoś większego, bardziej wartościowego, bardziej uniwersalnego. Złuda to jednak i paplanina. Jak od samego początku pokazuje Kratiuk tym co najgłębsze i najbardziej wartościowe jest prawda religijna, ta zaś przyszła na świat w Chrystusie i zaraz po nim Kościele, nawet jeśli człowiek doświadcza jej najpierw przez Kościół, jako źródło autorytetu i pamięci tradycji. Ale nie jest to książka religijna, czy teologiczna. Jej zaletą jest co innego: to próba myślenia o narodzie, o Polsce z perspektywy wiecznej. Tym samym, i to jej ogromna zaleta, książka Kratiuka wypełnia bardzo dotkliwa wyrwę w polskiej współczesnej świadomości. Tak, przyjmując za punkt wyjścia przekonanie o ścisłym związku między polskością a katolicyzmem, Polską a Kościołem autora umieszcza współczesnych Polaków w dziejach, zakorzenia ich. Pokazuje, że polskość to nie tyle pewna przypadłość, nie tyle stan, w który się wpada po urodzeniu, ale zadanie, cel, misja, przeznaczenie, które można przyjąć albo odrzucić. Które można szanować, albo które można podeptać.
Wesprzyj nas już teraz!
W tym sensie Kratiuk idzie śladem tych wszystkich pisarzy czy publicystów, którzy od XIX wieku próbowali sobie na te pytanie odpowiedzieć. Czytając jego rozważania, w których takie znaczenie odgrywa właśnie Kościół i religia katolicka przypomniały mi się inne, przenikliwe i całkowicie niepoprawne (tak byśmy to dziś powiedzieli) uwagi Henryka Rzewuskiego z jego „Pamiątek Soplicy”. Pisał: „(…) ale jak jest boleśnie, że Polacy nawet siebie poznawać nie umieją i swoich wielkich mężów ważą wedle nowinek, które za granicą pochwycili. (…) Serce się kraje, ile razy czytam lub słyszę o Zygmuncie III, o tym wielkim i prawdziwie polskim królu, któren lubo na obcej urodzony ziemi, od matki swojej, cnotliwej Jagiellonki, z krwią polską wziął duszę polską, któren wolał utracić dziedziczne berła niżeli narodowość polską skazić.
Był to, mówią, fanatyk, przez jezuitów rządzony, dlatego ani w Szwecji, ani w Moskwie mu się nie wiodło. I cóż to znaczy? Trzeba było, ażeby był katolikiem w Polsce, lutrem w Szwecji, syzmatykiem w Moskwie? Czyż godzi się twierdzić, że jak kto w sobie samym zniszczy podstawę wszelkich obowiązków, ten będzie zdolniejszym wszędzie je wypełniać, że jak w sobie zniszczy narodowość własną, to wszędzie będzie narodowym? Po co Zygmunt i syn jego Kaźmierz tyle usilności łożyli, aby wiarę polską zaszczepić w Rusi? Tym krokiem Kozactwo od nasię oderwało: to była pierwszy przyczyna upadku ojczyzny! Tak to dobrowolnie zamrużacie oczy, ażeby spotwarzać to, co jest godnym waszego uszanowania i wdzięczności. (…) Zygmunt III (…) poznał, że w stosunku z Moskwą nasza narodowość jedynie na religii katolickiej się opiera. Nie mądrością światową, nie filozofami on spolszczył ruskie dzierżawy, ale religią, ale świętobliwymi mężami; a jak religia nasza te kraje ogarnęła wszystkie, inne warunki polskiego żywota same z siebie tam się wkorzeniły. (…) Sołomereccy, Zbarascy, Dorohostajscy, Ogińscy, potomkowie mocarzów, których oręż polski na prostych zniżył obywatelów, ledwo religią katolicką uznali za prawdziwą, z większym biegli zapałem bronić ogólnej równości polskiej niżeli ich przodkowie szczególnych swoich jedynowładztw ruskich. (…) Ciemny, pomimo twego światła Polaku, idź w województwo kijowskie, stań nad brzegami Dniepru i znaj, dlaczego tu się kończy narodowość nasza , dlaczego po jednej stronie miłość wolności i orszak uczuciów jej towarzyszący, z drugiej przywiązanie do niewoli i szereg nałogów, któren się nigdy nie opuszcza – a tam ocenisz tych wielkich mężów, których Zygmunt i syn jego posłali jako misjonarzy nasze narodowości; poznasz jaką nam zrobili przysługę ci spotwarzani biskupi, którzy w senacie nie chcieli zasiadać z władykami ruskimi. Oni to sprawili, że dotąd biją po polsku serca potomków ruskich bojarów na prawym brzegu Dniepru. Choć Polska zginęła, Polacy żyją i żyć będą, póki sami się nie zabiją; a nie zabiją się nigdy, jeżeli zechcą zrozumieć, co jest duchem narodu i jaka była myśl ich przodków.”
Abstrahując od języka myśl zawarta w pismach Rzewuskiego doskonale by mogła pasować do książki Kratiuka. Religia katolicka jako źródło polskiej tożsamości, jako misja dziejowa dla narodu, jako też największa kulturowa zdobycz, bo tam gdzie narodowość nasza tam też „miłość wolności i orszak uczuciów jej towarzyszący”. W tej opowieści Zygmunt III jest bohaterem pozytywnym, jest bowiem tym królem, który pchnął Polskę ku jej przeznaczeniu, odkrył najbardziej drogocenny skarb polskiego ducha: zrozumienie dla wielkości katolicyzmu, w którym to, co ludzkie jest chronione i wyniesione, a to co boskie szanowane i czczone.
Rzewuski nie był jedynym, który dostrzegał ten ścisły związek między wiarą, katolicyzmem, a specyficznym charakterem narodowym Polaków. Mimo wszelkich różnic podobne tony można znaleźć u niektórych innych polskich autorów, którzy na pytania o polskość starali się odpowiedzieć w chwili gdy Polska odzyskiwała niepodległy byt.
Dwa przykłady doskonale to obrazują. „Tak republikanizmie wewnątrz jak w polityce chrześcijańskiej na zewnątrz, szło wszakże o obronę pewnego typu życia i człowieka opartego, jak widzieliśmy przy Kochanowskim, o własną odpowiedzialność wobec Boga i wobec praw ojczystych, przyjętych dobrowolnie” – pisał w 1917 roku Artur Górski. Nawet jeśli sam Górski niesłusznie krytykował Polskę kontrreformacji (a więc Zygmunta III czy księdza Skargi), to nie ulegało dla niego wątpliwości, że istnieje ścisły, pozytywny związek między polskim idiomem narodowym a chrześcijaństwem. To religia Chrystusa przyniosła Polakom rozumienie praw, godności i wolności.
O ile dla Górskiego taki ideał polskości przejawiał się w dziele Kochanowskiego, to dla innego, współczesnego mu autora, Antoniego Chołoniewskiego, wzorcem do naśladowania była postać wielkiego hetmana, Stefana Żółkiewskiego. Pisał w 1918 roku („Duch dziejów Polski”), że ten to właśnie wielki zwycięzca w chwili największych triumfów myślał nie o swojej sławie i chwale, ale o wierze katolickiej. „Życzę sobie – marzy – śmierci słodkiej dla wiary świętej, dla ojczyzny, ale nie wiem, jeślim tej łaski od Pana Boga godzien”. Zauważa Chołoniewski: „Nie ma nim interesu osobistego, ani śladu prywaty, ani cienia niskiej ambicji. Nie umie się płaszczyć, o nic nie prosi, z tryumfów się nie przechwala, o nagrody nie dba”. Nie on jeden, zdaniem autora „Ducha dziejów Polski”. „W Żółkiewskim, Kościuszce i Traugucie znajdziemy z łatwością te same, pomimo przedziału wieków bliskie sobie, skoncentrowane rysy polskiego bohaterstwa”.
Przytaczam te różne głosy, a jest tylko skromna próbka, pokazując, jak ważnym elementem polskiego myślenia była refleksja nad specyfiką i oryginalnością narodu. Do tej też tradycji zdają się nawiązywać teksty Kratiuka. Nie ze wszystkimi jego konkretnymi twierdzeniami trzeba się zgadzać, nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że w najogólniejszych rysach zarówno jego opis polskiej cywilizacji jak i stojących przed nią wyzwań jest trafny. Pisze: „Wszystko to, co nazywamy Polską, a więc piękno gór i lasów, oryginalność obyczajów i mody, pobożność pieśni i literatury, starsze panie w kruchcie i młodzi chłopcy przed zatłoczonym kościołem podczas pasterki, wciąż ogromny opór przeciwko niemoralnym nowinkom – wszystko to jest po to, by budować w nas pamięć o jedynym celu naszego życia, o bitwie przeciwko szatanowi, której stawką jest nasze zbawienie. I to przede wszystkim z tego powodu, musimy o Polskę dbać.” Pokrewieństwo z myślami cytowanego tu Rzewuskiego rzuca się w oczy, co zresztą dowodzi ciągłości i żywotności polskiego myślenia konserwatywnego przez ostatnich dwieście lat.
W tym ujęciu Polska stanowi przedsionek do wieczności. O Polskę trzeba zatem dbać przede wszystkim ze względu na to, co nadprzyrodzone. Bitwa przeciw szatanowi toczy się bowiem nie tylko w duszy każdego człowieka, ale też w świecie, w czasie i przestrzeni, tam, gdzie człowiek żyje i działa, a więc właśnie w granicach ojczyzny, w granicach, dla nas, Polski. Klęska w tej bitwie ma nie tylko znaczenie doczesne. Gdyby Polska porzuciła swoje dziedzictwo, zawarte w obyczajach, prawach, przedsądach to kim byliby w ogóle Polacy? Masą, ciżbą, tłumem pozbawionym charakteru, ideałów, celu.
Wynika z tego, że troska o katolickie dziedzictwo w Polsce nie jest tylko, można powiedzieć, kwestią prywatną, indywidualną, ale zbiorową, państwową, także prawną. Wielką przewagą Polski nad innymi państwami Europy jest to, dowodzi Kratiuk, że nie pozwoliliśmy jeszcze zniszczyć natury, nie daliśmy się zwieść kolejnej, rewolucyjnej fali, która podmywa Europę. „Możemy sobie tylko wyobrazić, jak czuje się niemiecki katolik, któremu rodzi się dziecko. Do jego obowiązków stanu należy wychować go w katolickiej wierze i prowadzić do zbawienia. Ale jak zrobić to w kraju, w którym w szkołach obowiązkowo uczy się, że płeć jest do wyboru? A katolik z Francji, który musi wychowywać dziecko w kraju, na ulicach którego widać głównie modlących się muzułmanów oraz parady szczęśliwych „jednopłciowych nowożeńców”? A katolik, który uchował się w Czechach, gdzie niemal każdy dookoła powie mu, że Boga nie ma, a cała ta religia to nic ponad wymysły kilku chciwych ludzi?
A gdy rodzi się polskie dziecko? Pierwszym odruchem większości rodziców i dziadków nadal jest planowanie gdzie i kiedy je ochrzcić. Czyż to nie ogromna różnica w porównaniu do reszty Europy?” Pierwszym odruchem jest ochrzcić, a więc przekazać naturalnego człowieka w opiekę Kościołowi. Chrzest Polski i chrzest każdego poszczególnego Polaka – w obu przypadkach chodzi o to samo niezmywalne , nienaruszalne znamię przynależności do Boga. Dlatego, wskazuje Kratiuk, prawdziwym wyzwaniem współczesności ma być zachowanie niepodległości Polski wolnej od „obcego, to znaczy antykatolickiego rządu. Od wschodniej barbarii, islamskiego kłamstwa czy zachodniego ateizmu”. Jak to osiągnąć to już inne pytanie. Na pewno odpowiedź na nie będzie łatwiejsza dla tych, którzy książkę Kratiuka przeczytali i przemyśleli.
Paweł Lisicki
„Jak Kościół Katolicki stworzył Polskę i Polaków”
Autor: Krystian Kratiuk
Wydawnictwo: Fronda
Liczba stron: 368
Oprawa: miękka ze skrzydełkami