12 czerwca odbyła się I tura wyborów parlamentarnych we Francji. Wszystko wskazuje na to, że obóz Emmanuela Macrona utrzyma w parlamencie większość.
Wybory parlamentarne we Francji odbyły się 2 miesiące po elekcji prezydenta. Od wielu lat pewna dynamika głosowania zwykle przekłada się na uprzywilejowanie obozu zwycięzcy. W 2017 roku, po triumfie Macrona, jego nowa wówczas partia Republika w Drodze (LREM), zdobyła znaczną większość. Pod koniec kadencji ustępującego parlamentu i to pomimo wielu podziałów, Macron dysponował jeszcze znaczną większością 323 deputowanych (parlament liczy 577 członków). Do bezwzględnej większości we Francji potrzeba 289 głosów i o taką liczbę posłów walczy obóz prezydencki LREM w ramach koalicji „Razem”. Prawdopodobnie LREM wygra, ale będzie to najsłabszy wynik partii prezydenckiej w historii V Republiki.
Po I turze wydaje się, że Macronowi sztuka utrzymania władzy ustawodawczej i utworzenia „swojego” rządu się uda. Nie będzie to jednak już większość tak dominująca jak poprzednio, bo rozczarowanie jego polityką jest spore i tak naprawdę jest on „prezydentem mniejszości”. Problem w tym, że jego przeciwnicy są niemal równo podzieleni wśród głosującego elektoratu – na opozycję radykalnie lewicową (około 28 proc.) i prawicową (26 proc.). Do tego dochodzi znaczna większość Francuzów (52,49 proc.), która wybory po prostu zbojkotowała i też wynika to w dużej części z rozczarowania aktualną polityką. W tym roku padł bowiem kolejny rekord niskiej frekwencji.
Wesprzyj nas już teraz!
Zamieszanie z wynikami
Wyniki procentowe poszczególnych ugrupowań w skali całego kraju okazały się kością niezgody. Pierwsze sondażowe estymacje mówiły o wygranej lewackiej Nowej Unii Ludowej Społeczno-Ekologicznej (Nupes). Dane MSW przyznały jednak wygraną prezydenckiej koalicji „Ensemble” (LREM i koalicjanci z centrolewicy), która zdobyła 25,75 proc. NUPES podsumowano na 25,66 proc. Różnica minimalna, ale chodzi tu o prestiż zwycięzcy. Kolejne miejsca zajęło Zjednoczenie Narodowe (RN) – 18,68%, centrowi Republikanie – 11,29 proc. i wreszcie nowa partia prawicowa Erica Zemmoura „Reconquete” – 4,24 proc..
Lider Nupes, Jean-Luc Melenchon oskarżył MSW o manipulowanie wynikami, tak by przyznać zwycięstwo partii prezydenckiej. Jest w tym trochę racji. Różnica wynosi zaledwie 21 000 głosów. MSW tłumaczy się, że na otrzymanej liście kandydatów Nupes nie było ich reprezentanta z okręgu z zagranicy, więc jego głosów koalicji nie doliczono. Niektórzy kandydaci formalnie nie weszli do koalicji lewicy, więc byli zaklasyfikowani jako tzw. „lewica różna”. MSW dodaje, że podobnie potraktowano i „Razem” Macrona, bo niektórzy kandydaci, chociaż byli popierani przez tą koalicję, to formalnie ich głosy też kwalifikowano jako „inne”.
Przełożenie głosów na mandaty
Wybory we Francji odbywają się w okręgach jednomandatowych. Dlatego też wygrana w procentach w skali kraju, nie przekłada się wcale na największą ilość mandatów. Estymacje dotyczące liczby deputowanych po I turze są przybliżone, ale wskazują, że to „macroniści”, a nie lewica, wyłonią nowy rząd. Niezły wynik partii Marine Le Pen też nie przełoży się na proporcjonalną liczbę posłów, bo w II turze dojdzie do zblokowania się elektoratów Macrona i lewicy w ramach tzw. „zapory republikańskiej”.
Przewiduje się, że po II turze 19 czerwca, „Ensemble” Macroina zdobędzie od 255 do 295 mandatów, czyli gdzieś na granicy większości (minimum to 289 mandatów). Warto tu jednak pamiętać, że nawet gdyby „macornistom” zabrakło kilku głosów, to bez trudu mogą „wyciągnąć” posłów z koalicji lewicy (socjalistów lub Zielonych), „regionalistów”, czy z centrowych Republikanów. Lewicowa koalicja Nupes złożona ze Zbuntowanej Francji Melenchona, ale także socjalistów, komunistów i Zielonych może liczyć na 150 do 190 posłów. W tej Ludowej Unii Ekologiczno-Społecznej, Komunistyczna Partia Francji miałaby od 10 do 16 mandatów, Zieloni od 20 do 30 mandatów, PS od 24 do 29 mandatów, a LFI (Zbuntowani) od 96 do 115 posłów.
Szacuje się, że od 20 do 45 mandatów (od 15 do 30 według innych) może zdobyć Zjednoczenie Narodowe (RN) Marine Le Pen. Już 15 mandatów pozwoliłoby tej partii wreszcie utworzyć grupę parlamentarną. Na 40 do 60 mandatów mogą liczyć centrowi Republikanie, a prawicowa Rekonkwista Erica Zemmoura swojego deputowanego mieć nie będzie. Okręgi jednomandatowe rządzą się jednak swoimi prawami. Marine Le Pen zresztą od razu skrytykowała „sklerotyczny i przestarzały system wyborczy”, który nie oddaje proporcjonalnie poglądów Francuzów.
Wygrali już w I turze
Kandydaci, którzy uzyskali ponad 50 proc. głosów otrzymują mandat już po I turze, ale pod warunkiem, że jest to ponad 25 proc. sumy głosów wszystkich wyborców zarejestrowanych w danych okręgu. Nie było to łatwe, o czym przekonała się Marine Le Pen. Liderka RN osiągnęła duży sukces osobisty i w okręgu Hénin-Beaumont w Pas-de-Calais zdobyła w I turze 63,49 proc. Mimo tego, musi jednak stanąć do dogrywki w II turze, bo niska frekwencja nie dała jej wymaganej większości 25 proc. Jej świetny wynik przekłada się tylko na 23,4% głosów wszystkich opoważnionych do wyborów. Jej rywalką w II turze będzie kandydatka lewicy Marine Tondelier (17,56 proc.), ale „dogrywka” wydaje się tu formalnością.
W sumie kandydatów, którzy wygrali w I turze jest niezbyt dużo. Pięciu kandydatów, w tym czterech z Nupes, zdobyło mandat w Île-de-France. Są to radykalni lewicowcy (jak Sophia Chikirou, Alexis Corbière, czy Danièle Obono) , co pokazuje, jak wyglądają nastroje polityczne w regionie paryskim. Nawet w bogatej XVI dzielnicy Paryża, w pierwszej rundzie wygrała kandydatka Nupes, mocno lewicowa Sarah Legrain ze Zbuntowanej Francji.
Po stronie większości prezydenckiej „Razem!” w pierwszej turze wygrał tylko Yannick Favennec (57,3 proc.) w 3. okręgu Mayenne. Reszta powalczy dopiero o mandaty w II turze. Nawet premier Elisbateh Borne, chociaż zdobyła prawie 45% i będzie 19 czerwca faworytką, na mandat musi jeszcze poczekać.
Dogrywki II tury
Do takiego finału wchodzi dwójka kandydatów z najlepszymi wynikami, lub nawet trójka, jeśli ten trzeci ma wynik 12,5 proc. głosów wszystkich zarejestrowanych w okręgu wyborców. Przy niskiej frekwencji, takich dogrywek z udziałem trójki kandydatów w tym roku prawie nie ma.
W II turze nie znajdzie się kilku ważnych polityków. Spora niespodzianka i ciekawostka to wyeliminowanie Jeana-Michela Blanquera, byłego ministra edukacji, w IV okręgu wyborczym Loiret. Nie zakwalifikował się do drugiej rundy, a wygrał tu kandydat RN z wynikiem 31,45 proc.. Balnquer składa już odwołania. Jednak największa i raczej przykra niespodzianka to fakt, że w Var odpadł w I turze Eric Zemmour. W II turze prawicę będzie reprezentował w tym okręgu kandydat Zjednoczenia Narodowego Maine Le Pen. To symboliczne zwycięstwo Le Pen w wcale o rząd dusz na prawicy.
W sumie do „dogrywek” w II turze prezydenckie „Ensemble !” wprowadziło 417 kandydatów, lewicowe Nupes – 380, Zjednoczenie Narodowe – 208, centrowi Republikanie – 71, tzw. „lewica różna” – 29, niezależni kandydaci „regionalni” – 18, tzw. „prawica różna” – 15, „niezależni centrowi” mają 10 kandydatów, UDI (Unia Niezależnych Demokratów) – 5, „inni” – 2 i po jednym „skrajna prawica” oraz „prawicowi suwereniści”.
Wszyscy niezadowoleni
Obóz prezydencki wyjdzie z wyborów ze znacznie pomniejszoną reprezentacją w parlamencie. Zapowiadane przez Emmanuela Macrona reformy mają tylko względne poparcie, a w społeczeństwie widać duży opór wobec jego pomysłów. Jego kandydaci uzyskali o 3 punkty proc. mniejsze poparcie, niż jego wynik wyborczy. O 7 pkt. proc. mniej, niż w 2017. To co najmniej „żółta kartka”.
Warto zwrócić uwagę na słabe wyniki dwójki „postępowych” ministrów obecnego rządu. Faworytami II tury nie będą np. Amélie de Montchalin (minister ekologii), czy Clément Beaune (aktywista LGBT i minister ds. europejskich). Delikatna jest w II turze sytuacja także Christophe’a Castanera, byłego ministra i przewodniczącego grupy LREM w Zgromadzeniu Narodowym. O porażce Blanquera już wspominaliśmy, a to niegdyś „wschodząca gwiazda” w obozie Macrona.
Nupes liczyła na zwycięstwo i to, że po wyborach, Melenchon zastąpi Borne na stanowisku premiera. Kohabitacji raczej jednak nie będzie. „Partia prezydencka jest pokonana” – mówił zaraz po pierwszych wynikach sondażowych Jean-Luc Mélenchon, ale i tu MSW zrobiło mu następnego dnia niespodziankę i na pozycji lidera umieściło obóz Macrona. Zapowiada się jednak silna opozycja lewicowa. Będzie się starała blokować reformy gospodarcze i niestety, wspierać wszelkie pomysły „progresywizmu społecznego”. Jak powiedział Eric Zemmour, wybór pomiędzy Macronem a Malenchonem, to wybór pomiędzy lewicą technokratyczną a ideologiczną.
Tymczasem mnożą się apele polityków zarówno lewicy, jak i „macronistów” o głosowanie przeciw kandydatom RN Marine Le Pen. Premier Elisabeth Borne wrzuciła do jednego worka „melenchonistów” i „lepenistów” i mówiła, że „stawką II tury są nasze wartości: wolność, równość, braterstwo i sekularyzm”. Dodała, że „jesteśmy w obliczu bezprecedensowego awansu skrajności”. „Ani jednego głosu na RN!” – apelowała rzecznik rządu Olivia Grégoire. Ito samo mówi minister edukacji narodowej Pap Ndiaye. Wychodzi na to, że w 58 okręgach, gdzie kandydaci Zjednoczenia Narodowego zamierzą się z kandydatami Nupes, obóz prezydencki woli wspierać partię Melenchona.
Pozytywy dla partii narodowej to perspektywa utworzenia własnej grupy parlamentarnej, ale przede wszystkim pozbycie się problemów finansowych. Osiągnięty wynik ponad 19 proc. to spore dofinansowanie i zwrot kosztów z budżetu. Partia ta jest bardzo zadłużona i była niemal na krawędzie bankructwa. Na początku roku ratowała się pożyczką z banku węgierskiego. Licząc na zebranie większej ilości głosów, które przekładają się na dotacje, m.in. dlatego odrzuciła propozycje wspólnego startu z Rekonkwistą Zemmoura. Partia Le Pen jednak nie będzie główną siłą opozycji.
Przegrał Zemmour. Żaden z kandydatów „Reconquête” nie zakwalifikował się do drugiej tury. To chyba koniec projektu stworzenia nowej partii prawicy, który miał przyciągnąć część elektoratu Le Pen i sieroty po Republikanach. Sam Zemmour mówił po ogłoszeniu wyników, że Francja nadal potrzebuje zjednoczenia prawicy, która zahamuje antynarodowe działania lewicy, ale takie zjednoczenie może obecnie tylko zainicjować partia narodowa. Kosztem wyniku Zemmoura trochę swój stan posiadania ocalili Republikanie. To ostatnia „tradycyjna” partia Republiki, która samodzielnie wystartowała w wyborach pod swoim szyldem. Wydaje się jednak, że to także formacja schyłkowa. Ma jeszcze większość w Senacie, w izbie niższej zdobędzie być może około 50 mandatów, ale sama jest rozdarta wewnętrznymi sporami. W ich przypadku chodziło o grę na przetrwanie i udało się to tylko częściowo.
Będzie jak było
Wydaje się, że wybory zmienią krajobraz polityczny Francji w niewielkim stopniu. Potwierdziły erozję dawnego układu, ale też osłabienie projektu „technokratycznego” w postaci Macrona. Przypomnijmy, że pojawienie się tego polityka miało ratować system, przed przejęciem władzy przez prawicę po blamażu rządów socjalisty Hollande’a (odpowiednikiem takiego projektu, ale nieudanego, w Polsce był np. Petru, a później Hołownia).
Francję czeka zapewne kontynuacja dotychczasowej polityki, ale przy coraz większych podziałach społecznych, a także radykalizacji postaw po lewej i prawej stronie. Macron będzie nadal zarządzał przez kryzysy, w czym ma już spore doświadczenie (od „żółtych kamizelek”, przez pandemię i rozmaite protesty społeczne). W II kadencji nie musi się też specjalnie samo-ograniczać (trzeciej kadencji nie ma), chociaż z drugiej strony otrzymuje jednak dość warunkowy mandat władzy.
Bogdan Dobosz