Sto lat temu Feliks Koneczny napisał książkę pt. Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski. Niedawno została ona wznowiona nakładem krakowskiego wydawnictwa Miles. Uczony pisał wówczas o „myśleniu celowym”, o potrzebie tworzenia wydarzeń przez Polaków i Polskę, a nie tylko o przyjmowaniu za pewnik jakiejś wydumanej konieczności dziejowej.
Zacytujmy monumentalne dzieło Mistrza:
„Nie umiemy też patrzeć z otuchą w przyszłość, bośmy przywykli wyobrażać ją sobie, jako skazaną z góry na pewien kształt nieuchronny, skutkiem przyczynowego związku faktów. Skoro zaś przyszłość z góry jest zdeterminowana, na nic myśleć o tym, jaką ona być winna i starać się, żeby była taka, jak tego pragnęlibyśmy; pragnienia nasze nie mają tu nic do rzeczy, a cała inteligencja nasza wysilać się musi jedynie na to, by odgadnąć, obliczyć to, co jest nieuchronnym i nieodwracalnym i… zastosować się do tego z jak najmniejszą dla siebie szkodą, a jeśli się da, z jak największym zyskiem. Oto ostatni skutek ekskluzywności myślenia według kategorii przyczynowości. Można to śmiało nazwać niedołęstwem życiowym. Wypadki przewalają się nad biernymi świadkami toku dziejów, z których najlepsi, myślący myślą tylko o tym, jaka przyczyna tego, co się koło nich dzieje. O kierowaniu wypadkami, o zapobieganiu złemu jakżeż trudno mówić z takimi ludźmi; o wytwarzaniu zaś dobra, o tworzeniu wypadków nie da się nimi mówić zgoła. A jednak możebnym jest tworzenie wydarzeń! Gdybyśmy choć połowę zabiegów, zużytych na pogrzebanie w inteligencji europejskiej kategorii myślenia celowego, użyli na wskrzeszenie tej zdolności, jeszcze bylibyśmy ocaleni z odmętu straszliwego, w jaki nas pogrążyła bierność ostatnich pokoleń, nieposiadających już kultury czynu celowego, tj. zastosowanego nie do wniosków snutych z dociekania przyczyn, ale do pragnień cywilizacyjnych (…)
Wesprzyj nas już teraz!
Z powszechnej zdatności do myślenia powszechnie nie korzysta się. Oto całe zagadnienie! Podobnież powszechna zdatność do czynu pozostaje powszechnie bezczynną. Nie wystarcza tedy zdatność sama, trzeba chęci, a raczej silnej woli korzystania ze zdatności, wyzyskania jej i wyćwiczenia. Obie one zaś mają to do siebie, że używanie ich przyjemnem z początku nie jest, bo polega na wysiłku, a to sprawia ból. Od myślenia boli głowa nieprzywykłego, a zabiera to czas, którego można użyć na łatwiej dostępne i na poczekaniu wypłacające się przyjemności życia. Żaden wysiłek nie sprawia sam przez się fizycznej przyjemności, i dlatego ludzie prymitywni go unikają.
Poprzez szereg nieprzyjemności, dotkliwych częstokroć, musi się wyrobić w sobie kulturę myślenia i kulturę czynu – tj. zdolność myślenia ciągłego, i zarazem czynności nieustannej – i wtenczas dopiero jest się człowiekiem myślącym i osobnikiem twórczym. Stosunek myśli do czynu decyduje o kształcie życia, tak indywidualnego jako też zbiorowego. Jak bywają czyny bezmyślne, podobnież nie brak myśli bezpłodnych. Cała rzecz w tem, żeby skoordynować obie te dziedziny, żeby dążenia oprzeć o myśl dojrzałą, żeby nie było czynów bez dokładnego przygotowania się do nich, a myśl żeby nie poprzestawała na badaniu przyczynowości, lecz – by była też celową, poszukującą dróg czynowi.
Kultura czynu polega na myśleniu według kategorii celowości. Nie ma tedy nic pożyteczniejszego dla narodu jak zastanawianie się nad jego celem i popularyzowanie tego toku myśli; pomnaża to bowiem zdatność do czynu. Przejmowanie się celem musi wieść do pragnienia, żeby cel spełnić, a więc w rezultacie do myślenia celowego.
Poznanie siebie samego stanowić musi pierwszy szczebel na tej drodze, a czyż trzeba rozwodzić się nad korzyściami z tego płynącemi? Cel narodu nie może bowiem pochodzić z zewnątrz niego, z poza niego, lecz musi tkwić w nim samym i w nauce i wysnutym być jako wniosek, z jego zasobów i zdolności. Nie może naród żaden mieć celu z poza siebie, boć w takim razie cel ten byłby mu obcy, narzucony. Rzecz jasna, że cel musi być dobrowolny, z własnej wynikający ochoty, z własnego zaczerpnięty ducha.
Jak naród nie stanowi formy apriorycznej, jak narodowość nie jest siłą aprioryczną, tak też cel narodu apriorycznym być nie może. Mylnem było rozumienie »misji dziejowej«, jako celu wytkniętego narodowi z góry przez nadprzyrodzony porządek (przez Opatrzność). Żaden naród nie ma koniecznie celu, wszak wolno mu żyć życiem niepełnem, wegetować w granicach walki o byt. Można nawet w granicach tych wykonać niemały szereg »czynów historycznych«! Żaden naród nie musi wznosić się do celowości swego bytu; wolno każdemu poprzestać na przyczynowości, która zdziałała w pewnym okresie czasu z pewnych ludów dany naród, a skoro już istnieje, więc dbać o zabezpieczenie istnienia, którą to drogą można dojść nawet do wielkiej potęgi. Celowość bytu narodowego stanowi ciężar, który się dobrowolnie nakłada na siebie, i który może być każdej chwili zrzucony.
Naród sam sobie swój cel oznacza. W różnych czasach może on być zmienny, a więc tem samem stanowić może przedmiot badań historycznych. W danym zaś czasie mogą postawić się rozmaite dążenia co do celu, wątpliwości co do jego wyboru lub odrzucenia, a zatem sprawa celu może stanowić przedmiot roztrząsania. Wszystko zaś, nad czem zastanawiać się można poważnie, może, a raczej winno stanowić przedmiot dociekania naukowego.
Dociekanie znaczenia i celu jakiegoś narodu nie jest tedy niczem innem, jak pogłębieniem badań nad właściwościami tegoż narodu; polega ono na ujęciu znanego i powszechnie uznanego zagadnienia naukowego w inną metodę”
Niestety, po stuleciu od skreślenia tych słów przez krakowskiego pisarza, to, na co wówczas narzekał, wciąż pokutuje – Polacy zdają się w niemałej liczbie swych politycznych przedstawicieli oraz intelektualnych czy duchowych przywódców zbyt rzadko stawiać sobie jako zbiorowości tworzącej państwo cele ambitne i inne niż pozostałe narody.
Czy polscy politycy i liderzy opinii bowiem, również ci z tzw. prawicy, w ogóle wyobrażają sobie Polskę poza strukturami antychrześcijańskich organizacji międzynarodowych? Czy wyobrażają sobie, że jej siłą i potęgą może stać się odróżnienie od innych państw i zachowanie własnej, solidnej tożsamości narodowej i kulturowej, opartej przecież na tysiącu lat tradycji. Czy potrafią dostrzec, że w innych krajach świata istnieją coraz silniejsze, choć wciąż nieliczne grupy kontrrewolucjonistów wskazujących na Polskę i Polaków jako na nadzieję dla zachowania normalności? Jako nadzieję dla nich samych. Że Polacy coraz częściej ewakuują się z krajów Zachodu i wracają do ojczyzny, bo obawiają się o przyszłość kulturową swoich dzieci, które inaczej musieliby oddać w ręce tęczowych reżimów zniewalających umysły i zakazujących chrześcijańskich symboli w sferze publicznej. Czy doceniają, że to polskie władze coraz częściej odbierają od rodziców z Zachodu prośby o azyl w Polsce – właśnie ze względu na dobro swych dzieci?
Gdy swoje dzieło tworzył Feliks Koneczny, pisał następująco: „Nie ma zgoła jednej cywilizacji europejskiej, lecz bywają w Europie cywilizacje rozmaite. Skutkiem tego Europejczyk musi… wybierać. Ma obecnie do wyboru dwie cywilizacje chrześcijańskie: łacińską i bizantyjską, tudzież dwie niechrześcijańskie: turańską i żydowską. Skoro tylko zdamy sobie sprawę z istnienia koło nas rozmaitych cywilizacji tak różnych, wystarczy chwila zastanowienia, by zrozumieć, że nie można ich mieszać. Żaden krok naszego życia nie może być cywilizowanym na dwa sposoby! A cóż dopiero pochód dziejowy!”.
Od czasu, gdy profesor Koneczny kreślił te słowa, wiele się w Europie zmieniło. Nie ma już dawnych cywilizacji chrześcijańskich, skrzępy tylko jednej z nich istnieją jeszcze najlepiej zachowane w Polsce. I można na nich podjąć próbę odbudowy. Nie zmieniło się natomiast to, że Europejczyk nadal musi wybrać – dziś już między wojtyliańskimi cywilizacjami życia i śmierci. Polacy, jako społeczność, również muszą dokonać stanowczego wyboru.
Pisał bowiem dalej Koneczny: „Walka obozów chrześcijańskiego i antychrześcijańskiego zaostrza się do tego stopnia, iż nikt nie będzie mógł pozostać w niej neutralnym, albowiem tarcie przeciwieństw cywilizacyjnych przenika już wszystkie dziedziny życia. Musi nadejść dzień, w którym nie będzie już ślepych nieświadomych narzędzi jednej ze stron walczących, lecz wszyscy zdawać będą sobie sprawę ze stanu rzeczy, i każdy będzie ponosił pełną odpowiedzialność za każdy swój krok, nie tylko w życiu publicznym, ale niemniej w prywatnym, potocznym, bo każdy krok będzie służył na wzmocnienie tego lub tamtego obozu. Walczy się o chrześcijaństwo. My, Polacy, walczymy o katolicyzm, o ten jedyny w chrześcijaństwie pozytywny Kościół, Kościół par excellence. Czyż katolicyzm urządzi nam na nowo społeczeństwo i państwo? Czyż Kościół ma na tyle inicjatywy? Religia stanowi w naszej cywilizacji tło postępków i drogowskaz; jak już powiedziano, nie ma zastępować twórczości ludzkiej, lecz ją pobudzać do tym większej działalności (…) My, Polacy, mamy w tradycji swego Logosu, żeby przeć Kościół do tego, iżby zajął się wprowadzeniem Ewangelii w życie publiczne (…). Nie wymyśliliśmy nowego ideału, nie wskazaliśmy nowego celu, boć to jest nowym słowem odziana myśl św. Augustyna De civitate Dei, od którego czasów, jak już stwierdziliśmy, nie trzeba celu wskazywać, lecz środki do celu wiodące”
Profesor Koneczny przestrzegał jednak przed przedmiotowym traktowaniem Kościoła i jego nauki: „Nie możemy poprzestawać na ogólnikowym określeniu, że ma on wprowadzić etykę chrześcijańską do polityki, bo wywołujemy przez to tylko pytanie: a jakichże użyć środków, by chrześcijańska etyka wprowadzona była do polityki? Historia zna »święte przymierze«, którego akt zaczyna się od wezwania Trójcy Przenajświętszej, którego uczestnicy powoływali się ciągle nie na co innego, jak właśnie na to, że należy politykę oprzeć na religii i że oni to robią, a byli to najgorsi zbirowie, jakich zna historia nowożytna. Znamienny przykład, jak rzeczywistość wymaga czegoś więcej ponad ogólnik”
Powtarzam wiele za Feliksem Konecznym, bo pisząc o celach istnienia Polski, nie ma sensu wymyślać prochu, skoro wszystko opisał już ten wielki uczony. „Jakość polskiego Logosu zdecyduje o polskiej potędze. Jedynym przeto niezawodnym środkiem do wielkości Polski może być kontynuowanie swoistej kultury polskiej.
Warto pamiętać, że Koneczny pisał te słowa, gdy wciąż widział w Europie żywotną cywilizację łacińską. Nasze pokolenie tego szczęścia już nie zaznaje. Co jednak istotne, pisarz podkreślał:
„Uczestniczyliśmy już w wytyczaniu linii Dobra powszechnego chrześcijaństwa – i wytyczaliśmy ją odmiennie od społeczeństw Zachodu, a zupełnie dobrze. Przy bezwarunkowej tedy zgodności celów z zachodnią Europą, możemy mieć ku temu środki od niej inne; a nawet wartość nasza polegać będzie właśnie na tym, żebyśmy mieli środki odmienne, swoje własne. W nich nasz dorobek cywilizacyjny, rodzimy, swoisty”
I wreszcie najważniejsze słowa: „Cel musi być zgodny z geografią polityczną, a z niej wynika dla nas wiele korzyści, wbrew nawet wadom naszym; ale warunek: silnik ustawić tam, gdzie naturalne złoża wszystkich tych sił, które składają się na silną kulturę umysłową (…). Celem Polski winno być dążenie do tego, by w Europie Środkowej zapanowała wyłącznie cywilizacja łacińska (…). Wołajmy, więc na całą Europę: nie można być cywilizowanym na dwa sposoby! Jeżeli powiedzie się nam przekonać o tym opinię publiczną zachodniej Europy, pożyszczemy zasługę europejskiej miary, niemniejszą od dawnych, od bitwy legnickiej do odsieczy wiedeńskiej: ocalimy jeszcze raz cywilizację zachodnioeuropejską. W tym kierunku wielkość polskiego Logosu i potęga Ethosu naszego, żeby zachodniej Europie otwierać oczy na grożące niebezpieczeństwo; przestrzec te czynniki, które przez nieznajomość spraw stają się nieświadomymi narzędziami walki podjętej przeciw zachodniej cywilizacji i chrześcijaństwu; dopomóc do utworzenia pozytywnego programu chrześcijańskiego państwa i społeczeństwa na nowy okres dziejów. W miarę spełniania tego celu będziemy się stawali ośrodkiem nowego porządku w Europie. Jeżeli się nam powiedzie, zapewnić wyłączność cywilizacji łacińskiej w Europie Środkowej, idee polskie zdobędą sobie nie tylko ku Wschodowi pole ekspansji kulturalnej, lecz oprą się na opoce Zachodu; a wtenczas Ethos polskie dokona nowej ewolucji ku Civitas Dei pośród społeczeństw chrześcijańskich”
Koneczny doskonale wiedział, że pracując dla polskości, dla polskiego katolicyzmu „działamy zarazem najlepiej dla powszechności ludów, dla dobra religii, dla podniesienia całego poziomu myśli i ducha. Bez niepodległości Polski nie było i być nie mogło urzeczywistnienia chrześcijaństwa; bez utrwalenia jej niepodległości i obwarowania w sposób należyty urzeczywistnienie to pozostanie problematycznym”
Bardzo bym chciał, żeby polscy politycy, biskupi i liderzy polskiej i katolickiej opinii publicznej wypisali sobie na sztandarach następujące słowa Feliksa Konecznego: „Historię robi się zawsze, a całymi pokoleniami, z dnia na dzień, bez jednego dnia przerwy; a kiedy się jest przygotowanym do czynu, wtedy samemu wywołuje się sposobność, o co nigdy nietrudno, bo chcący, a mogący zawsze ją znajdzie. Określając jako cel Polski dążenie do tego, by w Europie Środkowej zapanowała wyłącznie cywilizacja łacińska, nie mam na myśli jakiegoś apriorycznego przeznaczenia. Przypominam, co w rozdziale wstępnym mówiłem o tym, jak naród sam sobie cel oznacza (a może zgoła celu nie mieć). Redukuje się przeto rzecz do tego, że na podstawie najlepszego swego przekonania naukowego, wyniesionego ze studiów historycznych, sądzę, że obranie tego celu jest jedynym sposobem, żeby historia nie robiła się około Polski bez względu na jej interesy, żeby Polska nie stała się pozycją bierną w grze sił dziejowych, lecz żeby Polak sam robił historię, żeby z charakteru polskiego wykrzesać walory polityczne”.
Powyższe cytaty z Feliksa Konecznego zostały wybrane przez Krystiana Kratiuka i wykorzystane jako przytaczany tu fragment książki „Jak Kościół katolicki stworzył Polskę i Polaków” opublikowanej przez wydawnictwo Fronda.