Jak grom z jasnego nieba gruchnęła informacja o krytycznym wobec najbardziej postępowych progresistów niemieckich oświadczeniu Stolicy Apostolskiej. Warto je jednak czytać dokładnie, pamiętając, że w ideologii modernistycznej umyślna nieścisłość języka jest zabiegiem stosowanym zwykle w konkretnym celu.
Od trzech lat – a więc od momentu zapoczątkowania niemieckiej „drogi synodalnej” – na PCh24.pl ostrzegamy przed jej rozwojem i wpływem na inne Kościoły partykularne. Wielokrotnie przestrzegaliśmy przed niebezpiecznymi ideami, błędami i herezjami promowanymi w czterech głównych filarach „drogi” – skupiających się na władzy i podziale władzy w Kościele, życiu w kolejnych związkach w tym związkach homoseksualnych, dekonstrukcji kapłaństwa i większej „roli kobiet”. Niemcy pragną bowiem między innymi błogosławić związki jednopłciowe i rozwodników, oddać władzę w Kościele świeckim (również władzę nad kształtem i pojmowaniem doktryny), otworzyć bramy dla idei kapłaństwa kobiet i przeformułować prawdę o kapłaństwie powszechnym.
Watykan od czasu do czasu – zdecydowanie zbyt rzadko i zbyt mało stanowczo – zwracał uwagę Niemcom na pewne niebezpieczeństwa. Obawiając się podejmowania decyzji w zbyt ważnych sprawach przez lokalny Kościół, już w 2019 roku papież pisał do niemieckich biskupów list w którym sprzeciwiał się zamiarom kwestionowania doktryny i dyscypliny kościelnej oraz zapowiedziom samodzielnego wydawania przez „drogę synodalną” wiążących dokumentów w tych sprawach. Również w 2019 r. kardynał Marc Ouellet – prefekt Kongregacji ds. Biskupów – napisał do kardynała Reinharda Marxa, ówczesnego przewodniczącego konferencji biskupów niemieckich, aby poinformować, że dokonana przez Papieską Komisję ds. Tekstów Prawnych ocena prawna projektu statutu zgromadzenia synodalnego przesądziła, że obrady nie mają mocy wiążącej. Do dziś biskup Georg Bätzing z Limburga – szef konferencji niemieckich biskupów – upiera się, że wszystko jest w porządku a biskupi i katolicy niemieccy „nie są schizmatykami”.
Wesprzyj nas już teraz!
Nowe oświadczenie Watykanu wzbudziło nadzieje konserwatywnych katolików – wielu zobaczyło w nim interwencję papieża w obliczu herezji. Musimy jednak dokładniej zgłębić krótki tekst opublikowany przez Stolicę Apostolską by zastanowić się, czy radość aby nie jest przedwczesna.
Oto cała treść wspomnianego króciutkiego oświadczenia przetłumaczona na polski przez Katolicką Agencję Informacyjną: Mając na celu ochronę wolności Ludu Bożego i wykonywania posługi biskupiej konieczne wydaje się uściślenie, że „Droga Synodalna” w Niemczech nie ma mocy zobowiązującej biskupów i wiernych do przyjęcia nowych sposobów rządzenia oraz nowych podejść do doktryny i moralności. Niedozwolone byłoby inicjowanie w diecezjach nowych struktur urzędowych lub doktryn, przed uzgodnieniem ich na poziomie Kościoła powszechnego. Stanowiłoby to ranę dla komunii kościelnej i zagrożenie dla jedności Kościoła. Jak przypomniał Ojciec Święty w liście do pielgrzymującego Ludu Bożego w Niemczech: „Kościół powszechny żyje w i z Kościołów partykularnych, tak jak Kościoły partykularne żyją i rozkwitają w Kościele powszechnym i z niego. Gdyby były oddzielone od Kościoła powszechnego, osłabłyby, podupadły i umarły. Stąd konieczność utrzymywania zawsze żywej i efektywnej komunii z całym ciałem Kościoła”. Wyrażamy więc życzenie, aby propozycje Drogi Kościołów partykularnych w Niemczech wtopiły się w drogę synodalną, którą podąża Kościół powszechny, dla wzajemnego ubogacenia i świadectwa tej jedności, z jaką ciało Kościoła manifestuje swoją wierność Chrystusowi Panu.
Uwagę zwracają szczególnie dwa zdania. Pierwsze: Niedozwolone byłoby inicjowanie w diecezjach nowych struktur urzędowych lub doktryn, przed uzgodnieniem ich na poziomie Kościoła powszechnego oraz dopowiadające zdanie: Stanowiłoby to ranę dla komunii kościelnej i zagrożenie dla jedności Kościoła.
Z treści dokumentu wyraźnie więc wynika, że Watykan postanowił zainterweniować nie tyle w sprawie konkretnych herezji, ale w obawie o dwie inne kwestie. O jedność Kościoła i o to, by nie wprowadzić nowych struktur czy doktryn PRZED uzgodnieniem ich na poziomie Kościoła powszechnego.
Rewolucja dwóch prędkości?
Papież Franciszek prowadzi rewolucję konsekwentnie – i konsekwentnie pragnie by rewolucyjne zmiany którym z całą pewnością sprzyja, zostały przyjęte przez Kościół szerzej niż tylko w Niemczech. I to we wszystkich miejscach jednocześnie – a nie poprzez naśladowanie jednego konkretnego Kościoła partykularnego. To po to został przecież powołany do życia „Kościół synodalny”, dlatego też zmiany próbowano przeprowadzić na konkretnych synodach biskupich poświęconych konkretnym kwestiom, a kiedy to się nie udało (wobec silnego oporu pewnej grupy biskupów) wymyślono wreszcie karkołomny „synod o synodalności”.
Po co?
Otóż po to właśnie by pokazać światu i Kościołowi, że skoro podczas synodów biskupów nie udało się dojść do porozumienia to przynajmniej świeccy z całego świata pokazują, jak bardzo pragną zmian. A jak w dobie ubóstwienia demokracji można dyskutować z „większością”?
Franciszek niejednym uczynkiem dał już znać że pragnie zmiany nauczania o homoseksualistach (od słynnego „kim jestem by oceniać geja” po listy pochwalne do progejowskich kaznodziejów), o diakonacie a może nawet kapłaństwie kobiet (powoływana wielokrotnie komisja w tym celu), o klerykalizmie kościelnym objawiającym się rzekomo sprawowaniem kościelnej władzy przez mężczyzn (niezliczona liczba wypowiedzi) i tak dalej. Ale nie zrobił w żadnej z tych spraw decydującego kroku. Dlaczego? Bo on nie chce zrobić tego jako papież – chce by zrobił to cały „Kościół synodalny”.
I tak być może należy odczytywać watykańską notę hamującą nieco niemiecki rewolucyjny walec. Być może dlatego padają tam słowa o niewyprzedzaniu Kościoła a nie np. o niezmienianiu mu struktury lub niebrnięciu w herezję.
Z punktu widzenia progresistów jest to oczywiście myślenie rozsądne – jeśli bowiem rewolucja ma zostać przeprowadzona skutecznie, dobrze by była podżyrowana autorytetem Kościoła powszechnego. A to może stać się wtedy, kiedy decyzje o zmianach nie będą podejmowanie przez lokalnych biskupów, nie przez jeden kraj, a nawet nie przez papieża który doczekał się sporej opozycji. To musi powiedzieć mityczny „lud”, większość. Dlatego Rzym – który przecież ostatecznie podejmie decyzję o tym co mówi lud Boży otwarty na „niespodzianki ducha” – nie może pozwolić sobie na zostanie „wyprzedzonym” przez Berlin, Monachium czy Limburg. Nie może dopuścić do zaistnienia rewolucji dwóch prędkości.
Dlaczego teraz?
Dlaczego zatem nota Stolicy Apostolskiej została opublikowana właśnie w tych dniach? Powszechnie interpretuje się ją jako odpowiedź na kolejne homo-heretyckie wystąpienie wysokiego przedstawiciela niemieckiej „drogi synodalnej”, tym razem opublikowane również w amerykańskich mediach. Na stronach redagowanych przez niesławnego o. Jamesa Martina, sekretarz generalny Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików (ZDK) Marc Frings stwierdził wprost, że celem „drogi synodalnej” jest zmiana nauczania Kościoła na temat homoseksualizmu. Dodał, że dokumenty „Drogi” są „świadomą wypowiedzią przeciwko obecnemu katechizmowi katolickiemu, który od połowy lat 70. jest krytyczny i lekceważący wobec homoseksualizmu i nadal wytyka aktywność homoseksualną jako grzech”.
Cytując dokumenty „Drogi synodalnej”, Frings napisał, że „pilnie wymagane jest uznanie równości i prawomocności orientacji nieheteroseksualnych, ich praktyk i związków, jak również wyeliminowanie dyskryminacji ze względu na orientację seksualną.”
Tekst ten pojawił się w mediach 17 lipca, nota Stolicy Apostolskiej zaś 21 lipca. Wydaje się jednak, że do papieża Franciszka w tych samych dniach mogły dotrzeć słowa jego duchowego inspiratora, kardynała Waltera Kaspera. A ten nie wypowiedział się ostatnio na temat homo-herezji, ale na inny poruszany przez jego rodaków temat „drogi synodalnej”. A mianowicie na temat… władzy w Kościele.
Otóż kilka tygodni temu niemieckie media poinformowały, iż w dokumencie niemieckiego Zgromadzenia Synodalnego przewidziano ustanowienie Rady Synodalnej, jako „ciała konsultacyjnego i decyzyjnego”, którego celem ma być oddolne współdecydowanie o Kościele w Niemczech, podobnie jak się to dzieje w Kościele ewangelickim. Co konkretnie to oznacza? Otóż to, że to nie biskupi kierowali by swoimi diecezjami, lecz Rada Stała, z równą reprezentacją biskupów i laikatu, „określająca przyszłe drogi Kościoła katolickiego w Niemczech”. To do tych planów właśnie – dodajmy, że w bardzo ostrych słowach – odniósł się jeden z koryfeuszy rewolucji, kardynał Kasper, mówiąc, że plany Drogi Synodalnej pochodzą od złego ducha, który niszczy strukturę, „której Chrystus chciał dla swego Kościoła”. Gdyby zamiast wyświęconego sakramentalnie kapłana na czele Kościoła stanął jakiś organ, byłoby to zdaniem kardynała Kaspera równoznaczne ze „zbiorową rezygnacją biskupów”. Cóż, rewolucja nie po raz pierwszy zjada własne dzieci.
Być może to więc zapowiedź zmiany struktury władzy w Kościele niemieckim wywołały w Watykanie tak duże poruszenie, że papież zdecydował się po raz kolejny spowolnić niemiecką rewolucję. Powodów niechęci wobec tej zmiany może być oczywiście kilka. Papież może po prostu uważać, że na czele diecezji powinien jednak stać biskup (jak chce tego dwutysiącletnia Tradycja), ale może też po prostu zdawać sobie sprawę, że oddanie władzy przez duchowieństwo na tym etapie wewnątrzkościelnej rewolucji nie jest jeszcze pożądane. Być może oddani idei zmiany Kościoła rewolucjoniści (tacy często bywają przecież obdarzeni „gorącymi głowami” a zatem i bardzo wyrywni) są jeszcze potrzebni na swoich stanowiskach.
Rewolucja – jak uczy historia – potrafi bowiem wyrzekać się bardzo wielu spraw. Ale przecież nie raz zdobytej władzy.
Krystian Kratiuk
Zobacz program Ja, katolik:
Watykan upomina Niemców. Czy PAPIEŻ przestraszył się SCHIZMY? || Ja, katolik