Jeżeli rząd chciałby przekonywać, że „maseczki” mają jedynie służyć naszemu zdrowiu, to działania podjęte przeciwko posłom Konfederacji pokazują coś wręcz przeciwnego. Pandemia ponoć prawie się skończyła, posłowie szczęśliwie nikogo nie zarazili, ale oto okazuje się, że mogą stracić immunitety za „brak maski”. Kwestia zdrowia czy walka o utrzymanie sanitarnego straszaka w rękach władzy?
Media wypatrują „czarnych chmur” nad Konfederacją. Do Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych wpłynęło kilkanaście wniosków o uchylenie immunitetów, w tym dziesięć dotyczących samego Grzegorza Brauna. Autorem tych osobliwych „donosów” jest Komenda Główna Policji, a powodem… odmowa zasłaniania „ust i nosa” maskami chirurgicznymi produkowanymi przez spółkę związaną z Sebastianem Kulczykiem. A przynajmniej tak – na temat „maseczek” jako powodu sprawy – twierdzi wiceprzewodniczący wspomnianej wyżej komisji.
Oficjalnej wersji policja nie podała jeszcze do wiadomości, a sami posłowie reagują zdziwieniem, gdy media pytają ich o rzekome plany uchylenia ich immunitetów. Dodajmy, że oprócz Brauna sprawa dotyczyłaby również Roberta Winnickiego, Krzysztofa Bosaka, Konrada Berkowicza i Jakuba Kuleszy. Wśród zarzutów, które mają być stawiane politykom jest udział (oczywiście „bez maski”) w „antyszczepionkowym Marszu Wolności”, czyli wydarzeniu, podczas którego Polacy protestowali przeciwko niebezpieczeństwu wdrożenia przymusu szczepień.
Wesprzyj nas już teraz!
Inny „incydent”, który ma brać na tapetę sejmowa komisja to konferencja prasowa w Rzeszowie, w której wziął udział niezamaskowany Jakub Kulesza. – Podczas jednej z tych konferencji nie było policji, która najwyraźniej mandatami chce nas ukarać na podstawie nagrań. Pytanie, czy taki sam mandat dostanie popierany przez m. in. KO prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek, który 11 dni później w tym samym miejscu zorganizował konferencję bez maseczki? – pyta poseł w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.
Można powiedzieć, że Komisja Regulaminowa, Spraw Poselskich i Immunitetowych jest w swoim żywiole. Podobne działania były wcześniej podejmowane wobec prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia. „Komisja Spraw Regulaminowych. PiS walczy by jak najszybciej zdjąć immunitet prezesowi NIK. Jest dużo wątpliwości, wniosek zamiast Prok. Generalnego podpisał zastępca, w składzie komisji jest poseł z konfliktem interesów. Wobec wadliwości wniosku [Marian Banaś] opuścił posiedzenie” – relacjonował w sierpniu ubiegłego roku Robert Winnicki.
Prezes NIK dopatrzył się nieprawidłowości w działaniach rządowych organów, to my dopatrzymy się nieprawidłowości u prezesa – tak można by streścić myślenie ekipy rządzącej (niezależnie od sprawy Banasia). Jest to to, co prof. Feliks Koneczny określał pięknym archaicznym terminem „msty rodowej”, czyli po prostu plemienna wendetta, podejmowana ze szczytów władzy. Tym razem przeciwko politykom, którzy przekroczyli zaklęty krąg wiary w „pandemię” i słuszność kroków podejmowanych przez rząd pod dyktando globalistów i koncernów farmaceutycznych.
Niezależnie od tego, na ile Konfederacja zawiodła oczekiwania prawdziwie konserwatywnych wyborców, sytuacja, w której jedno ugrupowanie parlamentarne jest uznaniowo pozbawiane równych praw jest nie do pomyślenia. Tym bardziej, że powodem tego traktowania jest tylko i wyłącznie głośne mówienie prawdy na temat reżimu covidowego i nie podporządkowanie się agendzie tresury społeczneństwa przy użyciu tzw. „maseczek”, a nie jakiekolwiek faktyczne zagrożenie czy przestępstwo.
Nawet jeżeli ktoś uważa, że Grzegorz Braun przekroczył zasady kulturalnego zachowania w kontakcie z policjantami, to niech będzie konsekwentny – i oczekuje odebrania immunitetów wszystkim politykom. Wówczas będzie tak, jak w USA, gdzie niedawno 17 kongresmenów wyszło nielegalnie pokrzyczeć „moje ciało, mój wybór”. Po wzniesieniu kilku okrzyków zostali odprowadzeni do radiowozów i odwiezieni do aresztu. A kawałek dalej Joe Biden w Białym Domu siedział i płakał, bo na państwo prawa nic nie poradzi…
Natomiast sytuacja, w której te same konsekwencje (utrata immunitetu) grożą politykowi czy sędziemu, który naraził ludzkie życie jeżdżąc „po pijaku” samochodem i temu, który nikogo i niczego nie naraził, a jedynie chodził „bez maseczki”, to kuriozum godne krajów trzeciego świata. Tym bardziej, że rzekomy „obowiązek” zasłaniania twarzy nigdy nie został udowodniony – ani w świetle prawa, ani w świetle ustaleń medycznych. Jest to czysty wymysł, fantasmagoria, polityczne widzimisię.
Co zatem szykuje nam sejmowa komisja? Wątpliwego autoramentu działania przeciwko osobom z teoretycznie tym samym immunitetem, lecz których jedyną „winą” jest to, że nie należą do obozu władzy i zachowują odrębny pogląd na kwestie zdrowia publicznego? Więc nie potrzeba już kolizji z prawem i niczyjej rzeczywistej szkody, by odebrać posłowi immunitet? Niestety, dewastacja standardów państwowości postąpiła na tyle, że i tego możemy się spodziewać…
Filip Obara