Bill Gates wraz z byłą małżonką jawią się lewicowo-liberalnej opinii publicznej jako uosobienie dobroczynności. On – potężny bogacz, który po zdobyciu wszystkiego co możliwe oddał swoje usługi społeczeństwu, Ona – matka trójki dzieci, prowadząca „krucjatę” na rzecz praw kobiet w najodleglejszych zakątkach zdominowanego przez patriarchat świata.
Elity oklaskują ich pomysły na walkę z chorobami i nierównościami, a jeżeli już się z nimi nie zgadzają, to jedynie co do szczegółów misji „wyzwolenia” ludzkości z nędzy, głodu i zaraz.
Nie brakuje również ludzi wierzących przekonanych, że pomiędzy charytatywną działalnością Kościoła a filantropią posługujących się religijnym image miliarderów można w zasadzie postawić znak równości. Zwłaszcza, gdy wciąż przekonują oni o swojej gorliwości oraz posyłają dzieci do szkół katolickich, które sami kończyli (Melinda). Jednak pomiędzy charytatywną działalnością Kościoła a filantropią istnieją zasadnicze różnice.
Wesprzyj nas już teraz!
Wesprzyj powstanie serialu „WŁADCY ŚWIATA”.
Pierwszy odcinek opowiada o Billu Gatesie
Filantro – kapitalizm
Kościół od zawsze bezinteresownie troszczył się o los wdów, starców, bezdomnych czy chorych. Motyw „miłosiernego Samarytanina” kompletnie zrewolucjonizował paradygmat niesienia pomocy w pełnym okrucieństwa i brutalności świecie, gdzie wszystko miało swoją cenę.
Z czasem pomoc przybrała zinstytucjonalizowany charakter, zakładano szpitale (wynalazek chrześcijaństwa!), domy dla pielgrzymów, przytułki dla sierot i nędzarzy. Przykładowo, średniowieczne zakony miały obowiązek gromadzenia nadprodukowanej żywności, rozdając ją ZA DARMO w czasach nieurodzaju. Co więcej, często pomagano osobom, które na własne życzenie uwikłały się w kłopoty. Założony przez ks. Piotra Skargę „Bank pobożny” np. wyzwalał mieszczan z kajdan lichwy.
Tymczasem dzisiejsza działalność Gatesów już nawet nie zasługuje na miano humanitarnej, naśladującej chrześcijańską charytatywność „filantropii”. Bill Gates traktuje pomoc jak doskonały biznes gwarantujący niezachwianą pozycję wśród najbogatszych ludzi świata. Od momentu rozpoczęcia działalności non-profit Amerykanin powiększył swój majątek dwukrotnie, a w samej „pandemii” aż o 25 proc.
Dochody pełnoetatowego „naprawiacza świata” są tak znaczące, że na potrzeby opisywanego zjawiska należało ukuć nowy termin: filantro – kapitalizm.
Samouwielbienie
Podczas, gdy chrześcijańskiemu miłosierdziu towarzyszy nakazująca zaprzeć się samego siebie zasada „niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa”, założycielowi Microsoftu przyświeca nieco inna maksyma. A mianowicie: do której kamery mówię?
Przy niemal każdej okazji Amerykanin nie omieszkuje reklamować swego dzieła, wymieniając kwoty, statystyki, a często i liczbę ocalonych ludzkich istnień. Pytany o swoje dokonania, za każdym razem „jest dumny” z tego, co udało mu się osiągnąć i gdzie tylko może pokazuje efekty swojej pracy.
Rozpromienione w takich sytuacjach oblicze Gatesa, niczym nie różni się od twarzy „obłudników”, którzy lubią „na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać” (Mt 6, 5). Nie sposób też nie zauważyć, że tak samo jak oni „otrzymał już swoją nagrodę”.
Za wszelką cenę
Choć Kościół katolicki stanowi największą organizację charytatywną na świecie, na myśl nie przeszłoby promowanie w jego ramach powszechnej antykoncepcji, nie mówiąc już o procederze dzieciobójstwa w łonach matek.
Tymczasem Fundacja Gatesów żywotnie zaangażowana jest w antykoncepcyjną krucjatę, widząc w nowoczesnych metodach kontroli urodzin nie tylko „prawa kobiet”, ale wręcz doskonałe narzędzie do wydźwignięcia krajów trzeciego świata z biedy.
Jak podkreśla teolog moralny, ks. prof. Paweł Bortkiewicz, antycywilizacyjnych roszczeń pod postacią tzw. praw seksualnych i reprodukcyjnych w żadnym wypadku nie da się pogodzić z nauką Chrystusa. Ich promowanie, przy jednoczesnym zapewnianiu, że jest się wiernym katolikiem, można porównać do przykładu „weganki, która ogłaszając swoje pomysły zajada się pełnokrwistym stekiem”.
Nie mówiąc już o sposobach pozyskiwania pieniędzy na działalność dobroczynną. Gros budżetu pochodzi ze środków Berkshire Hathaway, funduszu inwestycyjnego Warrena Buffeta, zadeklarowanego aborcjonisty, finansującego wiele zbrodniczych inicjatyw w USA i na całym świecie. Fakt, iż swoich dzieciobójczych fascynacji nie realizuje bezpośrednio poprzez podmiot Gatesów, nie czyni tych ostatnich w pełni wolnymi od odpowiedzialności za krew niewinnych.
Zbawienie a „jakość życia”
Dobroczynny charakter dzieł Kościoła zawsze w ostateczności ukierunkowany na wieczność. Pomagając, dostrzegam w drugim człowieku Chrystusa, co przynosi duchowe korzyści zarówno mnie jak i potrzebującemu. Uczynki miłosierdzia „co do ciała”, zawsze są jedynie środkiem do zaspokojenia dużo większych potrzeb. Choć często katolicki misjonarz jest pierwszym pomocnikiem socjalnym, to przede wszystkim misja pozyskiwania dusz dla Chrystusa wysyła go w najodleglejsze krańce świata.
Z kolei wśród wielu celów Amerykanina; ratowania przed mitycznym przeludnieniem, globalnym ociepleniem czy nawet śmiertelnymi chorobami jak malaria, przyświeca doczesny cel poprawy „jakości życia”, fundamentu misji oenzetowskich programów Zrównoważonego Rozwoju i celów Agendy 2030, pod które podwaliny kładł jego ojciec, William Gates Sr.
I choć w samej działalności na rzecz poprawy poziomu życia nie ma nic złego, to kierowanie się przy tym czysto materialnym, stechnologizowanym, ograniczającym człowieka do procesów biochemicznych pojęciem „szczęścia”, może prowadzić tylko do nowej odsłony koncepcji „życia nie wartego życia”.
I to już dzisiaj, niestety, obserwujemy w skali globalnej. Choć już nie w obozach i komorach gazowych, lecz zaciszach gabinetów i prywatnych mieszkań.
Pomoc tak potrzebna, że trzeba ją wpychać pięścią
Choć istnieją uzasadnione powody, by w pewnych sytuacjach zastosować pomoc na siłę, jak np. niedołężność lub poważne upośledzenie, Chrystus nigdy nie przychodzi do człowieka z taranem w ręku. Ewangeliczna zasada „strącania prochu z nóg” (Mt 10, 14), oprócz głoszenia Słowa, odnosi się również do charytatywnych dzieł Kościoła. Jeżeli nie chcą naszej pomocy, nie próbujemy ingerować w systemy prawne, korumpować urzędników i uprawiać filantropijnej samowolki, wszystko usprawiedliwiając działaniem „w wyższej konieczności”.
A tak, niestety, dzieje się w przypadku działalności większości ponadnarodowych podmiotów. Odkąd w latach 50′ XX w. misję niesienia postępu oparto na myśli socjalistycznego ekonomisty Gunnara Myrdalla, tj. przekonaniu, że „oświecone elity” z Zachodu wiedzą co dla świata najlepsze, standardem stało się niesienie pomocy „centralnie planowanej” z pogwałceniem podstawowych praw miejscowej ludności.
Fundacja Gatesów jest tego jednym z najlepszych przykładów.
Piotr Relich