– Nasi pracownicy, ale przede wszystkim Polski Związek Wędkarski i ochotnicy wybrali z rzeki 10 ton martwych ryb. To pokazuje, że mamy do czynienia z gigantyczną i bulwersująca katastrofą ekologiczną – powiedział w czwartek prezes Wód Polskich Przemysław Daca.
Prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Przemysław Daca wziął udział w czwartkowej konferencji ws. zanieczyszczenia Odry, która odbyła się w Cigacicach (woj. lubuskie).
– Sytuacja jest naprawdę bardzo poważna i wszyscy się powinniśmy skupić na tym, żeby to rozwiązać. Z punktu widzenia Wód Polskich doszło do naprawdę bardzo poważnej katastrofy ekologicznej. Zaczęła się pomiędzy 26 a 27 lipca w okolicach Oławy i ta fala trucizny, bo prawdopodobnie mamy do czynienia z trucizną, doszła do ujścia rzeki Warty – stwierdził Przemysław Daca.
Wesprzyj nas już teraz!
Zaznaczył, że pracownicy, ale przede wszystkim Polski Związek Wędkarski, jak również ochotnicy, wybrali z rzeki 10 ton martwych ryb. – To pokazuje, ze mamy do czynienia z gigantyczną i bulwersującą katastrofą ekologiczną – dodał.
– Z pierwszych wyliczeń dotyczących szkód środowiskowych, przede wszystkim na rybach, to możemy mówić o kosztach rzędu kilkunastu milionów złotych – podkreślił. Przypomniał, że państwo w ciągu 2 lat zarybiło węgorzem Odrę za 2 mln zł, a Polski Związek Wędkarski w ciągu roku za ponad milion złotych. – Prawdopodobnie ten narybek nie przeżył – dodał.
– A tutaj ktoś, kto myśli, że jest bezkarny, kto truje naszą polską rzekę, doprowadza do katastrofy. Jestem tym zbulwersowany i oczekuję, że zostanie znaleziony truciciel i zostanie przykładnie ukarany. Bo do momentu, kiedy nie będziemy karać przykładnie takich trucicieli, takie rzeczy będą się powtarzać – ocenił.
Zaznaczył, że sytuacja ta jest od samego początku wykorzystywana do hejtu i ataku politycznego. – Nie jest prawdą, że Wody Polskie od samego początku nic nie robiły. Wystarczy rzucić okiem na strony internetowe RZGW we Wrocławiu, Gliwicach czy w Szczecinie. Tam są cały czas podawane komunikaty – wyjaśnił.
Podkreślił, że pierwszy raz z ministrem i głównym inspektorem ochrony środowiska spotkali się już 3 sierpnia podczas sztabu kryzysowego. – Moi pracownicy zgłosili bezzwłocznie do wojewódzkich inspektorów ochrony środowiska, którzy od tamtej pory prowadzą na bieżąco badania oraz monitoring, zgłosiliśmy to także na policję – zaznaczył.
– Wody Polskie nie są od tego, żeby badać próbki i szukać winnych, od tego są inne służby. Liczę, że te służby się wykażą i odpowiednio ukażą – podkreślił. (PAP)