Wzrost napięcia wokół Tajwanu, związany z wizytą Nancy Pelosi, spikera Izby Reprezentantów ISA, spowodował pojawienie się opinii, że oto kolejna wojna jest niemalże za progiem. W czarnym scenariuszu mogłaby to być nawet inwazja Chińskiej Republiki Ludowej na Republikę Chińską, czyli na wspominany Tajwan. O ile obecne polityczno-militarne turbulencje wokół Tajwanu (na czele z prowadzonymi z rozmachem chińskimi manewrami) są niezaprzeczalnym faktem, to ewentualna inwazja Chin kontynentalnych na Tajwan wydaje się obecnie mało prawdopodobna i służy bardziej podgrzewaniu atmosfery, zwłaszcza w realiach współczesnych mediów, gdzie „zła wiadomość to dobra wiadomość”. Oczywiście, realny konflikt interesów ChRL i Tajwanu, (z stojącymi za Tajpej USA) istnieje, a rywalizacja między mocarstwami narasta, to od prężenia muskułów i pobrzękiwania szabelką do prawdziwej wojny jest jeszcze daleka droga.
Od ostrożności do asertywności
Obecny wzrost napięcia wokół Tajwanu należy umieścić w kontekście dokonującej się w ChRL głębokiej zmiany, związanej z dojściem do władzy w ChRL Xi Jinpinga. Polityk ten zrewidował bowiem to co Deng Xiaoping (promotor reform prokapitalistycznych, które pchnęły komunistyczne Chiny tak daleko do przodu i umożliwiły stanie się prawdziwym mocarstwem, a nie niedożywionym „Trzecim Światem” z bombą atomową) wcielał w życie i zostawił potem jako swój polityczny testament. Deng Xiaoping był pragmatykiem, który powtarzał, że Chiny powinny przyjmować tylko to, co sprawdza się w praktyce, być ostrożnym w reformach i polityce (radził przekraczać rzekę, zawsze czując kamienie pod nogami) oraz nie afiszować się z własną potęgą, budując ją konsekwentnie, ale po cichu i bez niepotrzebnego prężenia muskułów. Deng Xiaoping podkreślał też konieczność obserwowania przyczyn bogactwa „czterech małych smoków” (krajów Azji, które odniosły sukces gospodarczy), a zwłaszcza Singapuru, który ów lider stawiał za wzór. Dodatkowo, o ile Deng Xiaoping był jak najdalszy od demokratyzowania ChRL, to odszedł od jednoosobowego przywództwa w stylu Mao Zedonga, a władza miała być skupiona w rękach kilku najważniejszych polityków ChRL i mieć bardziej kolektywny charakter.
Wesprzyj nas już teraz!
Taki stan rzeczy utrzymał się po roku 2012, kiedy to Xi Jinping został Sekretarzem Generalnym Komunistycznej Partii Chin. Polityk ten stopniowo skupiał władzę w swoich rękach, co wielu analityków skłania do opinii, że wraca jakaś forma maoizmu, zwłaszcza, że obecny lider ChRL nie stroni od propagowania czegoś, co można zakwalifikować jako „kult jednostki”. Ponadto, polityka znów wzięła górę nad pragmatyzmem gospodarczym, a w relacjach zagranicznych Pekin stał się dużo bardziej asertywny, co widać nie tylko w relacjach z Tajwanem, ale także np. na Morzu Południowochińskim. Chiny zmilitaryzowały ten region, budując m.in. „sztuczne wyspy” i instalując w swoich nowych bazach systemy uzbrojenia. Dodatkowo, państwa ASEAN (wśród których członków jest m.in. Singapur) usłyszały, że Chiny są wielkim państwem, a one są małe – rzecz za czasów Denga i kontynuatorów jego polityki trudna do wyobrażenia. Najważniejszym faktem jest to, że Chiny otwarcie rzucają geopolityczne wyzwanie USA, czego ostrożny Deng Xiaoping zapewne by nie pochwalał, przynajmniej na obecnym etapie. On mógłby to zrobić lub zalecić jedynie w wypadku, gdyby Chiny były na taką rywalizację w pełni gotowe. Tymczasem, pytaniem otwartym jest to, czy taka sytuacja ma miejsce. Faktem jest, że przez ostatnie dekady Chiny – oprócz gigantycznego skoku w możliwościach gospodarczych – zwielokrotniły swój potencjał militarny, ale opinie co do jego jakości są zróżnicowane, zwłaszcza, że potencjalnym przeciwnikiem są Stany Zjednoczone, a nie sam Tajwan. Zdolności militarne Waszyngtonu nie budzą wątpliwości, obecnie to największa potęga wojskowa na globie.
Tajwan a ChRL
Nie ulega wątpliwości, że kwestia zjednoczenia Chin, czyli przyłączenia Republiki Chińskiej do ChRL to absolutny priorytet polityki Pekinu. Powrót „zbuntowanej republiki” do chińskiej macierzy byłby gigantycznym sukcesem ChRL i potwierdzeniem mocarstwowej pozycji Pekinu. Dodatkowo, Tajwan ma ogromne znaczenie gospodarcze (rozwinięte technologicznie państwo, gigant m.in. w produkcji chipów), jak i geostrategiczne. Wyspa ta jest „niezatapialnym lotniskowcem”, będąc przy tym częścią tzw. „pierwszego łańcucha wysp” rozciągającego się od Półwyspu Kamczackiego, Japonię, Tajwan, Filipiny aż po Borneo.
Łańcuch tej jest swoistą barierą blokującą ChRL swobodne wyjście na Pacyfik, zwłaszcza, że kraje takie jak Japonia, Filipiny czy Tajwan trudno zaliczyć do sojuszników Pekinu. Przejęcie Tajwanu rozerwałoby ten łańcuch, otwierając Chinom Zachodni Pacyfik – w kierunku Guam, a nawet Hawajów (i tamtejszymi amerykańskimi bazami). Dla USA byłby to poważny problem, podważający ich dominację w tym regionie. W dobie zaostrzającej się rywalizacji chińsko-amerykańskiej USA powróciło do bardziej aktywnego wsparcia Tajpej. Oczywiście, dla Pekinu to realne wyzwanie, dlatego też ChRL mocno krytykuje Waszyngton za ostatnie działania w kwestii Tajwanu, uznając m.in. wizytę Nancy Pelosi na prowokację. A na prowokację należy odpowiedzieć twardo… Dlatego Pekin zrobił to co de facto musiał zrobić – przeprowadził zakrojone na szeroką skalę manewry, m.in. z użyciem ostrej amunicji. Prężenie muskułów wyglądało efektownie, chińskie społeczeństwo mogło zobaczyć, że Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza wraz z jej lotnictwem i flotą jest w stanie zademonstrować swoją obecność wokół Tajwanu, bez wątpienia był to też sygnał w stronę Tajpej, Waszyngtonu i Tokio (w tym ostatnim przypadku kilka rakiet znalazło swój kres w wodach japońskiej wyłącznej strefy ekonomicznej). Natomiast wciąż mieliśmy do czynienia z manewrami i swoistym pokazem siły, a na obecny moment można stwierdzić, że do poważnych incydentów nie doszło. Przynajmniej na razie, ponieważ potencjalna inwazja ChRL na Tajwan byłaby obarczona ogromnym ryzykiem.
Ryzyko nie do zaakceptowania?
O ile na papierze siły ChRL dominują nad Tajwanem, to oczywistym jest, że Pekin nie może użyć całego swojego potencjału przeciwko wyspie. Przede wszystkim, wojska inwazyjne należałoby na wyspę dostarczyć drogą morską lub powietrzną. Jednakże, nie bez przyczyny, operacje desantu powietrznego i morskiego są uważane za jedne z najtrudniejszych do przeprowadzenia. Okręty desantowe i samoloty transportowe narażone byłby na ogień obrońców, który mógłby zdziesiątkować flotę inwazyjną zanim ta dotarłaby do celu. Oczywiście, czynnik zaskoczenia zdecydowanie ułatwiłby zadanie, ale współcześnie trudno byłoby ukryć przygotowania do tak ogromnej operacji, zwłaszcza, że amerykańskie rozpoznanie stoi na wysokim poziomie, co obserwujemy na przykładzie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Kolejny problem to logistyka, o ile ChRL rozbudowała swoją flotę, w tym desantową, to jednak przerzut odpowiednio dużych sił wraz zaopatrzeniem na Tajwan byłby nie lada wyzwaniem. Chiny mogłyby zmobilizować też ogromną rzeszę jednostek cywilnych, ale to zwróciłoby uwagę chyba nawet najbardziej nierozgarniętego wywiadu, do tego taka flotylla byłaby w stanie przewieźć jedynie lekką piechotę wraz z minimalną ilością zaopatrzenia, poniekąd byłaby też najłatwiejszym celem do zniszczenia.
Innych przeszkód jest równie wiele, wystarczy wspomnieć, że ChRL musiałaby wywalczyć przewagę w powietrzu, zneutralizować obronę przeciwnika na brzegu, przy okazji licząc na to, że pogoda się nie popsuje – duży sztorm mógłby całkowicie pokrzyżować plany Pekinu. Sam Tajwan jest górzysty, co sprzyja obrońcom, a należy wątpić, aby agresorów powitano kwiatami. Generalnie, w obliczu zdeterminowanej obrony Tajwanu wspartej pomocą sojuszników, inwazja mogłaby zakończyć się klęską lub przerodzić się w konflikt, który całkowicie wymknąłby się spod kontroli. Ryzyko niepowodzenia jest ogromne, a konsekwencje byłyby dla ChRL gigantyczne. Klęska mogłaby doprowadzić do politycznego trzęsienia ziemi (z utratą władzy przez obecne kierownictwo na czele), a prestiż Pekinu otrzymałby druzgocący cios.
Dodatkowo, istnieją inne czynniki, które – logicznie rzecz ujmując – jasno pokazują, że teraz nie będzie wojny. Pierwszym z nich to fakt, że ChRL nie zakończyła jeszcze procesu modernizacji gospodarki oraz sił zbrojnych. Sam Xi Jinping podkreśla, że Chiny powinny stać się najbardziej innowacyjną gospodarką świata, a trudno sobie wyobrazić modernizację w warunkach wojennej gorączki. W kwestiach militarnych, chińska flota ma zakończyć proces modernizacji w okresie 2040-2050, o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, co nie jest pewne. W chińskiej tradycji, która w tym państwie jest żywa – pomimo maoistowskich prób jej zniszczenia i budowy na gruzach „nowego świata” – największym strategiem jest ten, co wygrywa bez bitwy. Jasno pisał o tym mędrzec Sun Tzu, a jego nauki, pomimo upływu wieków, są nadal żywe. Pokojowe przejęcie Tajwanu to byłby sukces na miarę epoki, a lider ChRL, który tego dokonałby, stałby się pomnikową postacią.
Wspominany Deng Xiaoping zaproponował nawet formułę zjednoczenia scharakteryzowaną w haśle „jeden kraj, dwa systemy”. Ta formuła zakładała, że w ramach jednych Chin mogą istnieć organizmy o odmiennych systemach politycznych, prawnych, gospodarczych, a nawet militarnych, co miało zachęcić do powrotu do Chin takie byty jak Hongkong, Makau i – przede wszystkim – Tajwan. Taka oferta byłaby interesująca, zwłaszcza w kontekście zacieśniających się więzi ekonomicznych łączących Tajpej z Pekinem, ale stopniowo ChRL odeszła od pomysłu Denga, a gwoździem do jej trumny stało się spacyfikowanie przez Pekin demonstracji w Hongkongu. Społeczeństwo Tajwanu mogło na własne oczy zobaczyć, że formuła „jeden kraj, dwa systemy” nie gwarantuje zachowania swobód, które przecież Pekin miał respektować w Hongkongu jeszcze kilka dekad. Poza tym, młodzi Tajwańczycy już niespecjalnie identyfikują się z pomysłami zjednoczeniowymi, w przeciwieństwie do pokolenia swoich rodziców i dziadków.
Kolejnym czynnikiem – być może najważniejszym – są Stany Zjednoczone. Pekin bardzo uważnie obserwuje wydarzenia na Ukrainie i musiał odnotować, że USA potrafią skutecznie wesprzeć kraj, który akurat uznają za swego sojusznika. O ile mało chwalebna rejterada Waszyngtonu z Afganistanu mogła wywołać w kierownictwie ChRL przekonanie, że (cytując słowa piosenki „12 groszy” Kazika Staszewskiego) „Ameryka też się sypie”, to wydarzenia na Ukrainie muszą zweryfikować podobne opinie.
Amerykanie dysponują konwencjonalnymi możliwościami militarnymi, które zdecydowanie przewyższają rosyjskie, a przecież Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza w wielu rankingach stała niżej niż rosyjska. Oczywistym jest, że chiński potencjał wojskowy stanowi zagadkę, a opinie o nim są zróżnicowane. Przykładowo, podczas ćwiczeń lotniczych w Tajlandii piloci chińskich odpowiedników rosyjskich Su-27 dostali tęgie lanie od Tajów latających na szwedzkich Gripenach, z drugiej strony piloci USA, którzy spotkali w powietrzu najnowszy chiński myśliwiec Chengdu J-20, donosili o jego dużych możliwościach. Jednakże, są to wyrywkowe przykłady, nie mogące dać całościowego obrazu. W każdym razie, Pekin musi się liczyć, że USA aktywnie wesprą Tajwan w przypadku agresywnych działań Chin, a to ma swoje dalekosiężne konsekwencje.
Podsumowanie
Generalnie ryzyko wojny o Tajwan obecnie należy ocenić jako niskie. Dla Pekinu wybuch konfliktu w tym momencie oznaczałby ogromne ryzyko porażki, co przekreśliłoby mocarstwowe plany ChRL, na pewno podważyło pozycję obecnego kierownictwa, a może nawet samej KPCh. Rezultatem tego mógłby być chaos wewnętrzny, czyli rzecz, której Chiny bardzo chcą uniknąć. Racjonalnym krokiem byłaby próba porozumienia z USA, wycieszenia konfliktu z Tajpej i powrót do zaleceń Deng Xiaopinga, czyli budowania potęgi, tak aby rywale ChRL zorientowali się jak kraj ten jest potężny w momencie, kiedy chiński olbrzym byłby już nie do powstrzymania. Tyle tylko, że obecne kierownictwo rozbudziło duże nadzieje na renesans potęgi chińskiej, a czynniki demograficzne (konsekwencje „polityki jednego dziecka”) mogą w przyszłości pogrzebać plany bycia globalnym mocarstwem. Bez wątpienia, sytuacja jest dynamiczna, ale wojna o Tajwan nie powinna wybuchnąć, przynajmniej teraz.
Dr Łukasz Stach
Zobacz także:
Dlaczego Chiny chcą zająć Tajwan?! Wyjaśnia prof. Jakub Polit || Jaka jest prawda?