Armia Stanów Zjednoczonych zmierza do upadku, a odpowiada za to między innymi „kultura homoseksualna”. Żołnierze są zmuszani do akceptowania perwersyjnych zachowań. Ma to katastrofalny wpływ na funkcjonowanie jednostek, uważa były wojskowy, Timothy J. Williams.
W Stanach Zjednoczonych następuje powolny upadek wojska. Brakuje wystarczającej liczby żołnierzy. Armia jest w krytycznym stanie. W roku 2022 przyjęto do służby zaledwie 40 proc. żołnierzy potrzebnych do tego, by zapewnić minimalną zastępowalność – i to pomimo obniżenia standardów, przekonuje Timothy J. Williams.
Autor zwraca uwagę na artykuły publikowane od dawna przez weteranów, którzy wskazują na przyczyny tego upadku. W ich ocenie to między innymi brak patriotyzmu, ale również niechęć do służby na rzecz rządu, który wykazuje się wrogością wobec konserwatystów, wierzących i mieszkańców wsi, zwłaszcza na południu kraju – a to właśnie z tych grup rekrutowano zawsze najwięcej żołnierzy. Zdaniem Williamsa należy do tego jednak dodać jeszcze jeden element: ekspansję „kultury homoseksualnej”.
Wesprzyj nas już teraz!
Przez całe dekady armia amerykańska rozumiała, że przyjmowanie osób o skłonnościach homoseksualnych stanowi zagrożenie dla standardów tej armii. Williams cytuje wydanie „Przewodnika oficera” z 1951 roku, którego używał jeszcze jego ojciec; wskazywano tam na zachowanie wykluczające ze służby, takie jak alkoholizm, uzależnienie od hazardu czy niewierność małżeńska. Nie wymieniano tam wówczas homoseksualizmu – bo, jak pisze Williams, było to po prostu zbyt oczywiste. Każdy rozumiał, że zachowanie homoseksualne jest nie do pogodzenia ze służbą w armii.
Dzisiaj jest zupełnie inaczej: homoseksualizm jest w armii nie tylko akceptowany, ale również agresywnie promowany.
W przeszłości, pisze Williams, wiele rodzin kierowało swoich synów do armii, ufając, że służba w wojsku uczyni z nich ludzi silnych i bardziej odpowiedzialnych. Autor zaznacza, że sam spędził ponad 20 lat pracując w rezerwowych komponentach armii, również jako rekruter. Dziś nie poleciłby nikomu posyłać syna do armii. Wprost przeciwnie, służba w wojsku może według Williamsa stanowić dla młodego człowieka poważne zagrożenie, chyba, że jest wybitnie dobrze umocowany zarówno duchowo jak i psychologicznie.
Według autora zdarza się, że katolicka rodzina wysyła do służby w armii syna czy córkę, by dowiedzieć się, że odkryli oni w sobie uczucia homoseksualne i chcą – lub nawet już to zrobili – zawrzeć homoseksualny ślub…
Problem jest oczywisty: żołnierze prowadzą szczególne życie, spędzając ze sobą mnóstwo czasu w dużej bliskości. W obecnym paradygmacie oznacza to konieczność okazywania akceptacji dla perwersyjnych zachowań homoseksualnych. Ma to katastrofalne skutki: jest złe dla spójności jednostki, dla lojalności grupowej, a przede wszystkim nie pozwala na wykształcenie żołnierzy, którzy oddadzą życie dla swoich towarzyszy. Co więcej nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby być prowadzony w bój przez osobę, która oddaje się takim skłonnościom. Stąd nic dziwnego, że służbę w armii USA porzuca dziś rekordowo wielu żołnierzy, w tym oficerów.
Według Williamsa jest oczywiste, że Stany Zjednoczone zbliżają się do konfrontacji wojskowej z Chinami. Tymczasem jeżeli w armii nasilać się będą dotychczasowe problemy, takiego konfliktu Ameryka nie wygra – chyba, że sięgnie po broń atomową. „Bez wiarygodnego konwencjonalnego odstraszania wojskowego nasze opcje będą polegać na poddaniu się albo wzajemnym zniszczeniu. Kiedy ludzie oddają się swoim najgorszym instynktom, kończą oddając swoje wolności albo nawet życie” – puentuje.
Źródło: crisismagazine.com
Pach