Po długiej epopei prawnej francuskie władze o służby zdecydowały, że imam Iquioussen ma zostać wydalony do Maroka. Kiedy policja przybyła do domu islamisty już go nie zastała. Media spekulują, że mógł wyjechać do Belgii.
Imam Hassan Iquioussen stał się niemal „osobistym” wrogiem MSW Géralda Darmanina. Wszystko zaczęło się zaraz po finale piłkarskiej Ligi Mistrzów, kiedy to w Saint Denis młodzież imigrancka z tej okolicy okradała i napadała na kibiców z Anglii i Hiszpanii. MSW znalazło się wówczas na cenzurowanym. Ataki na kibiców przelały czarę goryczy, którą wcześniej wywołały inne „wyczyny” migrantów, postępująca gettoizację przedmieść, wzrost przestępczości, seria ataków nożowników, napad na policjantów Lyonie, czy ataki i oblężenia komisariatów na przedmieściach francuskich miast.
MSW chciało się więc wykazać stanowczością. Padło na imama podejrzewanego o radykalizację i „brak szacunku dla zasad laickiej Republiki”. Sprawa ta stała się nawet w ostatnich tygodniach symbolem „walki rządu z separatyzmem islamskim”. Jest to jednak sprawa jednostkowa, która przy okazji zilustrowała ogólną inercję działań rządu w temacie walki z islamizacją kraju. Szef MSW Gérald Darmanin chciał „pokazówki”, ale wyszło inaczej.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeszcze 5 sierpnia, sąd administracyjny zawiesił decyzję o wydaleniu islamskiego imama Hassana Iquioussena z powodu „nieproporcjonalnego narażenia jego życia rodzinnego”. Mający obywatelstwo Maroka imam, mieszka we Francji od urodzenia, czyli od 58 lat, a od 20 lat jest duchownym. Jednak 9 sierpnia MSW złożyło zażalenie od tej decyzji do Rady Stanu. Rada Stanu miała 48 godzin na rozpatrzenie odwołania i ewentualne jak najszybsze wyznaczenie terminu rozprawy odwoławczej. Termin wyznaczono na koniec sierpnia.
Od tego czasu toczyła się też dyskusja polityczna, w której stronę imama wzięli politycy lewicowej Zbuntowanej Francji (LFI). Deputowany tej partii David Guiraud bronił imama i wskazywał na „wątpliwe procedury” ekspulsji. Inny deputowany „La France insoumise” z Bouches-du-Rhône, Manuel Bompard, uznał, że „decyzja o wydaleniu Imama Hassana Iquioussena nie powinna leżeć wyłącznie w kompetencjach ministra spraw wewnętrznych, ale musi tu być decyzja władz sądowniczych”. Ukazał się nawet list otwarty kilkudziesięciu lewicowych intelektualistów, od feministek, przez radnych, po profesorów (głównie wyznawców tzw. islamogoszyzmu) w obronie imama.
Zaangażowanie rządu i nacisk polityczny na Radę Stanu był jednak na tyle duży, że ta w końcu 30 sierpnia wydała decyzję zatwierdzającą wydalenie duchownego z kraju. Minister Darmanin ogłosił „wielkie zwycięstwo Republiki”, ale jak pisaliśmy, policja, która udała się do domu imama w Lourches koło Valenciennes (Nord), aby go aresztować i deportować do Maroka, już go tam nie zastała.
Upartość władzy w pozbyciu się Hassana Iquioussena, można tłumaczyć także tym, że Francuzi w znacznej większości popierają wyrzucanie z kraju radykalnych imamów z obcym obywatelstwem. Takie kroki aprobuje 91 proc. badanych Francuzów (sondaż instytutu CSA dla TV CNews z 3 sierpnia). W tym przypadku chodzi jednak o sprawę jednostkową, która ma być raczej listkiem figowym ogólnej inercji i bezsilności Republiki wobec presji islamizacyjnej.
Czym podpadł imam? Poszło o jego kazania, które uznano za „niezgodne z wartościami Republiki”. Minister Darmanin zarzucił mu „w szczególności komentarze antysemickie i sprzeczne z zasadami równości kobiet i mężczyzn”. Obecnie to oskarżenia „wagi ciężkiej”. Zarzucano mu także związki z Bractwem Muzułmańskim. Sprawa jest jednak wątpliwa. Hassan Iquioussen, lat 58 we Francji się bowiem urodził i mieszka tu całe życie. Po osiągnięciu pełnoletności postanowił nie wybierać obywatelstwa francuskiego i pozostał przy obywatelstwie Królestwa Maroka skąd pochodzili jego rodzice. Ma pięcioro dzieci i 15 wnuków i wszyscy oni są „Francuzami”. Co ciekawe, nawet swój dom kupił za pośrednictwem agencji, której właścicielem okazał się… wuj ministra Darmanina. Minister później wyjaśniał, że wuja właściwie nie zna i łączą go z nim tylko luźne relacje. Jednak „Journal Du Dimanch” przypomniał, że obecny minister spraw wewnętrznych jadł obiad z islamskim kaznodzieją w 2014, kiedy kandydował na mera miasta Tourcoing. Wówczas obecny „wróg Republiki nr 1” był pożyteczny, bo chodziło o głosy muzułmanów. Przyjęcie zorganizowano zorganizowany w prywatnym domu, w obecności kilkunastu ważnych lokalnych muzułmańskich osobistości. Hassan Iquioussen potwierdził, że spędził „bardzo miły wieczór”, podczas którego mieli się zgadzać w tematach rozmów z Darmaninem w 99,9 proc.
Odsyłanie teraz imama do Maroka, z którym łączy go tylko pochodzenie rodziców, może więc budzić spore wątpliwości. Jeśli popełnił przestępstwo we Francji, bardziej logiczne byłoby osądzenie i skazanie go we Francji. Takiego procesu rząd się jednak boi, bo łączyłoby się to przecież z oskarżeniami o „islamofobię”. Wybiera więc działania administracyjne, ale to z kolei spowoduje, że duża część muzułmanów uznaje to za zwykłe szykany swojej religii i jeszcze bardziej zdystansuje się od „wartości republikańskich”. Koło się zamyka. Jeszcze jeden dowód na to, że przekroczenie pewnego progu demograficznego imigrantów-muzułmanów wywołuje nierozwiązywalne problemy, przede wszystkim załamanie się integracji, a wcześniej czy później doprowadzi także do konfrontacji…
Bogdan Dobosz