Donald Tusk jasno postawił sprawę: na listach PO w wyborach parlamentarnych nie znajdzie się żaden polityk, który sprzeciwia się aborcji. Czy ta deklaracja spotka się z kontrą polskich biskupów?
Kliknij tutaj, aby wyrazić sprzeciw wobec nagannej postawy Donalda Tuska
PO od momentu powstania przeszła długą drogę od partii deklaratywnie centro-prawicowej do ugrupowania lewicowego. Jak przez mgłę możemy jeszcze pamiętać szumne deklaracje Tuska, Rokity i spółki, w których pobrzmiewały wyraźne tony konserwatywnych przekonań. Odwoływali się do chrześcijańskiej tradycji, jeździli na rekolekcje, usiłowali politycznie zagospodarować tzw. katolickich liberałów, powołując do życia hasło „kościoła łagiewnickiego”, w domyśle: otwartego, inkluzywnego, zdystansowanego wobec PiS i dzieł ojca Tadeusza Rydzyka.
Wesprzyj nas już teraz!
Manewr nie okazał się przesadnie skuteczny. Z PO zniknął najpierw Rokita, a później Maciej Płażyński. Tusk zaś konsekwentnie przesuwał PO na lewo, sięgając z czasem po elektorat SLD. Świadom, że Polacy nie chcą tzw. wojen obyczajowych, raczej wstrzymywał się z legalizacją związków partnerskich czy wprowadzaniem postępowego „prawa do aborcji”. Nie wierzył chyba, że partia władzy może na tym coś ugrać. Jednak deklaratywnie zawsze dystansował się do Kościoła, a pytany czemu hamuje rewolucję obyczajową, rozkładał ręce i odpowiadał: „to nie ja, to moi koledzy z partii”.
W pogoni za „julką”
Teraz wyraźnie zmienił optykę. W opozycji może sobie pozwolić na większą agresję, ale mam też wrażenie, że z jakichś wewnętrznych badań wyszło mu, iż szansą na ugranie kilku punktów procentowych jest polaryzacja sporu wokół aborcji, który eksplodował wraz z zerwaniem przez PiS tak zwanego „kompromisu aborcyjnego”. Tusk usiłuje zdyskontować tamte protesty uliczne i przygarnąć zastępy „julek”, które zasłynęły tym, że wrzeszczały na ulicach wulgarne hasła i malowały na ścianach świątyń obsceniczne słowa. To ma być właśnie nowy elektorat Tuska, wszak na Campusie Polska Przyszłości – imprezie Rafała Trzaskowskiego – przyznał wprost, że nie tylko sam popiera aborcję bez ograniczeń do 12. tygodnia ciąży, ale też nie dopuści, by na listach PO w wyborach do parlamentu pojawili się politycy, którzy mają na ten temat inne zdanie. Krótko mówiąc: „nie ma u nas miejsca dla przeciwników aborcji”. To jasna deklaracja, że PO zdecydowanie przechodzi do obozu partii proaborcyjnych.
Czy to tylko kampanijna zasłona dymna, czy też szczera i otwarta deklaracja Tuska? Dla wyborców taka kalkulacja nie powinna mieć znaczenia. Należy ją traktować poważnie, wszak gra nie toczy się o kwestie podatkowe czy jakiś nowy program społeczny, lecz o życie nienarodzonych dzieci. Zbyt wielka stawka, by kalkulować. Żaden katolik, poważnie traktujący swoją wiarę, nie powinien mieć wątpliwości: głosowanie na PO legitymującą się takim programem, to grzech ciężki.
Jeśli biskupi w Polsce mieli odrobinę choćby odwagi, publicznie napomnieliby Tuska, wskazując jednoznacznie, że takie stanowisko wyklucza jego ugrupowanie z kręgu cywilizowanych koterii politycznych. Jeżeli ktokolwiek promuje aborcję, i to deklarując, że w jego partii zostanie wprowadzona w tej sprawie „czystka” pod kątem światopoglądowym, na dobre wypisuje się z grona polityków, których poparcie katolik mógłby nawet rozważać w kontekście zbliżających się decyzji wyborczych.
Wstyd wnuków
Żeby była jasność: nie bez racji wielu zwracało uwagę, że PO od lat jest formacją daleką Kościołowi, jednak wtedy nierzadko pojawiały się tłumaczenia, iż programowo trudno jej to zarzucać (nic dziwnego, w końcu ta partia nie miała programu), a obok Tuska czy Palikota było tam też miejsce chociażby dla konserwatywnego Marka Biernackiego. Owszem, kiedyś było, ale te czasy dobiegły już końca. Dzisiaj PO to partia radykalnie lewicowa, dążąca do wprowadzenia zbrodniczych przepisów prawnych, których – jeśli Polacy na to przystaną – kiedyś będą się wstydzić nasze dzieci i wnuki.
Obecnie jesteśmy krajem konsekwentnie dążącym do ochrony życia nienarodzonego. Nawet jeśli aborcja jest jeszcze legalna w niektórych przypadkach, to jest to już naprawdę margines. Nie można rzecz jasna nabierać oddechu i odpoczywać: trzeba i ów margines ostatecznie wyeliminować. Ale po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej mogliśmy być naprawdę z Polski dumni. Oby tamta duma nie przysłoniła nam brutalnej rzeczywistości: wróg nie śpi i karta może się odwrócić. Im szybciej Tusk dostanie po nosie, tym lepiej. Głos polskich biskupów w tej sprawie może okazać się bardzo ważny, o ile nie kluczowy. Może tym razem wystarczy im męstwa?
Tomasz Figura
Kliknij tutaj, aby wyrazić sprzeciw wobec nagannej postawy Donalda Tuska