Suma ponad 6 bilionów złotych reparacji wojennych zrobiła wrażenie nad Sekwaną. O wyliczeniu polskich strat z czasów II wojny światowej pisały niemal wszystkie francuskie media. Jednak tygodnik „Valeurs” postawił pytanie idące trochę dalej: „Czy Polska naprawdę może otrzymać od Niemiec reparacje za II wojnę światową?”.
Uzasadnione żądania Polski
Wesprzyj nas już teraz!
Na to pytanie starał się odpowiedzieć mieszkający w Belgii, ale związany także z naszym krajem eseista i historyk David Engels. Zaczął od przypomnienia ataków kanclerza Scholza w przemówieniu w Pradze na Polskę i Węgry jako „czarne owce Unii Europejskiej”. Ogłosił on nawet, że chce znieść zasadę jednomyślności unijnej. W tym kontekście belgijski autor uznaje polskie „żądania reparacji za całkowite zniszczenie polskiej infrastruktury przez Niemców w czasie II wojny światowej, w tym śmierć 6 mln obywateli (m. in. trzy miliony polskich Żydów)” za zasadne. Jego zdaniem „odkopano topór wojenny między Berlinem a Warszawą i trudno sobie wyobrazić, jak można jeszcze znaleźć kompromis”.
Dalej stwierdza, że „chociaż roszczenia Polski o reparacje są w zasadzie całkowicie uzasadnione, ponieważ deklaracje ich zrzeczenia się z lat 1953 i 1970 uzyskano wyłącznie pod naciskiem sowieckim, nikt nie spodziewa się, że roszczenia te przyniosą jakiekolwiek inne niż symboliczne owoce”. Engels wskazuje przy tym na czynniki wewnętrzne wysunięcia reparacji, ale także na „pamięć o niewyobrażalnych okrucieństwach dokonanych przez niemieckich agresorów w Polsce, która wciąż mocno ciąży”, czy „moralną arogancję” długoletnich rządów Angeli Merkel.
Niemiecka „moralność”
„Rząd niemiecki, w obliczu kryzysu migracyjnego, który sam wywołał, chce ponownie jednostronnie zdecydować, jak Polska powinna zdefiniować swoją tożsamość kulturową i dyktować jej moralizatorskim tonem, kiedy i ilu nowych obywateli, w tym muzułmanów, ma zainstalować na swoim terytorium” – pisze publicysta i dodaje, że „mogło to tylko ponownie otworzyć wiele starych ran”. Podobnie jest z oskarżeniami o „rzekome naruszenia praworządności przez Polskę, które po bliższej analizie w większości przypadków różnią się jedynie marginalnie, jeśli w ogóle, od tego, co jest praktykowane w Niemczech”.
Jednak to „nie tylko arogancka ingerencja rządu niemieckiego w polską politykę wewnętrzną i migracyjną obudziła wiele wspomnień o ciemnej stronie narodu niemieckiego i doprowadziła do ponownego otwarcia starych rachunków, ale także bardziej niż nieprzejrzysta postawa rządu Scholza w obliczu wojny na Ukrainie”. Autor pisze o niemieckiej „hipokryzji” i „oburzającym i ciągle powtarzanym argumencie «szczególnej odpowiedzialności historycznej» Niemiec”. „Berlin powtarza do znudzenia argumenty o chęci walki o pokój, wolność i demokrację w Europie, ale ma odwagę działać tylko wtedy, gdy dochodzi do narzucania swoich ideologicznych preferencji sąsiadom. W obliczu surowcowego giganta, jakim jest Rosja, te dobre intencje topnieją jak śnieg na słońcu” – zauważa David Engels.
Dalej formułuje konkretne zarzuty pod adresem Berlina: „Ekonomiczny oportunizm przebiera się w argument – nigdy więcej wojny z Rosją – tak jakby Polska i Ukraina nie były jednymi z pierwszych i najważniejszych ofiar politycznego ludobójstwa III Rzeszy. I choć Polska dostarczyła już Ukrainie setki czołgów i ważnego sprzętu, przyczyniając się w ten sposób w dużej mierze do stabilizacji frontu i ratowania tego kraju, to rząd niemiecki nadal odmawia, nawet po sześciu miesiącach, wysłania ciężkiej broni i wzywa do łagodzenia sankcji wobec Rosji, jednocześnie domagając się nowych środków karnych wobec Polski…” – czytamy.
„Niemcy, samozwańczy mistrz świata moralności”, wysuwają legalistyczne argumenty, by odmówić jakichkolwiek płatności Polsce, ale autor przypomina o reparacjach wypłacanych… Namibii i pyta, czy „czy niektóre ofiary są znacznie ważniejsze niż inne?”. Rozprawia się także z argumentem, że „wpłaty Niemiec do budżetu europejskiego należy traktować jako ekwiwalent reparacji”. „Niemcy są pierwszym krajem, który korzysta z rozwoju infrastruktury w Polsce oraz różnic cenowych i płacowych u wschodniego sąsiada, a każde euro przelane na Wschód przez UE bezpośrednio przyniosło korzyści niemieckim firmom” – wyjaśnia.
Możliwość rewizji granic i trzy wady polskich postulatów?
Absurdalne zdaniem Enegelsa są także argumenty nawiązujące do ziem uzyskanych przez Polskę w 1945 roku. Przypomina, że była to rekompensata za „amputację wschodnich ziem polskich przez Związek Sowiecki”. Pada tu przykład z historii, kiedy to Niemcy bardzo szybko w 1871 roku zażądały od Francji, pokonanej i uznanej za odpowiedzialną za wojnę, nie tylko ogromnych reparacji, ale także cesji Alzacji-Lotaryngii.
Autor powtarza, że „polskie roszczenia odszkodowawcze są zrozumiałe i uzasadnione”, ale dodaje, że „wady przeważają nad zaletami” i wymienia trzy takie podstawowe wady. Pierwsza ma „charakter polityczno-kulturowy, ponieważ Polska, utrwalając przez lata rolę ofiary proszącej o zadośćuczynienie i przysługi bez nadziei na spełnienie jej życzenia, może tylko podważyć swoje poczucie wartości”. Jego zdaniem przekonujące byłoby postawienie takich postulatów z pozycji pewnej siły, której nasz kraj obecnie jednak nie posiada, bo jest „w świecie zachodnim politycznie izolowany”. Sytuacja może podobno wyglądać zupełnie inaczej za kilka lat, kiedy „Polska stanie się głównym graczem gospodarczym w Europie Wschodniej i w wyniku jej zbrojeń (w 2030 roku polskie siły pancerne będą potężniejsze niż siły niemieckie, francuskie, włoskie, brytyjskie, belgijskie i holenderskie razem wzięte)”.
Druga wada to fakt, że media w Niemczech, ale i w całej Europie Zachodniej „nie przedstawiają polskich roszczeń w sposób neutralny i obiektywny, ale raczej w kontekście aktualnej polityki”. W tych materiałach „świadomość, że niemieckie ludobójstwo na Polakach było pierwsze, prawie nie istnieje”. Wymagałoby to zdaniem autora „ogromnej politycznej inicjatywy informacyjnej (…), medialnej i akademickiej”.
Trzecią wadą (dość wątpliwą) ma być ryzyko , że polskie żądania reparacji wciągną niemieckich konserwatystów do bieżącej antypolskiej krytyki, „pomimo okazjonalnej sympatii dla polityki kulturalnej, tożsamościowej i rodzinnej polskiego rządu”, co w szerszej perspektywie utrudni w Europie walkę przeciwko zagrożeniom ze strony lewicowego totalitaryzmu. Argument uważam za wątpliwy, ponieważ niemieccy „konserwatyści” w tego typu „walkę” tak czy inaczej angażują się dość słabo…
Publicysta „Valeurs” dostrzega, że na myśl pomysłów Macrona i Scholza, by przekształcić UE w „izbę echa dla francusko-niemieckiej liberalnej lewicy” i ograniczyć głosy mniejszych państw, nastąpi marginalizowanie polskich roszczeń. Jego zdaniem ważniejszy od kwestii takich żądań jest sojusz wszystkich konserwatystów celem ocalenia całej Europy.
Inne punkty widzenia
David Engels studiował historię, filozofię i ekonomię na Uniwersytecie RWTH w Aachen. W 2008 został profesorem w Katedrze Historii Rzymu Université Libre de Bruxelles (ULB). Pisze często w mediach francusko- i niemieckojęzycznych na tematy dotyczące bieżącej polityki europejskiej. Od 2020 publikował również w „Tygodniku Solidarność”. Jego związki z Polską (Instytut Zachodni w Poznaniu) trochę tłumaczą stanowisko autora.
Jednak nie tylko prawicowy tygodnik „Valeurs” we Francji porusza sprawy repracji. Warto wspomnieć, że „Le Figaro” opublikowało artykuł „W rocznicę najazdu Hitlera na Polskę 1 września 1939 roku” autorstwa samego prezesa PiS, który „podniósł kwestię reparacji niemieckich dla Polski za okrucieństwa i zniszczenia popełnione w latach 1939-1944”.
Są jednak i liczne informacje z akcentami proniemieckimi. W „Le Point” można było przeczytać paskudny artykuł wykpiwający polski raport: „Reparacje wojenne: Polska żąda od Niemiec… 1,319 biliona euro. Kwestia reparacji wojennych została rozstrzygnięta w 1953 roku, ale polski rząd ponownie spróbował szczęścia i zażądał od Berlina oszałamiającej sumy”. Autor sugerował, że „temat nie jest nowy dla Berlina, przyzwyczajonego do tego rodzaju żądań (…) W 2017 roku polski rząd domagał się 840 mld euro, ale oczywiście była inflacja…”. Dalej Emmanuel Berretta autorytatywnie stwierdzał, że „w rzeczywistości kwestia reparacji wojennych między Polską a Niemcami była już przedmiotem kilku porozumień”.
Większość francuskich gazet ograniczała się do informacji na bazie depeszy Francuskiej Agencji Prasowej (AFP). Wymieniano tam wielkość reparacji, stanowisko Berlina odrzucające roszczenia, a całość okraszano komentarzem Donalda Tuska o raporcie służącym „do celów politycznych w kraju, na rok przed wyborami powszechnymi”. Jednak nawet taka narracja ma raczej dobre skutki. Suma 1,3 biliona robi wrażenie i zmusza osoby nieznające historii do zastanowienia. Wszak od kilkunastu lat odpowiedzialnymi za II wojnę światową są beznarodowi „naziści”, a Polaków sytuowano ostatnio w ich pobliżu. Skoro jednak to Niemcy mają płacić Polakom, to cała ta narracja bierze w łeb…
Bogdan Dobosz