1 października 2022

„W Sercu Matki”. Wyjątkowe świadectwa kapłanów o ich więziach z Maryją

(Pch24.pl)

Kościół w Polsce stoi dziś przed niezwykłym wyzwaniem. Znajduje się u progu jeszcze większego kryzysu, którego symptomy są już aż nadto widoczne. Odpowiedź na nadchodzącą falę laicyzacji i bezbożności może być tylko jedna – trwanie tych, którzy nie poddadzą się nowym modom, w pobożności maryjnej i w miłości do duchownych. To bowiem właśnie pobożność maryjna i szacunek dla kapłanów nadal jakoś wyróżniają Polaków na duchowej mapie świata. W końcu nie każdy naród doznał takiego zaszczytu jak Polacy, których Królową Maryja zechciała sama się nazwać – pisze Krystian Kratiuk we wstępie do książki „W Sercu Matki”.

Nowa pozycja Wydawnictwa Rosa Mistica, to zapis rozmów jakie Krystian Kratiuk przeprowadził z sześcioma kapłanami. O swoich związkach z Maryją w książce opowiadają: ks. Robert Skrzypczak, ks. Grzegorz Bliźniak, o. Wawrzyniec M. Waszkiewicz, ks. Łukasz Kadziński, ks. Piotr Buda, o. Jan P. Strumiłowski.

Poniżej – dzięki uprzejmości Wydawnictwa Rosa Mistica – prezentujemy fragment jednej z przeprowadzonych rozmów.

Wesprzyj nas już teraz!

RED. KRYSTIAN KRATIUK
O. DR HAB. JAN STRUMIŁOWSKI OCIST
KS.PIOTR BUDA

SPOTKANIE TRZECIE (fragment rozmowy)

REDAKTOR: Rozważając życie i duchowość kapłanów wynoszonych do chwały ołtarzy, często podkreśla się pobożność maryjną ich rodziców. Dwa chyba najczęściej analizowane pod tym kątem obecnie przykłady to kardynał Stefan Wyszyński oraz papież Jan Paweł II. Oczywiście nie zawsze musi być tak, że matka kapłana, który ma szczególne nabożeństwo do Matki Bożej, była odwzorowaniem wszystkich cnót, albo pobożność maryjną w jakiś szczególny sposób kultywowała. Ale jest to nierzadkie, prawda? Zwłaszcza u nas, w Polsce.

O.JAN: Zarówno dla matek, jak i dla ojców stanowi to ogromne wyzwanie i zobowiązanie zarazem: być taką matką, takim ojcem, aby dziecko mogło ukształtować sobie prawidłowy obraz Ojca i Matki w niebie. Nie zawsze zdają sobie sprawę, niestety, że to, jakimi będą rodzicami, nie tylko będzie rzutowało na wychowanie ich pociech, ale także będzie kształtowało ich wiarę oraz intuicyjne poznanie tego, kim jest Matka Maryja i Bóg Ojciec. Na pewno, jak Ksiądz tutaj wspomniał, macierzyństwo jest trudniejsze do okaleczenia. Jednak tego, co to znaczy macierzyństwo, nie uczymy się z encyklopedii. Nie jest tak, że poznajemy definicję i kształtujemy sobie na jej podstawie pogląd. Po prostu mamy matki. A jeśli ktoś nie ma – bo i tak może się zdarzyć – gdzieś w sercu zawsze jest chyba zapisana mniej lub bardziej uświadomiona tęsknota za naturalnym porządkiem rzeczy. I ten obraz może się kształtować. Wielu świętych, którzy stracili matkę w młodości, rozwinęło szczególne nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny. Ja staram się zachęcać matki, aby, poszukując wzoru, wpatrywały się w Maryję. Dziś często obserwujemy w rodzinach dramatyczny brak ojców przy równoczesnej nadopiekuńczości matek. To bardzo mocno okalecza ich synów. W Maryi każda z matek może znaleźć wzór podporządkowania się misji Syna, towarzyszenia Mu i oddania Go nie tylko w chwili, gdy dorośnie i opuści rodzinny dom. Maryja uczy każdą matkę oddawać dziecko już od początku. Mówi całym swoim życiem: „Mój Syn jest Synem Bożym, On ma do spełnienia misję, On ma swoje życie zaplanowane przez Boga. I nawet jeżeli to dla mnie będzie bolesne, będę Mu towarzyszyła, ale nie stanę Mu na drodze”. Matka ma bez wątpienia szczególną więź z dzieckiem, nosi je przecież w swoim łonie, pod swoim sercem. My, mężczyźni, prawdopodobnie nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. A jednak właśnie matka, mająca tę imponującą więź z dzieckiem, w pewnym momencie jest wezwana, aby je oddać. I w bardzo szczególnym, radykalnym wymiarze realizuje się to w kapłaństwie syna. Nigdy nie zapomnę dnia – było to dla mnie znamienne, wręcz uderzające – gdy miałem już wyjechać, aby wstąpić do zakonu. Mama kazała mi uklęknąć i pobłogosławiła mnie, oddając: „Idź, synu, masz swoją drogę, teraz już nasze zadanie się wypełniło. My jesteśmy przy tobie, towarzyszymy ci, ale ty musisz iść”. To było trudne dla mnie, a tym bardziej dla niej, jednak umiała to zrobić. I później, gdy byłem już w zakonie, nadal miałem doświadczenie mądrego macierzyństwa mojej mamy. Kiedy któregoś dnia przyjechałem i rozmawiałem z rodzicami, tata jeszcze próbował coś tam tłumaczyć, poukładać, a mama mu powiedziała: „Już się skończył nasz czas na wychowanie. Teraz to my będziemy słuchać swoich dzieci. Jeżeli dobrze je wychowaliśmy, możemy ich słuchać i powinniśmy”. Było to dla mnie wstrząsające – i widziałem wyraźnie, że postawa mojej mamy jest echem tego, co zawarte zostało w Ewangelii, w tych drobnych kroplach, momentach, impresjach o Maryi. Matka Boga-Człowieka, która wychowuje swojego Syna, jest o Niego zatroskana, szuka Go, kiedy ma dwanaście lat i się gubi. Ale potem się podporządkowuje, mówi: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,5). Teraz już On jest na pierwszym miejscu.

REDAKTOR: Spotkałem się z taką interpretacją wspomnianego fragmentu o zaginionym dwunastoletnim Panu Jezusie w świątyni, która w moim odczuciu dobrze oddaje to, o czym rozmawiamy. Było to mianowicie kolejne ofiarowanie Jezusa Bogu Ojcu, wejście na ścieżkę własnego powołania młodego mężczyzny. Oczywiście, dzisiejsi polscy dwunastolatkowie nie są tacy sami jak ci sprzed dwóch tysięcy lat w tamtej szerokości geograficznej. Wtedy można już było mówić o dojrzałym chłopcu, który wchodzi w wiek dorosły. Być może zatem fragment ten znalazł się w kanonie Biblii dzięki natchnieniu Ducha Świętego, właśnie po to, żeby matkom powiedzieć, że w pewnym momencie trzeba dziecko puścić w drogę, na którą je powołał je Bóg.

O.JAN: Zgadza się, Maryja, która szuka Jezusa, odnajduje Go po trzech dniach i słyszy jakby nutę wyrzutu, pobrzmiewającą w twardych słowach: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2,49). I Ona rozważa te trudne słowa w swoim sercu – i przechodzi szkołę oddawania. Wydaje się, że Jezus w tym momencie uczy swą Matkę tego, czego będzie musiała dokonać na Golgocie, bo absolutne oddanie nastąpiło dopiero tam. Wtedy Maryja również pozornie straciła Go na trzy dni, dopiero trzeciego dnia Chrystus zmartwychwstał. W świątyni jerozolimskiej Ona uczy się, że oddać kogoś lub coś Bogu to nie znaczy stracić, ale zyskać zupełnie inaczej. Nie zawsze potrafimy to pojąć. Wydaje mi się, że matki kapłanów przeżywają bardzo mocno ten właśnie wymiar macierzyństwa Maryi, bo z jednej strony ponoszą stratę, a z drugiej zyskują swoje dziecko na zupełnie innym poziomie. Ewangelia zawiera mądrość Bożą i mądrość ludzką zarazem.

REDAKTOR: Czy to jest ten klucz, w którym polskie matki wychowywały przez wieki mężczyzn do pobożności maryjnej? Bo musimy sobie uświadomić, że dzisiaj, w XXI wieku, jesteśmy swoistym ewenementem na skalę światową. Mamy Wojowników Maryi. Nasi mężczyźni chcą się modlić na różańcu, a więc modlitwą za wstawiennictwem Matki Bożej. Mamy w naszej historii rycerzy śpiewających „Bogurodzicę” i żołnierzy, którzy z ryngrafami z Matką Bożą na piersiach szli i ginęli za ojczyznę, walcząc przeciwko przedstawicielom bezbożnych systemów. Czy w dzisiejszych czasach, kiedy wiara jest tak bardzo zagrożona, gdy ateizm, laicyzm i skrajny indyferentyzm religijny tak się rozprzestrzeniają, dla polskich matek cały czas podpowiedzią powinna być właśnie maryjność? Pobożność maryjna i wychowywanie w niej również chłopców? W świecie, w którym czyha na nich tak wiele zagrożeń duchowych, intelektualnych, ideowych?

KS.PIOTR: Wspominaliśmy, że obraz ojca kształtuje nam autorytet boski, matki – nasze odniesienie do Najświętszej Maryi Panny. Ale mimo wszystko pragnę podkreślić, że to jednak ojciec ma największy wpływ na religijność dziecka. Nasz stosunek do Najświętszej Maryi Panny będziemy również czerpać przede wszystkim od ojca. Z tego, jaki ojciec ma stosunek do matki, do kobiet w szerszym kontekście. To ojciec kształtuje postawę nie tylko religijną, ale też społeczną. Buduje zasady, pewną hierarchię, którą później się kierujemy. W zależności od tego, jaki jest stosunek ojca do matki, taki w dziecku ukształtuje się stosunek do Najświętszej Maryi Panny. Mało tego: dziecko widzi, jaki ojciec ma stosunek do Najświętszej Maryi Panny, czy się modli do Niej i jak. Przykład życia ojca oddziałuje mocniej, niż przykład życia matki.

O.JAN: Wydaje się, że taka zdrowa maryjność na gruncie katolickim historycznie została ukształtowana przez mężczyzn. I dzisiaj jesteśmy świadkami, jak ten mechanizm na naszych oczach się odradza. Przecież topos rycerski zrodził się z kultu Najświętszej Maryi Panny. Rycerz ślubował Najświętszej Maryi Panience wierność, dla Niej walczył, dla Niej się starał, Ona była pierwszą Panią jego serca. I w dalszej kolejności przekładało się to na odniesienie do kobiet – stąd powstał etos rycerski w miłości do wybranki, miłości której dowodem miały być cnoty wierności i męstwa, czystości, szlachetności, prawości. Patrzący powierzchownie formułują zarzut, że pobożność maryjna wśród mężczyzn może prowadzić do ich zniewieścienia. Być może dzieje się tak w pewnych przypadkach, gdy mamy do czynienia z charakterem słabym, niewłaściwie ukształtowanym w dzieciństwie, ale istotnie prawdziwa maryjność nie jest wyizolowana. Poznajemy Maryję poprzez Jej relację do Syna, poprzez relacje naszych ojców do Maryi, a zatem poprzez relację męskości do kobiecości. Arcybiskup Fulton Sheen powiedział kiedyś, że poziom mężczyzn – a w konsekwencji poziom naszych społeczeństw – zależy od tego, jaki będzie poziom kobiet, bo mężczyzna jest dla kobiety. I w sferze religijnej jest podobnie. Spójrzmy choćby na ruch Wojowników Maryi, nie wiedzieć czemu w niektórych kręgach krytykowany, proszę zwrócić uwagę, że to są mężczyźni, którzy bardzo tęsknią za męstwem i bardzo sobie je cenią ze względu na Maryję. Maryja jest naszą obroną, Ona jest naszą tarczą i inspiracją, jest Tą, dla której walczymy. Równocześnie – co dla nas, mężczyzn, jest bardzo ważne – Maryja stanowi wzór męstwa, ponieważ pokazuje, że cnota ta niekoniecznie musi być bezpośrednio związana tylko i wyłącznie z dziką agresją. Ona jest najdelikatniejszą ze wszystkich stworzeń – a jednocześnie swą drobną stópką miażdży łeb szatanowi, który jest największym przeciwnikiem człowieka. Potrafi to zrobić. Dzięki Niej my uczymy się prawdziwego męstwa. Tego, że być męskim to niekoniecznie znaczy uderzyć pięścią w stół. Być męskim znaczy być mocnym względem tego, co nam zagraża, w sytuacji kryzysowej zachować spokój, zapanować nad sobą, aby móc panować nad sytuacją.

REDAKTOR: Jeden z księży mówi często, że ojciec powinien być jak kaloryfer – twardy i ciepły.

KS.PIOTR: O, to bardzo ładne. Twardy i ciepły zarazem.

***

KS.PIOTR: Teraz postępuje kryzys w Kościele polskim i ewidentnie jest on związany z osłabieniem duchowości maryjnej. A jednak mimo wszystko w naszym kraju jest ona jeszcze obecna w rodzinach i formacji seminaryjnej. W tym miejscu muszę dodać jeszcze jedno. W okresie, gdy ja byłem w seminarium, mocno podkreślano, że z maryjnością można przesadzić. Zwracano nam uwagę, że wśród ludzi świeckich występuje zjawisko przejaskrawienia tej pobożności. I dlatego ją hamowałem, żeby nie przekroczyć pewnej granicy. Nie tak dawno czytałem na temat pewnego księdza, że jest „maksymalistą mariologicznym”. W kontekście mojego życia i doświadczenia kapłańskiego, wiem, że to określenie jest niewłaściwe. Zwłaszcza, że w tekście tym odnoszono się między innymi do Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny świętego Ludwika Marii Grignion de Montfort, twierdząc, że to przesada i nie można dziś takiej duchowości rozwijać. Ja się z tym, oczywiście, nie zgadzam, ponieważ odkryłem głębię tego, kim jest Najświętsza Maryja Panna i zrozumiałem, jakie powinno być nasze nabożeństwo do Niej. W każdym razie, pobożność maryjna w seminarium zza moich czasów była i temu zawdzięczam pewien rozwój w tym kierunku – aczkolwiek wprowadzano też pewne hamulce. Teraz obserwuję duże, coraz większe zubożenie w tym zakresie, niestety.

REDAKTOR: Dziękuję. Ojcze, a jak to przebiegało w formacji cysterskiej?

O.JAN: U nas wszystko wygląda inaczej, bo to jest zakon maryjny. Maryja jest dla nas obecna i niezbędna jak powietrze.

REDAKTOR: Czy z tego właśnie powodu wybrał Ojciec ten zakon?

O.JAN: Nie, to nie był mój wybór, aczkolwiek okazał się najlepszym, jaki mógł być mi dany. Tak to widzę. Byłem w seminarium franciszkańskim w Katowicach Panewnikach. Tam się uczyłem, tam studiowałem. I z tego, co pamiętam, jeżeli chodzi o pobożność maryjną, tam też była obecna. Jako klerycy odmawialiśmy razem Różaniec i to było coś oczywistego. Spotykaliśmy się w swoich celach, żeby się pomodlić wspólnie. To było tak jasne, że nawet nikt tego nie nazywał pobożnością maryjną. Po prostu modliliśmy się razem z Maryją, przez Jej wstawiennictwo. Nikt nigdy zarzutu nie wystosował, że ktoś tam za dużo tajemnic różańcowych odmawia. Natomiast jeżeli chodzi o formację intelektualną, studium teologiczne, to szczerze mówiąc, nie pamiętam, żeby mnie w seminarium mariologia zachwyciła. Raczej była marginalizowana i, niestety, wydaje mi się to zjawiskiem dość częstym. Raczej nie kładzie się dużego nacisku na mariologię, jest ona traktowana jako historyczna ciekawostka i nic poza tym. A to jest niesamowicie, szalenie głęboka duchowość. Teraz to ja wykładam w tym seminarium. Jest tam dwóch dogmatyków. Mój kolega i współbrat wykłada w pierwszym semestrze, ja w drugim. Pamiętam jedną bardzo smutną sytuację, o której muszę tu wspomnieć, chociaż jesteśmy współbraćmi, dogmatykami i często rozmawiamy bardzo owocnie. To było kilka lat temu, na pierwszym wykładzie drugiego semestru spytałem kleryków, jaki traktat studiowali w pierwszym semestrze z moim kolegą. Odpowiedzieli, że mariologię. Świetnie, i co zapamiętali? Aby nie oddawać przesadnej czci Maryi, jak to ujęli. Stwierdziłem, że to bardzo interesujący i osobliwy wniosek. Zapytałem, co to znaczy, bo ja nie rozumiem. Mianowicie, zostałem poinstruowany, iż trzeba pamiętać, że Maryja nie jest Bogiem i nie traktować Jej jak Boga. I ja wtedy zadałem pytanie braciom: „A znacie chociaż jedną osobę, która Maryję traktuje jak Boga? Ale tak zupełnie szczerze”. Zastanowili się i uczciwie przyznali, że nie. „To kto wam wkłada taką perspektywę do głów?” – zapytałem. Bo to jest, oczywiście, perspektywa protestancka, swoisty mit na temat kultu katolickiego, że my traktujemy Maryję jak Boga. Wprawdzie są obecne te wątki, zwłaszcza może w pobożności prostej, ludowej: „Kiedy Ojciec zagniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze” – ale chyba każdy wie, jak rozumieć nawet te pieśni, które nie są „superortodoksyjne”. Każdy wie, że to jest pewna analogia, że to nie musi oznaczać, że Bóg jest groźny. Aczkolwiek On może być groźny dla tego, kto jest Jego przeciwnikiem. Kościół naucza, że Bóg jest miłosierny i sprawiedliwy, a w przymiotach tych nie ma wewnętrznej sprzeczności. Mówi też, że spodobało się Bogu objawić swą miłość matczyną względem nas w Maryi i uczynić Ją Pośredniczką łask, które wysłużył dla nas Jezus Chrystus umierając na krzyżu. Maryja nie podważa w niczym wyroków boskich, Ona nigdy nie uczyni nic, co byłoby niezgodne z wolą Jej Syna, ponieważ jest z Nim całkowicie i doskonale zjednoczona – nie ma zatem mowy o jakimś „dodatkowym” usprawiedliwieniu, które można byłoby otrzymać od Maryi bez Chrystusa. W każdym razie, wracając do mojej opowieści, byłem bardzo mocno rozczarowany i zasmucony, gdy usłyszałem, że tylko tyle zapamiętali seminarzyści z całego semestru mariologii. Niedobrze się dzieje…

REDAKTOR: No cóż, tym bardziej cieszymy się, że Ojciec ma czynny udział w formowaniu młodego pokolenia.

O.JAN: Nie jest jednak też tak, że ze względu na słaby wykład mariologii nasza formacja była zupełnie okaleczona. Zdarzało się, że braki w tym wykładzie uzupełniali swoją maryjnością inni profesorowie. Mieliśmy profesora, dziś już świętej pamięci, ojca Jozafata, który miał duży wpływ na rozwój naszej maryjności. To był człowiek związany z Radiem Maryja, franciszkanin. Pamiętam taką sytuację, nawet troszeczkę zabawną… Jego współbrat mianowicie napisał habilitację na temat teologii religii, a on był recenzentem. Największy zarzut, jaki padł w jego recenzji odnośnie do tej habilitacji, brzmiał: „Praca ma pięćset stron i ani razu nie pada w niej imię Niepokalanej. Co to za teologia?”.

REDAKTOR: Proszę, można i tak. No i tego się trzymajmy.

KS.PIOTR: Imię Jozafat jest rzadkie i sądzę, że prawdopodobnie mowa o tym samym zakonniku, o którym kiedyś opowiadała mi znajoma karmelitanka Dzieciątka Jezus. Słuchała jego konferencji i zapamiętała, jak powiedział, że utrata nabożeństwa do Matki Bożej przez kapłanów to proces prowadzący do utraty ich kapłaństwa, porzucenia stanu kapłańskiego.

REDAKTOR: Mocne…

Tekst pochodzi z książki „W Sercu Matki”, Wydawnictwo Rosa Mystica

Liczba stron: 216, Format: 140×200, Oprawa: miękka ze skrzydełkami

WSTĘP

Dzięki uprzejmości fundacji Rosa Mystica miałem przyjemność przeprowadzić rozmowy z sześcioma pobożnymi polskimi kapłanami. Zaproponowana tematyka spotkań sprawiła mi ogromną radość – rozmawialiśmy bowiem o Tej, której zarówno fundacja Rosa Mystica (Róża Duchowna), jak i kierowany przeze mnie portal PCh24.pl, są szczególnie oddani – Najświętszej Maryi Pannie. O Matce kapłanów, o Tej, która wspiera księży w ich powołaniu, a która jest przecież Matką Najwyższego i Wiecznego Kapłana.

Rozmawialiśmy w specyficznych czasach. Światem i Kościołem miotają ogromne kryzysy, które Ona sama w licznych objawieniach przepowiadała, chociażby w Fatimie i Akicie. I to właśnie Matka Boża dała nam również wskazówki, jak sobie z tymi kryzysami radzić. Jestem głęboko poruszony tym, że rola Maryi i pobożności maryjnej w naszych czasach gwałtownie wzrasta, i żywię nadzieję, że duchowość ta będzie ochoczo wspierana przez biskupów.

Pozostaję również pod wrażeniem treści rozmów z kapłanami zapisanych w niniejszej książce. To niezwykła publikacja nie tylko ze względu na poruszony temat, ale jeszcze przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, każdą z rozmów przeprowadzałem nie z jednym, ale z dwoma kapłanami na raz. Pragnąłem poznać różne punkty widzenia, czasem je konfrontując, czasem natomiast przysłuchując się, jak świadectwa się uzupełniały. Po drugie zaś, każdy z kapłanów zaproszonych do tych spotkań prezentuje nieco inną wrażliwość, inny charyzmat, a z całą pewnością ma różne doświadczenia kapłańskiego życia.

Niektórzy z nich odprawiają wyłącznie Mszę Świętą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, jest wśród nich jednak także kapłan wywodzący się z neokatechumenatu, jest mnich, ale i ksiądz-obieżyświat. Są wśród nich naukowcy, ale także kapłan prowadzący wspólnotę dzieci i dorosłych. Są ci, którzy Matkę Bożą nosili w sercu od małego dziecka, i tacy, którzy moc jej wstawiennictwa poznali dopiero w znacznie dojrzalszym wieku. Są tacy, którzy w swej posłudze kierują się wyłącznie odwołaniem do Tradycji, ale i tacy, których serca poruszają objawienia ostatnich lat, niezbadane jeszcze przez Kościół. Bez względu na to jednak, jak ci kapłani różnią się między sobą, warto zauważyć, że łączy ich wielka miłość do Chrystusa i Jego Kościoła oraz pokorne uznanie Jego Najświętszej Matki także za ich własną Matkę. Za Matkę kapłanów.

Kościół w Polsce stoi dziś przed niezwykłym wyzwaniem. Znajduje się u progu jeszcze większego kryzysu, którego symptomy są już aż nadto widoczne. Odpowiedź na nadchodzącą falę laicyzacji i bezbożności może być tylko jedna – trwanie tych, którzy nie poddadzą się nowym modom, w pobożności maryjnej i w miłości do duchownych. To bowiem właśnie pobożność maryjna i szacunek dla kapłanów nadal jakoś wyróżniają Polaków na duchowej mapie świata. W końcu nie każdy naród doznał takiego zaszczytu jak Polacy, których Królową Maryja zechciała sama się nazwać.

Czy jednak w dobie wielkich kryzysów będziemy potrafili przy Niej wytrwać? Jedno jest pewne – Ona swych wiernych dzieci nigdy nie opuści.

Te zagadnienia, między innymi, poruszamy w tych dość intymnych rozmowach, w których księża zdecydowali się więcej niż kiedykolwiek wcześniej opowiedzieć o sobie i swojej duchowości, powołaniu, drodze kapłańskiej i miłości do Matki. Szczerze dziękując im za otwartość, i zaufanie, wyrażam nadzieję, że niniejsza książka stanie się dla Czytelników źródłem duchowej inspiracji i wzmocni wiarę w nadzwyczajną rolę Matki Bożej w życiu katolików.

Serdecznie polecam!

Krystian Kratiuk

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 306 666 zł cel: 300 000 zł
102%
wybierz kwotę:
Wspieram