– Korea Północna przypomina opryszka, który trzyma zakładników pod lufą wycelowanego pistoletu. Problem tego bandyty polega na tym, że ma on w tej lufie tylko jeden pocisk. On może go wystrzelić i zabić kogoś spośród szantażowanych, ale wie, że wtedy zostanie bez amunicji – mówił prof. Jakub Polit, podczas spotkania w Krakowskim Klubie Wtorkowym.
Krakowski historyk został zapytany, kogo w pierwszej kolejności może zaatakować Korea Północna: Koreę Południową czy Japonię nad którą co rusz przelatują rakiety balistyczne reżimu Kim Dzong Una.
– Z całą pewnością Korea Północna zaatakuje przede wszystkim własnych obywateli, co do tej pory wychodziło jej lepiej niż dobrze. Być może jej przywódca, o którym niczego pewnego nie można powiedzieć, nawet tego, że jeszcze żyje, uderzy także w niektórych swoich kolegów, krewnych, a w tym kraju to niemal synonimy, w tamtejszym Komitecie Centralnym – stwierdził gość KKW.
Wesprzyj nas już teraz!
– Korea Północna przypomina opryszka, który trzyma zakładników pod lufą wycelowanego pistoletu. Problem tego bandyty polega na tym, że ma on w tej lufie tylko jeden pocisk. On może go wystrzelić i zabić kogoś spośród szantażowanych, ale wie, że wtedy zostanie bez amunicji – dodał.
W ocenie prof. Polita Korea Północna to klasyczny przykład szantażysty, który zrobi wszystko, aby nie zamordować swojej ofiary, a jedynie będzie ją wykorzystywał do uzyskania jak największej liczby korzyści. – W zasadzie cały przepis polityczny Korei Północnej polega na nieustannym szantażu: „Nastraszymy Japończyków, że nasze rakiety, póki co nieuzbrojone, bo tylko takie wystrzeliwano w tamtą stronę, przelecą nad krajem kwitnącej wiśni. Nastraszymy sąsiadów z południa, że porwiemy im statek rybacki, że porwiemy im samolot, że w ten sposób wymusimy na nich dostawy żywności”. Tu jest właściwie pies pogrzebany, bo gdyby Kim Dzong Un nie stosował tych praktyk szantażu, to nikt by o nim nie wiedział i jego reżim byłby równie istotny w świecie jak reżim Birmy, gdzie wiemy że jest źle, że jest terror i prześladowania, ale nikogo w świecie, nawet bezpośrednich sąsiadów to nie obchodzi – podkreślił.
Zdaniem historyka tak naprawdę nikomu z mocarstw obecnych w regionie Dalekiego Wschodu, czyli Rosji, Chinom, Japonii i USA w gruncie rzeczy nie zależy na upadku Korei Północnej. – Zależy im tylko na tym, żeby ten reżim stał się grzeczniejszy, mniej niepoczytalny, bardziej ludzki. Gdyby Korea Północna przestała istnieć, czyli została wchłonięta przez Koreę Południową, bo tylko tak może się to aktualnie stać to powstałby olbrzymi problem dla samej Korei Południowej. W stosunku do tych dwóch państw różnice w stopie życiowej między NRD a RFN były blade i bez znaczenia. Po drugie dla Rosji i dla Chin wyrośnięcie kapitalistycznego, sprzymierzonego z USA kraju na granicy rosyjskiej i chińskiej to jest rozwiązanie przeciwko któremu w dobie wojny koreańskiej Pekin i Moskwa zbrojnie się broniły – wyjaśnił.
– Dla Japończyków też jest to rzecz nieprzyjemna. Byłby to naród o przykrych zaszłościach historycznych, ponieważ uczucia Koreańczyków z Północy i Południa wobec Japończyków są podobne do uczuć Polaków wobec Niemiec, a nawet dużo gorsze. W dodatku byłoby to mocarstwo potencjalnie atomowe, bo nawet, gdyby komisyjnie zniszczono wszystkie bomby, to przecież plany ich budowy pozostałyby nadal w jakimś sejfie. Wobec tego mocarstwa nie będą nalegać, żeby Korea Północna przestała istnieć. Chciałyby tylko, żeby siedziała cicho, ale tego Kim Dzong Un nie zrobi, ponieważ potrzebuje żywności, pieniędzy i technologii. Od czasu do czasu więc kogoś porwie, rozstrzela, rzuci psom na pożarcie i w ten sposób wywoła bombastyczne reakcje rozmaitych gazet. A więc reżim Kimów będzie się trzymał przez czas nieokreślony – podsumował prof. Jakub Polit.
Źródło: Krakowski Klub Wtorkowy
TK