Samorządowcy stojący za anty- rządowymi protestami celowo wzniecają strach mieszkańców przed wzrostami cen i zagrożeniem braków energii elektrycznej, by uzyskać korzyści polityczne- ostrzega „Nasz Dziennik”.
Manifestacja przeciwko wysokim podwyżkom cen energii ma się odbyć w piątek w Warszawie przed budynkiem Sejmu i Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Organizatorem są samorządowcy z miast i prowincji rządzonych przez partie opozycyjne. Inicjatorzy zarzucają stronie rządowej winę za obecny wzrost cen prądu. Według nich powodem były zbyt powolne inwestycje w… nieefektywne i drogie w rozbudowie odnawialne źródła energii.
Przedstawiciele części lokalnych władz posuwają się nawet do zapowiedzi zamykania szkół i przekierowywania uczniów na nauczanie zdalne. Zdaniem Krzysztofa Rosenkiewicza z Rady Miasta Poznań sytuacja ekonomiczna w żaden sposób nie zmusza obecnie do takich posunięć – mają one jednak zwiększyć niezadowolenie społeczne i zapewnić poparcie opozycji.
Wesprzyj nas już teraz!
Z argumentami wysuwanymi przez organizatorów protestów nie zgadza się prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny. – Niestety, w tym trudnym czasie, kiedy jest wiele zagrożeń, wiele trudnych spraw, uprawia się politykę, i to opartą na kłamstwie, na fałszywych danych, na nieprawdziwych informacjach, często nieodpowiedzialnie wzbudzając panikę wśród mieszkańców, tylko i wyłącznie dla osiągnięcia politycznych celów – ocenił motywację protestujących.
Polityk zwrócił też uwagę na fakt, że kryzys dotyka całej Europy, a samorządy nie są autonomiczne i powinny współpracować z rządem w zwalczaniu jego skutków. Wskazał ponadto na konkretne narzędzia wsparcia samorządów przez rząd.
– Te środki finansowe, blisko 14 mld złotych, które zostały wypłacone w obiektywnym algorytmie dla wszystkich samorządów, właśnie zostały przekazane po to, aby pokryć rosnące koszty utrzymania również wszystkich obiektów, instytucji niezbędnych do prowadzenia działalności przez samorząd – wyjaśniał.
Podobnie do sprawy odniósł się Krzysztof Rosenkiewicz, poznański radny. – Tymczasem wiele kosztów wynikających z inflacji czy spadku dochodów jest refundowanych przez rząd. Samorządy są objęte wsparciem postaci czy to funduszy Polskiego ładu, czy rekompensat, czy zwiększonych subwencji. Dlatego absolutnie nie jest tak, że grozi tu jakiekolwiek bankructwo samorządom – komentował.
Zdaniem polityka samorządy „najwięcej tracą na nieustannym sporze z rządem, zajmując postawę konfrontacyjną”. – Bardzo dużo populizmu i demagogii w postaci haseł o bankructwie, że zabraknie pieniędzy – stwierdził członek lokalnych władz.
Radny Poznania za „niegodziwe” uznał zapowiedzi, że mogą zostać zlikwidowane linie tramwajowe, a dzieci zostaną wysłane na naukę zdalną. – Nie można swoich politycznych walk realizować za pomocą mieszkańców – podkreślał.
(PAP)/ oprac. FA