6 października 2022

Szkoła, która nie włącza. Polemika z tekstem „Groźna iluzja inkluzji” [OPINIA]

(pixabay.com)

Z ciężkim sercem przebrnęłam przez artykuł „Groźna iluzja inkluzji” Hanny Dobrowolskiej. Mam wrażenie, że autorka jest teoretykiem: cytuje fragmenty różnych dokumentów prawnych, podpiera się anonimowymi wypowiedziami z internetu, a w całej swojej wymowie broni obecnego systemu, atakując równocześnie rodziców dzieci z rozmaitymi trudnościami.

Z tekstu wynika między innymi to, że emocjonalne i edukacyjne problemy uczniów wynikają z ich lenistwa i dysfunkcyjności ich rodzin, że rodzice kombinują przy załatwianiu orzeczeń, po to, żeby je potem ukryć (to chyba trochę nielogiczne, ale co z tego?). Widać, że autorka nie zadała sobie trudu zrozumienia sytuacji rodzin, w których są dzieci ze spectrum autyzmu, lekką niepełnosprawnością intelektualną czy ADHD. W sporze na linii system-rodzina stoi twardo po stronie systemu, który takie dzieci wypluwa od zawsze.

Jeszcze gorzej czytało się większość komentarzy pod tekstem. Na chrześcijańskim (!) portalu pojawiła się na przykład wypowiedź, że „uczeń niepełnosprawny intelektualnie jest niepełnowartościowy dla społeczeństwa” (rzecz jasna tych konkretnych słów nie można przypisać autorce tekstu, jest to opinia internauty). Może należałoby tę kategorię rozszerzyć o ludzi starych lub obłożnie chorych? A może niepełnowartościowe są również osoby bezdzietne, bo nie zapewniają przyszłości naszego narodu? Kto w ogóle jest pełnowartościowy dla społeczeństwa? Jaki iloraz inteligencji, dochód, wykształcenie uprawnia do tego zaszczytnego tytułu? I jak tego typu myślenie można pogodzić z wartościami ewangelicznymi?

Wesprzyj nas już teraz!

Lata siedemdziesiąte. Mała Magda nie radzi sobie w szkole. Na świadectwie są prawie same tróje, a matka dostaje od nauczycielki sugestię przeniesienia dziecka do szkoły specjalnej. Słyszy, że w zwykłej sobie z niczym nie poradzi, a już na pewno nigdy nie zrozumie matematyki.

Dziewczynka rzeczywiście jest przeniesiona, ale nie do szkoły specjalnej, tylko małej, wiejskiej podstawówki, w której dyrektorką jest jej babcia. Świadectwo ląduje na dnie szuflady, nikt go nigdy nie widzi. Babcia ślęczy z wnuczką nad czytaniem i pisaniem, w ósmej klasie Magda zostaje laureatką wojewódzkiego konkursu z matematyki i dostaje się do najlepszego ogólniaka w mieście.

Dlaczego nie radziła sobie w pierwszej klasie? Może dlatego, że jej rodzice właśnie się rozwodzili? A może dlatego, że całkiem sporo życia spędziła w szpitalu? Albo z powodu dysleksji, o której dowiedziała się dwadzieścia lat później?

Lata osiemdziesiąte. Chodzę do niezłej, rejonowej szkoły w dużym mieście. W tym samym budynku mieści się też szkoła specjalna dla dzieci niedosłyszących. Mamy wspólnych nauczycieli, spotykamy się na lekcjach zpt (dzisiaj to się nazywa technika) i wf. Nikt nie mówi o żadnej inkluzji, ale w naszej klasie są różne dzieci: zdrowe, chore, zdolne, niezdolne, z pełnych rodzin, z domu dziecka. Jak sobie z tym radzą nauczyciele? Różnie. W trzeciej klasie pani bije chłopca książką po głowie, bo jest tępy. W siódmej rusycysta wyzywa dzieci z domu dziecka słowami „wasze matki to k…wy”. Za to pani od muzyki z anielską cierpliwością uczy śpiewać swoich niedosłyszących uczniów i okazuje mnóstwo ciepła tym, których życie nie oszczędzało. Jest bardzo wierzącą, odważną patriotką. Nie boi się nas uczyć zakazanych piosenek.

Rok 1999. Mam 23 lata i wykształcenie „niepełne wyższe”: brakuje mi już tylko napisania i obrony pracy magisterskiej.

Dostaję swoją pierwszą pracę w szkole: pełen wymiar godzin i wychowawstwo w ostatniej, czyli szóstej, klasie szkoły podstawowej. Moi uczniowie są jednymi z pierwszych roczników, które pójdą do gimnazjum. Mają prawie tyle samo lat, co mój młodszy brat.

Niewielka, niepubliczna szkoła. Spośród kilkunastu dzieci w mojej klasie około jednej trzeciej cierpi na poważne choroby: są pacjentami Centrum Zdrowia Dziecka, bywalcami oddziałów onkologicznych, kardiologicznych, nefrologicznych… Blisko połowa moich uczniów pochodzi z rodzin rozbitych, niepełnych lub wręcz patologicznych. ADHD czy spectrum autyzmu rozpoznaje się w Polsce bardzo rzadko, więc trudno powiedzieć, któremu z nich wydano by takie orzeczenie w dzisiejszych czasach.

Czy jestem przygotowana do takiej pracy? Oczywiście, że nie. Czy jestem dobrą wychowawczynią? Staram się, ale cóż z tego? Brakuje mi doświadczenia, kompetencji, wiedzy psychologicznej, wsparcia ze strony dyrekcji czy starszych kolegów. Za swoją pracę dostaję dodatek w wysokości 17 zł brutto.

Wreszcie rok 2022. Moi ostatni maturzyści opuszczają mury szkoły. Miałam uczniów niepełnosprawnych i chorych, w tym cierpiących na zaburzenia psychiczne. Miałam też takich z orzeczeniem o spectrum autyzmu albo z nadpobudliwością psychoruchową. Właściwie połowę z nich – na podstawie artykułu i komentarzy – można by wyrzucić poza nawias. Do specjalnych szkół dla takich, co są niepełnowartościowi dla społeczeństwa. Ja dziękuję Bogu, że ich poznałam. Byli czasem wyzwaniem, ale dzięki nim poszerzałam swoje serce i umysł. Niejednego młodego człowieka z orzeczeniem wspominam lepiej niż jego aroganckiego, cynicznego rówieśnika. 

Nie wierzę w to, że będzie lepiej. Studia nadal nie przygotowują nauczycieli do wyzwań, jakie przed nimi staną. Dyrekcja i starsi koledzy wciąż nie wspierają tych młodych, tylko rzucają ich na głęboką wodę. Rady pedagogiczne to składanie ofiar na ołtarzu biurokracji. Ale byłoby naprawdę dobrze, gdyby pod hasłem „edukacji włączającej” dzieci z problemami odnalazły swoje miejsce w szkole i w społeczeństwie. W tej chwili wiele z nich uczy się… w domu. Bo w szkole integracyjnej nie ma miejsc, do specjalnej się nie nadają, w prywatnych, w tym katolickich, ich nie chcą, a rejonowa podstawówka co prawda musi je przyjąć, ale jest kompletnie niewydolna.

Zuzanna Waszkiewicz – Simon

Autorka jest z zawodu nauczycielką matematyki, a prywatnie mamą 6 córek.

 

Zobacz także:

Groźna iluzja inkluzji – edukacja włączająca jako metoda na dekonstrukcję oświaty

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(13)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 311 511 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram