-Alek od czasu I Komunii każdego dnia był na Mszy świętej. Zawsze, posługując blisko ołtarza, był bardzo skupiony. Cechowała go też ogromna cześć jaką miał dla Matki Bożej. Bardzo lubił czytać Rycerza Niepokalanej. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe był dla niego prawdziwym bohaterem. Alek zastanawiał się nawet w pewnym okresie swojego życia, nad tym, czy nie wstąpić do zakonu franciszkanów – wspomina ks. kan. Stanisław Gudel w rozmowie o swoim krajanie i koledze – bł. ks. Jerzym Popiełuszko.
Błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko był księdza krajanem…
Urodziłem się 18 maja 1948 roku w miejscowości Pokośno, która jest oddalona od rodzinnej wsi błogosławionego księdza Jerzego – Okopów około 3 kilometry. Obie te wsie należały do parafii pw. Św. Piotra i Pawła w Suchowoli. Ja z Pokośna zawsze chodziłem, czy jeździłem z rodzicami furą, przez Okopy do kościoła w Suchowoli. Wówczas często mijaliśmy dom Popiełuszków. Pierwsze moje wspomnienia dotyczące Jerzego Popiełuszki, wtedy jeszcze nosił chrzestne imię Alfons, a mówiliśmy do niego Alek, dotyczy naszych lat dziecięcych i jego podróży rowerem do szkoły podstawowej w Suchowoli. Często widziałem jak jedzie bicyklem. Trochę mu zazdrościłem tego fajnego roweru. Został on nawet uwieczniony na jednym ze zdjęć z rodzinnego albumu Popiełuszków. Zdjęcia przedstawia młodego Alka na rowerze.
Wesprzyj nas już teraz!
Alka Popiełuszko widywałem też wówczas w niedzielę i święta na Mszy św. w kościele, gdzie służył jako ministrant. On żeby zdążyć na swoją służbę liturgiczną podczas Eucharystii, wstawał o 5 rano. Alek od czasu I Komunii każdego dnia był na Mszy świętej. Zawsze, posługując blisko ołtarza, był bardzo skupiony. Cechowała go też ogromna cześć jaką miał dla Matki Bożej. Bardzo lubił czytać Rycerza Niepokalanej. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe był dla niego prawdziwym bohaterem. Alek zastanawiał się nawet w pewnym okresie swojego życia, nad tym, czy nie wstąpić do zakonu franciszkanów.
Wiele momentów dziecięcego i młodzieńczego życia przeżywaliście razem?
Wiadomo, że są takie ziomkowskie więzy, wspólne punkty w życiorysach. Mnie i Alka chrzcił w suchowolskiej świątyni ten sam ksiądz wikary Antoni Sawicki. Pamiętam, że ten wspaniały kapłan pochodził z Wileńszczyzny. Alek podczas bierzmowania przyjął imię Kazimierz. Było ono u nas popularne z tego powodu, że te ziemie historycznie podlegały pod archidiecezję wileńską, której patronem od wieków jest św. Kazimierz.
Z Alkiem chodziliśmy do tej samej podstawówki, a potem tego samego liceum w Suchowoli. On był o rok starszy, a więc uczył się o klasę wyżej niż ja. Natomiast razem należeliśmy do drużyny harcerskiej. Pamiętam, że na zbiórkach harcerskich przeprowadzanych w szkole podstawowej, razem z Alkiem obsługiwaliśmy aparat do wyświetlania slajdów. Bardzo lubiliśmy to robić. Zdjęcia rzucane na ścianę, mocno działały na wyobraźnie. Nie pamiętam, żeby wtedy ktoś z naszych znajomych miał telewizor.
Później to swoje zamiłowanie do slajdów ksiądz Jerzy realizował w podwarszawskich parafiach, gdzie po święceniach był wikariuszem. Często tam wyświetlał slajdy dzieciom podczas lekcji religii. Alek był uparty i cierpliwy. Co postanowił, musiał tego dokonać. Od małego był też bardzo religijny. W liceum kiedy rodziło się w nas powołanie kapłańskie, nauczyciele, którzy mieli przekonania komunistyczne, upominali nas słowami „To wy już prawie dorośli, wykształceni ludzie i jeszcze chodzicie do kościoła? Czy wam nie wstyd”. Po maturze obaj wybraliśmy seminarium duchowne. Dyrektor liceum nam to surowo odradzał, bo wiedział, iż władza ludowa wypomni mu jak „źle” nas wyedukował, że poszliśmy na księży.
Dlaczego ksiądz Jerzy wybrał seminarium duchowne w dalekiej Warszawie, skoro mógł się uczyć na księdza w oddalonym od Okopów, jedynie około 50 kilometrów, Białymstoku?
Z tego co wiem Jerzy wyboru seminarium duchownego w Warszawie dokonał przede wszystkim za namową naszego krajana ks. Sylwestra Sienkiewicza, który do realizacji kapłańskiego powołania przygotowywał się właśnie w tym seminarium. Ksiądz Sienkiewicz w czerwcu roku 1965, w tym samym roku, w którym Jerzy zdał maturę, odprawił Mszę prymicyjną w suchowolskim kościele. Do tej Mszy służył jako ministrant Alek Popiełuszko. Wiem, że oni wówczas, tzn. Alek z księdzem Sylwestrem, długo ze sobą rozmawiali. Suma summarum Alek w roku 1965 został przyjęty do warszawskiego seminarium.
Świadectwo pobożnego życia, które jest w seminarium wymagane, wystawił mu jego suchowolski katecheta ksiądz Piotr Bożyk. Ten dobry kapłan miał duży wpływ na rozwój duchowy młodego Alka Popiełuszko i odkrycie przez niego kapłańskiego powołania. A w następnym roku 1966, we wrześniu Alka i innych kleryków warszawskiego seminarium władza komunistyczna skierowała na dwa lata przymusowej służby wojskowej.
Alek trafił do specjalnej jednostki o zaostrzonym rygorze w Bartoszycach. Ja, jako kleryk, też trafiłem do tej samej jednostki, tyle że w roku 1968. Alek zakończył swoją służbę, tydzień przed moim tam przybyciem. Dowódcą tego oddziału był oficer o imieniu Konstanty, on mocno dał się we znaki Alkowi. Konstanty z domu był prawosławny, ale w wojsku zrobili z niego zawziętego ateistę.
Czy mieliście z klerykiem Alkiem Popiełuszko kontakt podczas księdza służby wojskowej?
Pisaliśmy do siebie listy. Najpierw kiedy ja byłem na pierwszym roku w seminarium, a on w wojsku, a potem kiedy on wrócił do seminarium, a mnie, jak to się wtedy mówiło o przymusowej służbie wojskowej, „wzięli w kamasze”. W tych listach wymienialiśmy się przeważnie naszymi doświadczeniami duchowymi, czasem wspominaliśmy lata dziecięce i młodzieńcze przeżyte na ziemi suchowolskiej. On swoje listy zawsze podpisywał „Alek”. Właściwie jest to zdrobnienie od imienia Aleksander, a on nosił jeszcze wówczas imię Alfons. Takie imię dali mu na chrzcie rodzice na cześć św. Afonsa Liguori. Również dlatego, że ukochany brat Marianny Popiełuszko z domu Gniedziejko, mamy Alka, również nosił to imię. Podczas wojny był on żołnierzem AK. W wieku zaledwie 21 lat został zabity , wraz z innymi pięcioma AK-owcami, podczas potyczki nieopodal wsi Domuraty z o wiele silniejszą grupą czerwonoarmistów. Było to pod koniec kwietnia 1945 roku, zaledwie 2 miesiące przed rozpoczęciem przez sowieckie wojsko obławy augustowskiej.
Armia Czerwona już wtedy się do przeprowadzenia tej zbrodniczej akcji przygotowywała. W okolicy Suchowoli zgromadziła bardzo duże siły. Alfons Gniedziejko spoczywa na cmentarzu w Chodorówce Nowej niedaleko Suchowoli. Zaraz po śmierci pochowano go tam z kolegami z oddziału, w bezimiennym grobie. Takie były czasy. Piękne pomniki tym bohaterom z AK postawiono i poświęcono dopiero w roku 2010.
Władze komunistyczne zmuszając kleryków do służby wojskowej chciały „wybić im z głowy” kapłaństwo. Jak wyglądały te szykany w jednostce o zaostrzonym rygorze w Bartoszycach (woj. warmińsko – mazurskie) w której służyli klerycy Alek Popiełuszko, a zaraz potem Stanisław Gudel?
Często przeprowadzano nam, klerykom w szafkach rewizję, czy aby nie mamy tam lektur religijnych, książeczek do nabożeństwa albo różańców. Za posiadanie takich przedmiotów kultu oraz modlitwę karano nas surowo. Zabraniano nam modlitwy. Myśmy mieli na to sposoby. Posiadaliśmy jedną dziesiątkę różańca w formie plastikowej obrączki. Komunistom wcale się to z różańcem nie kojarzyło, więc się nie czepiali. Jeden drugiemu przekazywał tę dziesiątkę. Ten który ją miał danego dnia, zaczynał nasze wspólne modlitwy. Nasi dowódcy tak układali nam plan zajęć, żebyśmy nie mieli czasu wspólnie się modlić. Więc taką modlitwę prowadziliśmy podczas ścielenia łóżek.
Na jednej sali spał cały nasz klerycki pluton, czyli 30 osób. Pluton ten wchodził w skład batalionu ratownictwa terenowego. W plutonie było nas 25 kleryków i 5 szpicli. To były osoby partyjne, przeszkolone jak mają nas „pilnować”. Byli to oczywiście tajniacy. My ich nazywaliśmy „kable”. Dokładnie wiedzieliśmy kto „kabluje”, bo ich można było rozpoznać nawet po języku, którym się posługiwali. Rzucali na lewo i prawo wulgaryzmami, były to osoby bardzo prymitywne. Uspakajali się tylko podczas wykładów, które nam robili komunistyczni propagandziści, oraz podczas codziennego oglądania zakłamanego tzw. „dziennika telewizyjnego”, do oglądania którego nas zmuszano.
Gdy ktoś zasnął podczas tej transmisji propagandy, otrzymywał karę np. wielogodzinne sprzątanie budynku. Na udział w niedzielnej Mszy św. nie dawano nam specjalnych przepustek. Uczestniczyli, i to nielegalnie, jedynie ci, którzy mieli zwykłe przepustki akurat w niedzielę.
Po zakończeniu służby wojskowej wymienialiście się z księdzem Jerzym doświadczeniami, które wam tam zgotowano. Czy ksiądz Jerzy mocno był w wojsku prześladowany za swoją gorliwą wiarę?
Ksiądz Jerzy Popiełuszko powiedział mi, że podczas jego służby było tak samo. Chociaż, jak wiadomo, z powodu swego niezwykłego uporu przy obronie modlitwy i symboli kultu religijnego, on w wojsku wycierpiał od przełożonych najwięcej. Wsadzono go na kilka dni do aresztu, kazano stać w ciężkim rynsztunku przez wiele godzin na baczność, czołgać się w błocie, boso, gdy był silny mróz, maszerować po śniegu lub czyścić toalety w masce przeciwgazowej.
Te wszystkie tortury bardzo nadwyrężyły jego zdrowie. Tak ja, jak i Alek Popiełuszko, prawdziwe agresywne oblicze komunizmu zobaczyliśmy po raz pierwszy właśnie podczas tej przymusowej służby wojskowej. Alek już wówczas tej ohydzie bohatersko się przeciwstawił.
Dlatego też w roku 2011 ks. bp. Józef Guzdek, wówczas Biskup Polowy Wojska Polskiego, ustanowił Medal Błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki. W pierwszej kolejności zostali nim uhonorowani alumni, którzy tak jak Alek Popiełuszko, wiele wycierpieli podczas przymusowej służby wojskowej za czasów PRL. Ja też mam honor nosić ten medal. Wojsko Polskie awansowało mnie ze starszego szeregowego do stopnia porucznika. Mam piękny mundur Wojska Polskiego i w razie potrzeby, z dumą go noszę.
Kiedy kleryk Alfons Popiełuszko zmienił imię na Jerzy i dlaczego wybrał takie, a nie inne nowe imię?
Alek Popiełuszko zmienił imię dopiero przed święceniami diakonatu. W tej decyzji utwierdził go sam ks. prymas kardynał Stefan Wyszyński, który dziś, tak jak Jerzy, zaliczony został w poczet błogosławionych. Pamiętam jak Alek jadąc z Warszawy do urzędu powiatowego w Dąbrowie Białostockiej, aby zmienić imię, odwiedził mnie w seminarium w Białymstoku. Ta zmiana imienia kojarzy mi się z podobnymi sytuacjami opisanymi w Starym Testamencie, kiedy zmiana imienia oznaczała wyznaczenie człowiekowi przez Boga nowego, ważnego zadania. I sam wybór imienia Jerzy, znaczyło, że Alek, tak jak św. Jerzy będzie walczył ze smokiem, w tym wypadku z bezbożną komuną.
Jak wyglądały wasze kontakty po ukończeniu seminarium i święceniach kapłańskich?
Były raczej rzadkie. Wiadomo każdy poszedł w swoja stronę. Ksiądz Jerzy bardzo zaangażował się w pracę duszpasterską. Najpierw wśród parafian kilku podwarszawskich parafii, gdzie po święceniach posługiwał, później w środowisku Solidarności. To go mocno pochłaniało i tam wiele dobrego zrobił. Dlatego też komuniści go zamordowali. Pamiętam, że kiedy w październiku 1984 roku porwano księdza Jerzego i jeszcze społeczeństwu nie znane były jego losy, na plebanię parafii w Krypnie, w której wówczas posługiwałem, zajechało dwóch tajemniczych mężczyzn. Zapytali mnie o drogę do Okopów. Zamierzali oni odwiedzić tam rodziców księdza Jerzego. Nic mi jednak więcej nie objaśniali, nie przedstawiali się, podziękowali za wskazanie drogi i pojechali.
Niedługo potem ogłoszono w mediach, że księdza Jerzego zamordowano. Byłem na jego pogrzebie w Warszawie 3 listopada 1984 roku. Pojechaliśmy jako krajnie, razem z księżmi i wiernymi z parafii w Suchowoli. W tym pogrzebie uczestniczyły ogromne rzesze Polaków. Byłem też na uroczystościach beatyfikacyjnych księdza Jerzego. Mam nadzieję, że dożyję dnia, w którym zostanie ogłoszony świętym Kościoła.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał Adam Białous