Papież Franciszek zdecydował o przedłużeniu Procesu Synodalnego do 2024 roku. Wydaje się, że za tą decyzją może stać nadzieja nadania procesowi jeszcze większego znaczenia. Ojciec Święty oraz kierownictwo Synodu uważa, że jest on kontynuacją Vaticanum II. Dotychczasowe prace synodalne poszły zgodnie z planem: przyniosły silny impet na rzecz zmian. Na Watykanie mogła zapaść decyzja, że trzeba to w pełni wykorzystać.
Przedłużanie synodalności
Papież Franciszek przedłużył globalny Proces Synodalny. Pierwotnie Synod o Synodalności miał zamknąć się w ciągu trzech lat, potrwa jednak o rok dłużej. Biskupi z całego świata spotkają się w Rzymie dwukrotnie: po raz pierwszy w październiku 2023 roku, po raz drugi w październiku roku 2024. Nie ma wątpliwości, że tego rodzaju zmiana od strony czysto technicznej jest jak najbardziej dopuszczalna: wydłużenie synodu uzasadniają zapisy konstytucji apostolskiej Episcopalis communio z 2018 roku, wskazujące, że „zgromadzenie Synodu może być przeprowadzone w kilku oddzielnych okresach, różnych między sobą, według uznania Biskupa Rzymskiego” (art. 3, par. 1).
Wesprzyj nas już teraz!
Problem polega na tym, że nie wiemy, dlaczego papież zdecydował się na taki krok. W oficjalnym komunikacie Ojciec Święty mówił, że zmiana ma „sprzyjać zrozumieniu synodalności jako konstytutywnego wymiaru Kościoła” oraz „pomóc wszystkim przeżywać go w pielgrzymowaniu braci i sióstr”. Z kolei sam Synod Biskupów podał na swojej stronie, że wydłużenie synodu jest motywowane „wymiarem procesualnym i pozycjonowaniem się jako podróż wewnątrz podróży, w celu wsparcia bardziej dojrzałej refleksji i dla większego dobra Kościoła”. Te tłumaczenia niczego tak naprawdę nie wyjaśniają. Dowiedzieliśmy się jedynie, że według papieża i kierownictwa synodu cały proces musi trwać dłużej. Cóż, tyle wynika i z samego faktu jego wydłużenia. O co więc tak naprawdę chodzi?
Nie chodzi o kwestie techniczne
Wydłużenie procesu synodalnego mogłoby na pierwszy rzut oka wydawać się logiczne ze względów „technicznych”. Papież dał Kościołowi na organizację całego tego przedsięwzięcia relatywnie niewiele czasu. Ogłosił w maju 2021 roku, że od października 2021 roku do wczesnej wiosny 2022 roku trwać będzie swoiste ankietowanie świeckich na całym świecie, pod koniec roku 2022 biskupi i świeccy delegaci synodalni zbiorą się w grupach kontynentalnych, by wreszcie jesienią roku 2023 wyciągnąć na Synodzie Biskupów w Rzymie ostateczne wnioski z całego procesu. Te pierwotne ramy czasowe przewidziane dla całego Procesu Synodalnego były niezwykle krótkie i budziły powszechną krytykę wśród biskupów, księży i świeckich zaangażowanych w proces, nawet jeżeli zwykle wyrażano ją dyplomatycznie słowami o „dużym wyzwaniu” czy „zaskoczeniu” przez terminy. Rzecz jednak w tym, że krytyka dotyczyła przede wszystkim pierwszej części procesu synodalnego, czyli organizowania w parafiach i diecezjach rozmów z katolikami i niekatolikami, którzy chcą wziąć w nich udział.
Odpowiadając na tę krytykę Watykan wydłużył pierwszy etap o kilka miesięcy, ale okazało się, że było to i tak dalece zbyt mało. W większości diecezji na świecie procesem synodalnym zainteresowała się radykalna mniejszość wiernych, nierzadko na poziomie 1 proc. całej katolickiej społeczności. Często były to osoby zaangażowane w życie parafii i diecezji, a to sprawia, że perspektywa, którą zaprezentowali, jest całkowicie niereprezentatywna dla wszystkich wiernych. Dotyczy to zwłaszcza krajów zachodnich, gdzie w konsultacjach udział wziął swoisty „aktyw” rewolucyjny; efektem tego jest powszechność wołania o głęboką protestantyzacją Kościoła w większości krajów zachodniej Europy. Przedłużenie ostatniego etapu, „rzymskiego”, w niczym tu już w każdym razie nie pomoże. Stąd powodów przedłużenia Synodu o Synodalności należy najpewniej poszukać gdzie indziej.
Problem niemiecki. Dwie interpretacje: łagodna i „spiskowa”
Być może jednym z głównych powodów decyzji o zorganizowaniu dwóch synodów jest niemiecka Droga Synodalna. Możliwe są tutaj dwie interpretacje, zakładające różny stosunek Watykanu do tejże Drogi.
Według pierwszej, papież jest przerażony tym, co dzieje się za Odrą. Postulaty uznania „trzeciej płci”, błogosławienie homoseksualistów, zniesienia celibatu, kapłaństwa kobiet, demokratyzacji Kościoła… To wszystko sprawia, że biskupi w różnych krajach świata łapią się za głowę – i ze względu na niemiecką Drogę Synodalną uważają, że synodalność w ogóle to jakiś absurdalny pomysł, który prowokuje wyłącznie problemy. Niemiecka Droga Synodalna kończy się wiosną 2023 roku. W tej interpretacji papież chciałby nieco odczekać, tak, by finał Synodu o Synodalności nie odbywał się w cieniu Drogi Synodalnej. Na rzecz tej interpretacji przemawia fakt, że pierwotnie niemiecka Droga Synodalna miała zakończyć się w 2022 roku. Z powodu Covid-19 jej przebieg opóźnił się. W efekcie papież mógł podjąć taką, a nie inną decyzję: obawiał się, że jeżeli rzymski etap Synodu o Synodalności zostanie zamknięty w październiku 2023 roku, to tak naprawdę jedynym tematem będzie to, co zaproponowali zaledwie kilka miesięcy wcześniej Niemcy. I tak mogłoby być w istocie: bo w świecie eklezjalnym mówi się o Drodze Synodalnej nieustannie; dawno już żadne wydarzenie nie wywołało takiej polaryzacji.
Druga interpretacja zakłada coś zgoła przeciwnego: że papież chce zadziałać na korzyść Drogi Synodalnej. Chcąc odsunąć w czasie koniec niemieckiego procesu i finał rzymskiego Synodu o Synodalności miałby nadzieję, że emocje opadną – i na spotkaniu biskupów w październiku 2024 roku „niemiecka” tematyka nie będzie już tak dominująca, a dzięki temu tematy, na którym Drodze Synodalnej zależy, będzie po prostu łatwiej „przepchnąć”, bo wywoływać będą mniejszy opór konserwatystów i tradycjonalistów.
Druga interpretacja może wydawać się „spiskowa”, ale na jej rzecz przemawia bardzo wiele. Po pierwsze, to Niemcy jako pierwsi zgłosili ideę Synodu o Synodalności. Zabiegali w Watykanie o rozpoczęcie takiego procesu właśnie po to, żeby propozycje, które zgłaszają, zostały podjęte na szczeblu Kościoła powszechnego. Po drugie, kierownictwo Synodu o Synodalności jest przychylne niemieckiej Drodze Synodalnej: to zarówno relator generalny synodu, kard. Jean-Claude Hollerich, jak i sam sekretarz generalny Synodu Biskupów, kard. Mario Grech. Widząc zatem, że Droga Synodalna się opóźnia, a ponadto prowokuje duże napięcia – papież chciałby zyskać czas na opracowanie nowej strategii przeforsowania progresywnej agendy.
Synod w roli Soboru
Druga z interpretacji dotyczącej Drogi Synodalnej jest też kompatybilna z ewidentnym papieskim pragnieniem nadania Synodowi o Synodalności jak największego znaczenia. Wspominałem już, że wiele z syntez opracowanych w diecezjach wzywa do głębokiej „przebudowy” Kościoła. Dotyczy to zarówno Europy, jak i Ameryki Łacińskiej oraz Stanów Zjednoczonych, w niektórych aspektach również Azji. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że papież wraz z kierownictwem Synodu Biskupów uznali, iż ten stan rzeczy jest z perspektywy ich reformistycznych celów więcej niż zadowalający. Jeżeli w ich odbiorze pojawiła się dobra podstawa do wprowadzenia zmian, mogą chcieć to w pełni wykorzystać. Stąd wynikałaby decyzja o przedłużeniu procesu, tak, by władze centralne w Watykanie miały więcej czasu na odpowiednie przygotowanie finału całego procesu i zapewnienie, że całość zakończy się zgodnie z planem.
Choć wydaje się to teorią szokującą, jest zarazem niezwykle prawdopodobne. Poprzednie synody Franciszka, pomimo swojego ograniczonego zasięgu, były przecież nierzadko głęboko rewolucyjne. Synody o rodzinie z lat 2014 i 2015 pozwoliły wprowadzić do Kościoła nowe rozumienie sumienia, co poskutkowało przełomem w sprawie rozwodników w nowych związkach, homoseksualistów i protestantów (sic). Jak wiadomo, tamte synody zostały z góry ustawione: papież przyjął, że ich efektem powinna być akceptacja propozycji kardynała Waltera Kaspera dotyczącej nowego rozumienia miłosierdzia. Z kolei Synod Amazoński z 2019 roku, w teorii tak bardzo ograniczony lokalnie, doprowadził do wprowadzenia w całym Kościele nowych posług dla świeckich. Nie zdziałał więcej tylko ze względu na bezprecedensowy publiczny protest Benedykta XVI wyrażony w formie książki ogłoszonej wraz z kard. Robertem Sarah. Od Synodu o Synodalności możemy spodziewać się jeszcze więcej, tym bardziej, że zgromadzenie to uważa się za „kontynuację” II Soboru Watykańskiego.
Z licznych wypowiedzi zarówno samego Franciszka jak i kierownictwa Synodu Biskupów wynika, iż chcieliby oni „dokończyć” Vaticanum II, przede wszystkim w aspekcie nowej oceny roli kapłana i świeckich. Dotyka to fundamentów eklezjologii. Synod o Synodalności, jako proces nakierowany na zmianę tak głębokich kwestii, wymaga czasu. Pospiesznie przygotowaną rewolucję byłoby zbyt łatwo zatrzymać.
Paweł Chmielewski