Budowa polskiej elektrowni atomowej często stanowi temat żartów – i to tych ze spektrum czarnego humoru. Mimo wydania znacznych kosztów projekt ciągnie się już latami, a żadnych wymiernych efektów nie widać. Ostatnio władze Prawa i Sprawiedliwości zaczęły jednak przyśpieszać przedsięwzięcie, podpisując umowy z koreańskimi firmami na budowę reaktorów, czy identyfikując miejsca pod ich instalację. Dziś minister Anna Moskwa zapowiedziała, że według planów rządu, z mających w końcu powstać nuklearnych elektrowni ma pochodzić aż 30 proc. prądu zużywanego przez Polaków.
W pierwotnym programie przy trzech lokalizacjach zakładamy 30 proc. udziału energetyki jądrowej w całym miksie energetycznym – powiedziała w środę minister klimatu i środowiska Anna Moskwa. Program Polskiej Energetyki Jądrowej zakłada budowę sześciu reaktorów z mocą do 9 gigawatów – przypominała.
Jak wyjaśniała członek rządu, program wicepremiera, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina dotyczący budowy elektrowni jądrowej z partnerem koreańskim to „program dodatkowy, program prywatny, ale absolutnie ważny dla naszego bezpieczeństwa energetycznego, wnoszący dodatkowe trzy reaktory”. Polityk zastrzegła, że ich szczegółowa moc „będzie przedmiotem dalszych rozmów i dalszych uzgodnień”.
Jak podsumowała Anna Moskwa, „łącznie w miksie energetycznym według potencjału maksymalnego w Polsce może być nawet do 15 gigawatów, biorąc pod uwagę uwarunkowania środowiskowe, uwarunkowania geologiczne i wszystkie inne”.
(PAP)/ oprac. FA