Nie ma żadnego zagrożenia, jeśli chodzi o wzmocnienie polskich sił zbrojnych – powiedział we wtorek wicepremier i szef MON Mariusz Błaszczak po posiedzeniu unijnych ministrów obrony w Brukseli.
Minister skomentował w ten sposób publikację dziennika „Rzeczpospolita”, który ocenił, że jeśli do gospodarki nie wróci koniunktura, państwo polskie nie będzie w stanie utrzymać nakładów na zbrojenia.
Powołując się na analizy banku Credit Agricole, „Rz” podała w poniedziałek, że „suma wszystkich wydatków na obronę narodową do 2035 roku może sięgnąć astronomicznej kwoty 1,7 bln zł”.
Wesprzyj nas już teraz!
Według dziennika z najnowszych analiz banku wynika, że rosnące należności za kontraktowaną przede wszystkim za granicą broń dla polskiej armii, a także szybujące koszty obsługi drogich kredytów wymuszą na władzach korektę wydatków. – Zapewne nowy rząd po najbliższych wyborach będzie musiał zaciągnąć hamulec i ograniczyć programy zbrojeniowe już realizowane, a także te dopiero planowane – ocenił cytowany przez „Rz” główny ekonomista Credit Agricole Jakub Borowski.
Zdaniem Błaszczaka, Credit Agricole reprezentuje francuski punkt widzenia.
– Z francuskiego punktu widzenia uzbrojenie Polski, czy nieuzbrojenie Polski, nie ma żadnego znaczenia. Z naszego, polskiego punktu widzenia silne siły zbrojne mają kluczowe znaczenie dla naszego bezpieczeństwa. Nie ma żadnego zagrożenia, jeśli chodzi o wzmocnienie polskich sił zbrojnych. Konsekwentnie realizujemy program, który powstał wokół ustawy o obronie ojczyzny – zapewniał wiceminister.
– Odbieram te analizy jako głos ludzi, którzy wpisują się w głosy opozycji – zaznaczył Błaszczak, przypominając, że zdaniem byłych prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego Polska nie potrzebuje tyle uzbrojenia, a zakupy na taką skalę są wyrazem „megalomanii”.
– Natomiast polityk ruchu (Polska 2050) Hołowni zapowiadał, że będzie wypowiadał te umowy, jeżeli oni dojdą do władzy. A więc nic nowego. Kiedy rządziła dzisiejsza opozycja, likwidowali jednostki wojskowe. Szczególnie zły był rok 2011, trzy lata po ataku rosyjskim przeprowadzonym na Gruzję. Wtedy zlikwidowali 1. Warszawską Dywizję Zmechanizowaną. Zlikwidowali pułk w Suwałkach, brygadę w Lublinie, batalion w Siedlcach. A więc likwidowali jednostki wojskowe we wschodniej części naszego kraju. Zresztą kiedy kupili Leopardy niemieckie, to ustawili te czołgi nie na wschodzie, tylko na zachodzie. Dlaczego? Mówili, że czołgów nie można ustawić na wschodzie, bo – uwaga! – będą pod zasięgiem rakiet rosyjskich. Tak jakby na zachodzie nie były. Na zachodzie też są pod zasięgiem rakiet rosyjskich. Natomiast oddawanie jakiegokolwiek skrawka terytorium kończy się zbrodniami rosyjskimi. Doświadczyli tego Ukraińcy czy to w Buczy, czy w Irpieniu – podsumował szef MON.
Źródło: Artur Ciechanowicz (PAP)