Staruszku, czy zrobiłeś coś z czego jesteś dumny, coś dzięki czemu czujesz się spełniony? Dlaczego pytasz młodzieńcze? Szukam sensu życia. Tak, zrobiłem kiedyś coś takiego, to było piękne. Co takiego starcze? Pomogłem małemu robaczkowi ominąć kałużę. Teraz idź i szukaj dalej. W skłaniającej do refleksji poradzie starca odnaleźć możemy cenną wskazówkę. Okazana maleńkiej istocie dobroć wprowadza na ścieżkę wiodącą do „drogi życia”. Zanim jednak spróbujemy podążać jej torem, Bóg nas pyta: „czy chcesz żyć?”. A i na tych, którzy ociągają się z odpowiedzią lub chcą iść w przeciwnym kierunku, czeka cierpliwie. Czasem do ostatniego tchnienia na szpitalnym łóżku.
„Któż jest człowiekiem, co miłuje życie i pragnie widzieć dni szczęśliwe? (Ps 33,13 Wlg). Jeśli słysząc to, odpowiesz: Ja, rzecze ci Bóg: Skoro chcesz mieć prawdziwe i wieczne życie, powściągnij swój język od złego, od słów podstępnych twe wargi. Odstąp od złego, czyń dobro; szukaj pokoju, idź za nim (Ps 34[33],14—15). Gdy tak będziecie postępować, oczy Moje zwrócone będą na was, a uszy moje otwarte na prośby wasze. I zanim mnie wezwiecie, powiem: «Oto jestem» (Iz 58,9). Cóż dla nas milszego, bracia najdrożsi, nad ten Boży głos zaproszenia? Oto w swej łaskawości Pan sam ukazuje nam drogę życia” – czytamy w Prologu Reguły św. Benedykta.
Kochający człowieka Stwórca sam zapragnął objawić mu wiodącą do życia drogę. Zanim jednak wypełni treścią pojawiające się na niej wskazówki, pyta: „czy chcesz żyć?”. Pozytywna odpowiedź na tak postawione pytanie pozwala Wszechmocnemu wskazać każdemu z nas prowadzące do życia zasady moralne. Człowiek może jednak powiedzieć Bogu: „nie”. Cała istota naszej ziemskiej egzystencji sprowadza się więc do wyboru między życiem a śmiercią. W natłoku codziennych spraw umyka nam wszelako refleksja nad sensem istnienia. Przy okazji cyklicznych uroczystości życzymy sobie spełnienia wszystkich marzeń. Wyobraźmy sobie, że jest to możliwe. Czy wówczas będziemy szczęśliwi?
Wesprzyj nas już teraz!
Klasycznym odniesieniem do rozważanego problemu jest tekst Księgi Koheleta. Mający wielorakie możliwości do korzystania z życia mędrzec dochodzi do wniosku, iż wszystko to „marność i pogoń za wiatrem” (por. Koh 1, 14). Spojrzenie na ludzką egzystencję, która z punktu widzenia doczesności kryje w sobie jakiś smutek, przywodzi odpowiedź niesatysfakcjonującą. Nie jesteśmy w stanie zaspokoić naszych pragnień na tym świecie. Człowiek nie może się zrealizować w pełni, ponieważ stworzony został do zupełnie innego życia. Życia z Bogiem i w Bogu. O takiej perspektywie mówi nam Słowo Boże.
W Księdze Mądrości czytamy: „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (Mdr 2, 23). Ewangelista Mateusz, opisując Jezusową polemikę z Saduceuszami, przywołuje Jego słowa: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych” (Mt 22, 32). Przy czym owo „jest” należy rozumieć jako żywą relację osobową. W biblijnej optyce życie nie jest więc rodzajem paliwa czy energią, która się wyczerpuje, ale relacją miłości z Bogiem. Św. Paweł doprecyzuje, iż wejście w związek ze Stwórcą dokonuje się poprzez Syna Bożego. Pełnia życia związana jest tu z zakorzenieniem, wszczepieniem w Chrystusa. Życie w takim założeniu jest darem, który przyjąć możemy tylko w wolności.
Mając to wszystko na uwadze, nie powinna zaskakiwać nas wypowiedź księdza Adama Trzaski, który w rozmowie z Marią Mazurek i Wojciechem Harpulą stwierdził, że dla niego śmierć nie istnieje. „Z perspektywy wiary i mojego osobistego doświadczenia śmierci jako takiej nie ma. Człowiek nie umiera. Śmiercią nazywamy moment przejścia człowieka ku dalszemu życiu, którego tu, na ziemi, nie widzimy. Umieramy dla tych, co zostają. Oni widzą agonię, zamknięte oczy, ostatni oddech, plamy opadowe, zniszczenie materialnego ciała. Ale człowiek, którego to dotyka, tego nie odczuwa. On przechodzi ku życiu. Innemu. Nowemu” – czytamy w książce-wywiadzie pt. „Nad życie. Czego uczą nas umierający”.
Posługujący od dwóch dekad w Hospicjum św. Łazarza w Krakowie kapelan widzi to miejsce jako rzeczywistość, w której doczesność styka się ze światem duchowym. Przekonanie to towarzyszy na co dzień nie tylko duchownemu. „Słyszałem to od lekarzy i pielęgniarek. Gdy zaczynałem pracę w hospicjum, jedna z lekarek powiedziała mi: Proszę księdza, niech ksiądz patrzy umierającym w oczy. Tam widać kawałek nieba” – mówił.
Nie wszyscy pacjenci jednak tak spokojnie patrzą w wieczność. Zdarza się, że konający doświadczają pewnych trudności. „Umierał też u nas człowiek, który w agonii majaczył, męczył się. Mówił, że widzi diabły. Krzyczał, że chcą go porwać. (…)W pewnym momencie ten mężczyzna odzyskał przytomność i poprosił o sakrament chorych. Pomodliłem się nad nim, udzieliłem namaszczenia. Po skończonych modlitwach mężczyzna powiedział delikatnie do swojej żony i dwóch córek: O, diabły już poszły. I umarł. Spokojnie. To robi wrażenie. Miałem wtedy poczucie, że dotknąłem rzeczywistości, której nie widzimy naszymi oczami. Zapytałem lekarkę, czy to może leki spowodowały halucynacje. Odpowiedziała: Wiem, co mu podałam, w tym wypadku na pewno nie był to skutek leków”.
W inny wymiar włączani są czasem sąsiedzi umierających osób. Ks. Adam Trzaska wspominał relację chorej, która widziała agonię swojej pobożnej towarzyszki. Gdy nastąpił kres jej życia, sąsiadka pytała personel medyczny: „Czy ta zakonnica, co przyszła po tę kobietę, jest jeszcze, czy już sobie poszła?”. Skonsternowane pielęgniarki miały zaprzeczyć, na co ta odpowiedziała: „Nie szkodzi. Po mnie też przyjdzie i przeprowadzi mnie przez tę kamienistą drogę”. Potem duchowny w hymnach brewiarzowych przeczytał o „Jezusie, który ma nas przeprowadzić przez kamienistą drogę”. Do tej podróży Bóg zaprasza wszystkich. Według kapelana Stwórca czeka na człowieka do ostatnich chwil. Bywa, że znajduje do niego drogę jeszcze przed śmiercią.
„Był u nas mężczyzna, który przez całe życie nie chciał sakramentów. Kategorycznie nie życzył sobie mojej obecności. Wobec personelu też był na nie. Miał pretensje, bywał nieuprzejmy. Po pewnym czasie polubił jedną z opiekunek. (…)Gdy opiekunka usłyszała, że jest jej wdzięczny, to zapytała, czy on może coś dla niej zrobić. Chętnie – odparł. Chciałabym, żeby dał się pan zawieźć na mszę świętą. (…)Pamiętam, że był lipiec. Czytałem fragment Ewangelii, w którym pada pytanie Jezusa do Apostołów: Za kogo ludzie mnie uważają? Ten mężczyzna leżał na łóżku przed ołtarzem, słuchał Ewangelii, moich komentarzy do niej. Po skończonej mszy opiekunka podeszła do niego z pytaniem, czy może zawieźć go już z powrotem. Powiedział, że czeka na księdza. (…)Odbył spowiedź z całego życia. Przyjął namaszczenie chorych i umówiliśmy się, że gdy przyjdą jego bliscy, uroczyście udzielę mu komunii świętej, czyli pokarmu na drodze do wieczności – wtedy, podczas przyjęcia komunii, następuje wyznanie wiary. (…)Miałem w tej sytuacji poczucie, że jestem tylko narzędziem. Wszystko wydarzyło się poza mną. (…) Pan Bóg znalazł drogę przez opiekunkę. Ten człowiek poczuł troskę i dobro. I to przemieniło jego świat. Stał się uśmiechnięty, spokojny” – relacjonował.
Pomimo wielu ludzkich dramatów, przy których obecny był posługujący w hospicjum duchowny, nigdy nie miał chwili zwątpienia. Jak mówił, „Jestem wdzięczny Bogu za to, czego mogę tutaj doświadczać. Za to, że widzę w ludziach jego działanie. Wszystkie znaki, które nam daje”. O tym, że Stwórca walczy o człowieka do samego końca, często w niepojęty dla nas sposób, ks. Trzaska zaświadczy w odpowiedzi na pytanie, czy Bóg podejmuje zawsze dobre decyzje:
„Tak. Bóg zawsze nas kocha. To jest fundament mojego spojrzenia na Boga. Nie ma możliwości, by nas przestał kochać. To my możemy się odwrócić, zapomnieć, wybrać inną drogę. Bóg zawsze na nas czeka”.
Czeka do końca na ludzkie – „tak”, pytając nieustanie człowieka: „czy chcesz żyć?”. Bo w życiu chodzi o życie wieczne.
Anna Nowogrodzka-Patryarcha