– Nie było wielkich napięć między Warszawą a Kijowem w sprawie tragicznego wypadku w Przewodowie. Nie doszło nawet do żadnej gwałtownej wymiany opinii między prezydentami – powiedział w czwartek szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch.
W Przewodowie (woj. lubelskie, pow. hrubieszowski) we wtorek spadł pocisk, doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch Polaków.
– Nikt Ukrainy nie obwinia o to, że celowo zaatakowała polskie terytorium. To musiałby być jakiś troll rosyjski, który by taką teorie stawiał – mówił w czwartek w Polsat News Jakub Kumoch.
Wesprzyj nas już teraz!
Przypomniał, że we wtorek Rosja ostrzeliwała terytorium Ukrainy, także blisko granicy z Polską, a ukraińska obrona przeciwlotnicza z nią walczyła. – Jestem przekonany, że na samej Ukrainie spadają odłamki rakiet obrony przeciwlotniczej, jest wojna – dodał minister. – Tragedia się wydarzyła w Polsce, ale to jest w dalszym ciągu rozpatrywane przez nas jako nieszczęśliwy wypadek – podkreślił.
Pytany, czy ostatnie 48 godzin było jednymi z najtrudniejszych w relacjach między Warszawą a Kijowem odparł: „Nie poszedłbym tak daleko, że to było jakieś wielkie napięcie między Warszawą a Kijowem, bo nie doszło nawet do żadnej gwałtownej wymiany opinii między prezydentami, albo między ich doradcami czy ekipą współpracującą”.
– Najważniejsze dla nas na samym początku było ustalenie tego, czy Polska została zaatakowana czy nie. Polska nie została zaatakowana. W Polsce miał miejsce tragiczny wypadek. Oczywiście winę za to ponosi Rosja, bo to ona morduje Ukrainę i ona tworzy warunki do tego, co się stało – mówił szef BPM. – To jest tak, jak policja podczas strzelaniny z mafią postrzeli przechodnia, to mimo wszystko, ci, którzy rozpoczęli tę strzelaninę, bandyci – to oni odpowiadają za stworzenie tej sytuacji, a nie funkcjonariusz – dodał Kumoch. (PAP)