Wizyta ad limina Apostolorum niemieckich biskupów w Rzymie nie przyniosła żadnego rozstrzygnięcia. Heretycka Droga Synodalna trwa dalej. Dlaczego Watykan jej nie zatrzymał?
Kuria Rzymska wyraziła wprawdzie pewne obiekcje wobec części postulatów formułowanych przez Niemców oraz wobec metody, jaką stosują w swoim procesie, ale o konkrety doprawdy trudno. Tymczasem problem jest tak poważny, że domaga się nie półsłówek, ale jasnej i wyraźnej odpowiedzi.
Niemieccy biskupi usłyszeli w Watykanie, że nie mogą iść „drogą odrębną” od reszty Kościoła katolickiego. Chodzi o to, by nie realizowali swoich postulatów samodzielnie, bez względu na Stolicę Apostolską i głosy płynące z innych krajów świata. Chodzi o takie między innymi plany Niemców, jak:
Wesprzyj nas już teraz!
– diakonat i kapłaństwo kobiet;
– pełna akceptacja LGBT i wszelkich niemoralności seksualnych;
– uznanie istnienia „trzeciej płci” i przyjęcie teorii gender;
– podzielenie się władzą w Kościele ze świeckimi;
– poluzowanie celibatu;
– dopuszczenie protestantów do Komunii świętej.
Jest dość oczywiste, że Watykan nie chce, aby w którymkolwiek z tych obszarów Kościół katolicki w Niemczech wydawał własne dokumenty i w ten sposób kreował nową rzeczywistość eklezjalną.
Niezależnie od tego, jak na te pomyły patrzą decydenci w Stolicy Apostolskiej, musi przecież zostać zachowana pewna hierarchia: to na Watykanie zapada klamka w sprawach dotyczących całego Kościoła, a nie w Berlinie, Bonn czy Monachium.
Część z niemieckich postulatów jest zresztą już teraz obecna na globalnym Procesie Synodalnym. W dokumencie tzw. kontynentalnym Sekretariatu Synodu z 27 października napisano przecież, że wierni „na całym świecie” domagają się nowego podejścia do LGBT, diakonatu kobiet i głoszenia przez kobiety kazań, zwiększonej roli świeckich, większej „inkluzywności” liturgii oraz nowego postrzegania kapłaństwa. Skoro tak, to jest zrozumiałe, że w Watykanie nikt nie zgodzi się, by Niemcy jako pierwsi ogłosili dokumenty wprowadzające tę czy inną zmianę. Tutaj prym musi wieść Stolica Apostolska.
Operacja jest przecież bardzo szczególna. Jak podkreślali wielokrotnie szefowie Synodu o Synodalności, kardynałowie Mario Grech oraz Jean-Claude Hollerich, chodzi o wykorzystanie „metody Amoris laetitia”. To znaczy: przeforsować zmianę pod pozorem nowej troski duszpasterskiej, deklarując wszem i wobec, że nie ma żadnych zmian doktrynalnych.
I tu właśnie natrafiamy na fundamentalny problem. W krajach niemieckojęzycznych bardzo duża część z powyższej listy postulatów jest już od dawna realizowana w praktyce – bez ogłaszania zmian doktrynalnych.
Nie ma diakonatu i kapłaństwa kobiet, ale kobiety głoszą kazania, udzielają chrztów i przewodniczą pogrzebom, a niekiedy nawet symulują koncelebrę (patrz: diecezja Chur w Szwajcarii).
Nie ma oficjalnego aprobaty LGBT, ale błogosławi się pary homoseksualne, a Komunii świętej udziela się każdemu – tęczowym, rozwodnikom, żyjącym w wolnych związkach.
Nie ma formalnej afirmacji „trzeciej płci”, ale w parafiach posługują „niebinarni” ministranci, a w kościelnych instytucjach, takich jak szpitale czy szkoły, swobodnie pracują „osoby trans”.
Władza formalnie należy do biskupów, ale ci nie podejmują dosłownie żadnej decyzji bez konsultacji ze świeckim Centralnym Komitetem Niemieckich Katolików.
Celibat pozostał nienaruszony, ale kto przejmuje się kapłanami prowadzącymi życie seksualne – także w związkach homoseksualnych? Nikt; działają oni zupełnie wprost.
Komunii świętej od 2018 roku oficjalnie (sic) udziela się protestantom żyjącym w związkach małżeńskich z katolikami, a nieoficjalnie od dawna – wszystkim protestantom. W wielu wypadkach zresztą także niechrześcijanom, na przykład – muzułmanom.
To wszystko nie znajduje w Stolicy Apostolskiej żadnej twardej krytyki. Prawdziwy spór o Drogę Synodalną nie dotyczy bowiem tego, co się robi i w co się wierzy, ale tego, co się zapisuje w dokumentach. Watykan chce zadbać, by oficjalne decyzje Niemców nie wpłynęły negatywnie na sytuację w Kościele powszechnym, prowokując – na przykład – Polaków czy Afrykanów do jakichś interwencji, dodatkowo jeszcze wpływając negatywnie na dialog ekumeniczny z prawosławiem.
W praktyce bowiem katolicyzm w krajach niemieckojęzycznych jest już zupełnie przetworzony. Co więcej, promieniuje na zewnątrz. Przecież to nie gdzie indziej, ale w Belgii biskupi ogłosili homoseksualną liturgię błogosławienia związków jednopłciowych, a we Włoszech takie błogosławieństwa już są udzielane. A to tylko wierzchołek góry lodowej: kto wie, co dzieje się w przesiąkniętych teologią wyzwolenia parafiach Ameryki Łacińskiej? Że katolicy czczą tam Pachamamę, to wiemy dzięki samemu Franciszkowi, ale co poza tym?
Innymi słowy, po wizycie biskupów z Niemiec w Rzymie nie ma żadnych powodów do radości. Byłyby, gdyby Watykan zdecydował się Drogę Synodalną zablokować ze względu na heretyckie treści, które się na niej pojawiają. Jednak nie zdecydował się. Rewolucja idzie dalej – i biorąc pod uwagę dokumenty publikowane przez watykański Sekretariat Synodu, odnotowuje naprawdę duże, realne sukcesy.
Paweł Chmielewski