16 grudnia 2022

„Avatar: Istota wody” – nowy majstersztyk czy odgrzewany kotlet? [RECENZJA]

Gdy w 2009 r. ukazał się Avatar Jamesa Camerona, był niewątpliwie wielkim wydarzeniem. Po raz pierwszy mieliśmy okazję zobaczyć na ekranie kina w pełni zrealizowany obcy świat, ze swoim całkowicie odmiennym ekosystemem, roślinnością, zwierzętami, i mieszkańcami – i co by nie mówić o prozaicznej fabule filmu, była to piękna wizja. Jednak mimo ogromnego zachwytu publiczności, na kontynuację przyszło czekać ponad dekadę. Czy nowy Avatarmoże być równie wielkim wydarzeniem jak oryginał, czy raczej jest – nomen omen – po prostu rozwodnieniem pierwotnego dzieła?

Nie ulega wątpliwości iż twórcy oczekują że Avatar: Istota wody, będzie ogromnym sukcesem. Ilość i różnorodność seansów w kinach – 2D, 3D, oryginalny dźwięk, polski dubbing – pokazuje jak wielu widzów oczekiwano. Mam jednak wątpliwości czy film spełni te oczekiwania twórców. I przyznam że wyszedłszy z kina, trochę jest mi żal tego filmu. Wiem bowiem za co będzie krytykowany, i wiem że na skutek tej krytyki, niejeden widz uzna że nie warto sobie zawracać głowy kolejnym Avatarem. Tymczasem, mimo swoich ewidentnych wad, Istota wody jest bądź co bądź wizualnie imponującym dziełem, który, mimo intensywnie lewicowych treści, zawiera również zaskakująco konserwatywne przesłanie.

Wyświechtany majstersztyk

Godzi się zacząć więc od tego, co zarówno pierwszy, jak i drugi Avatar robią bezbłędnie. W oryginale twórcy przedstawili nam obcy świat, Pandorę – świat kipiący życiem, pełen dziwnych istot i roślin, oraz zaskakujących niespodzianek jak wiszące w powietrzu ogromne skały. Pal licho, że fabuła Avatarabyła zaledwie powieleniem opowieści o Pocahontas, i to bynajmniej nie w całej jej historycznej złożoności, ale w jej najbardziej strywializowanej, uproszczonej wersji rodem z filmu Disneya, czyli historii o dobrej indiańskiej księżniczce i nawróceniu złego kolonisty, i o tym że wyższość technologiczna oznacza barbarzyństwo, a brak technologii – perfekcyjną symbiozę z naturą. Bohater filmów, Jake Sully, przybywa więc na Pandorę, gdzie ludzie wydobywają najcenniejszy minerał wszechświata, ale mają trudności z krajowcami – olbrzymimi, niebieskimi Na’vi. Konflikt narasta, aż Indianie – przepraszam, Na’vi – w końcu zaczynają odstrzeliwać przybyszy swoimi potężnymi, niesamowicie celnymi łukami. Ludzie zaś, z jednej strony, zamierzają – jak to zwykle źli, okrutni biali – obrabować Na’vi doszczętnie dewastując najważniejsze dla nich tereny, ale z drugiej strony, liczą na to że uda się Na’vi udobruchać, tak aby sami przystali na ten rabunek. Nie mogąc oddychać powietrzem Pandory, wymyślili sposób aby hodować dla siebie awatary – ciała genetycznie identyczne z Na’vi. Umysł Sully’ego zostaje przełożony do takiego ciała, i zostaje on wysłany do dżungli z misją zawarcia przyjaźni z krajowcami.

Wesprzyj nas już teraz!

Niestety, jak to zwykle bywa, Sully zachwyca się prostotą życia Na’vi, i zakochuje się w córce ich wodza. Pierwszy film kończy się więc absolutnie przewidywalnie, walną bitwą w której przewodzeni przez Sully’ego krajowcy pokonują najeźdźców prowadzonych przez pułkownika Quaritcha, stanowiącego stereotyp „złego i bezmyślnego” wojskowego, który obowiązkowo ginie ostatni.

Przytaczam tę fabułę tak szczegółowo, bo doprawdy, trudno oczekiwać od widzów aby po trzynastu latach pamiętali to wszystko. Nowy film zresztą ma chyba tego świadomość, celowo zaczynając się dosyć długą opowieścią o sielankowym życiu Sully’ego wśród Na’vi, i wplatając w tę opowieść wiele przypomnień wcześniejszych wydarzeń. Zanim przejdziemy jednak na poważnie do Istoty wody, trzeba raz jeszcze podkreślić – pomimo swego wyświechtania, Avatarbył filmem w pełni wykorzystującym wizualne możliwości współczesnego kina, i w tym sensie był majstersztykiem. Podobnie jest z Istotą wody, i gdybyśmy oceniali ten film nie obejrzawszy pierwszego Avatara, niewątpliwie musielibyśmy wyrazić wielki zachwyt dla kunsztu twórców. Problem w tym, że my pierwszego Avatarawidzieliśmy, więc te same sztuczki już na nas nie robią wrażenia…

Odgrzewany w ciepłej wodzie

Sielankowe życie Sully i jego tubylczej żony Neytiri, z którą wychowują czwórkę dzieci, zostaje przerwane oczywiście powrotem ludzi na Pandorę – ludzi, którzy przybywają jeszcze liczniej niż wcześniej, z nowym, lepszym sprzętem. Nie zepsuję widzom niczego, jeśli zdradzę, że wróg okazuje się ten sam co ongiś – oto bowiem pułkownik Quaritch, przed wyruszeniem na feralną ostatnią misję, skopiował zawartość swego mózgu, i ta właśnie została zaimplantowana do nowo wyhodowanego ciała Na’vi. Quaritch więc powraca jako jeden z niebieskich olbrzymów z którymi wcześniej walczył, ale jego zadanie pozostaje takie samo – zabić Sully’ego, uważanego przez przybyszy za główny motor tubylczej rebelii. Dowiedziawszy się o powrocie starego wroga, Sully postanawia zachować się jak na mężczyznę przystało – czyli bierze swoją rodzinę, porzuca plemię któremu przewodził, i ucieka w siną dal z podkulonym ogonem. Ta ucieczka jest tu potrzebna, aby umożliwić Sully’emu, a za jego pośrednictwem również nam, poznanie innych plemion Na’vi, dla odmiany żyjących nie w lesie, a wśród wysp i raf południowego Pacyfiku. To znaczy, przepraszam, gdzieś nad jednym z mórz Pandory. Rodzina Sully’ego osiedla się wśród niebieskich Polinezyjczyków – w rolę ich wodza wciela się prawdziwy Maorys, Cliff Curtis – poznając ich zwyczaje i oczywiście cały morski ekosystem Pandory.

 Te ciepłe, tropikalne morza Pandory są niezaprzeczalnie piękne. James Cameron, twórca Titanicai Otchłani, pasjonuje się podwodnymi światami, i widać to tutaj na każdym kroku. A jednak, tu można odnieść wrażenie że łatwiej jest powiedzieć „wymyślmy prawdziwie obcy świat” niż to faktycznie zrealizować. O ile bowiem dżungla Pandory zawierała nieraz bardzo zaskakujące istoty, o tyle morza Pandory są, no cóż, pełne ryb i innych istot których ziemskie odpowiedniki z łatwością rozpoznajemy. Są nawet inteligentne wieloryby, które posłużą drogą niezbyt ukrywanej alegorii jako kawałek anty-wielorybniczej propagandy. Ogólnie więc, świat Pandory, nie będąc już dzisiaj czymś tak innowacyjnym jak w 2009 r., nie robi wrażenia również dlatego, że stał się bardziej ziemski i swojski.

Odgrzewana jest również fabuła, która niespieszno zmierza ku kolejnej zbrojnej konfrontacji między tymi samymi stronami co poprzednio. A jednak muszę przyznać, że ta odgrzewana fabuła, dzięki koncentracji na rodzinie Sully’ego, okazuje się być mocną stroną filmu.

Prawdziwa rodzina w lewackim kinie?

Wyszydziłem wcześniej decyzję Sully’ego, który porzuca rolę wodza, aby uciekać przed zagrożeniem. Przyznam, że w tamtym momencie filmu, obawiałem się, że jak całe współczesne kino, film ten będzie epatował jadowitą antymęską propagandą. Że po raz kolejny, okaże się, że mężczyźni są albo źli, albo nieudaczni, i że ostatecznie musi zatriumfować kobieta. Jakże pięknie by to pasowało do innych propagandowych aspektów filmu, stanowiącego wszak paszkwil na historię kolonizacji, industrializacji i innych wielkich osiągnięć Europy; osiągnięć, którym często towarzyszyły zjawiska obiektywnie złe, ale osiągnięć które same w sobie złem nie były, choć tak właśnie dzisiaj są przedstawiane.

Tymczasem, Avatar: Istota wodyokazuje się być zaskakująco ciepłą opowieścią o rodzinie i o tym jak w sytuacji konfliktu niełatwo jest mężczyźnie pogodzić rolę publiczną przywódcy walczącego za sprawę, ze swoją rodzinną odpowiedzialnością jako ojca i męża. Sully, owszem, decyduje się uciekać – ale robi to w przeświadczeniu, że w ten sposób ochroni swój lud przed zemstą Quaritcha, a jednocześnie, ukrywając się będzie mógł chronić swą rodzinę. Rzecz znamienna i jakże miła we współczesnym kinie – Sully nigdy nie jest nieudacznikiem. Jest właśnie ojcem i mężem, niekwestionowaną głową rodziny; jego żona, choć sama jest wojowniczką, choć nie raz dyskutuje z nim, jednak ostatecznie pokornie przyjmuje jego decyzje. Jego dorastający synowie wprawdzie nie raz buntują się, ale buntują się właśnie dlatego, że chcą podążać w jego ślady. Tak, Istota wodyjest również opowieścią o dorastaniu i buncie, która jednak pieczołowicie uwzględnia punkt widzenia ojca, który owszem, nazbyt stara się kontrolować swoich synów, jednak robi to nie jako tyran którego na końcu film triumfalnie obala, ale jako prawdziwy obrońca rodziny, jako ten, który musi pozwolić swoim synom pójść własną drogą, ale nie dlatego że jest zły, tylko po prostu – bo przeszli próbę ognia i stali się dorosłymi mężczyznami. Nie są to wartości często spotykane dzisiaj w kinie.

Ostatecznie więc, jak swój poprzednik, Istota wody, jest oczywiście pełen współczesnych lewicowych bredni o sielance ludów pierwotnych – ale, znowu jak swój poprzednik, Istota wodybierze od tych ludów pierwotnych również inne wartości, wartości których czego dzisiaj brakuje na Zachodzie, wartości w pełni konserwatywne. W świecie gdzie kolejne wielkie produkcje muszą składać poddańcze hołdy ideologii genderyzmu, bazowanie na ludach pierwotnych pozwala tutaj uniknąć tegoż hołdu. Zamiast zamieszania, mamy pochwałę wartości które dzisiaj występują tylko u najzagorzalszych chrześcijańskich konserwatystów – i wśród (często przecież ochrzczonych) niedobitków ludów pierwotnych. Pandora to świat, gdzie mężczyzna ma być męski, a kobieta kobieca (nawet jeśli strzela z łuku), ojciec ma być ojcem, a matka matką, a mąż i żona mają być w liczbie jeden, na całe życie. Pal licho, że zabrakło wyobraźni, aby obcy lud był prawdziwie obcy; aby Na’vi nie byli tylko kalką Indian i Maorysów. Może i współczesnym twórcom brakuje wyobraźni, aby wymyśleć prawdziwie obcą kulturę – ale przecież gdyby to zrobili, wówczas film nie mógłby przypominać światu piękna tradycyjnej rodziny. Coś za coś!

dr Jakub Majewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(29)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 300 955 zł cel: 300 000 zł
100%
wybierz kwotę:
Wspieram