Czy mamy iść na wojnę? Jaką niby armią mielibyśmy wojować przeciw atomowemu mocarstwu – czy w ogóle przeciw komukolwiek? Te pytania wystarczyły aby pomimo poświątecznego letargu zainteresować się feralnym Tweetem Jacka Bartosiaka, który taką reakcję wywołał. Cóż to musiała być za niemądra wypowiedź, żeby w odpowiedzi padły tak rozsądne, wręcz fundamentalne pytania? Przeczytałem więc ów Tweet i się wielce zdziwiłem. Bowiem nie znalazłem tam niczego, z czym nie mógłbym się zgodzić…
Czyżbym więc i ja był wariatem, pchającym Polskę na straszną wojnę? Bynajmniej! Ale nie jest też takim wariatem Jacek Bartosiak, a krytyka, która padła na niego była, w przeważającej mierze, emocjonalna i irracjonalna. Zaznaczam przy tym, że choć siłą rzeczy wchodzę niniejszym w buty obrońcy Jacka Bartosiaka, nie czynię to z poczucia jakiejś więzi ideowej. Owszem, Bartosiak należy do osób których poglądy powinien poznać każdy interesujący się rolą Polski w polityce międzynarodowej, ale znać czyjeś poglądy absolutnie nie znaczy: zgadzać się z nimi.
W dziedzinie geopolityki i wojskowości, warto słuchać co mówi i co myśli Bartosiak (choć to nie zawsze to samo), nawet jeżeli się z nim nie zgadzam. No, ale tym razem się z nim zgadzam w pełni, i to w sytuacji gdy wszyscy na około odsądzają go od czci i wiary. Dlaczego?
Wesprzyj nas już teraz!
Czego nie powiedział Bartosiak?
Zacznijmy od początku. Oto, w odpowiedzi na wypowiedź rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Ławrowa, która sugerowała, że Ukraina i państwa Zachodu powinny przyjąć warunki Rosi po dobroci, bo inaczej będą musiały liczyć się z rosyjską armią, dr Bartosiak odpowiedział: „Chyba że [armia rosyjska] zostanie pobita w polu. I wtedy nie trzeba liczyć się już z polityką i sprawczością rosyjską. Tyle w temacie. I to trzeba zrobić i wystawić wojsko polskie do tego zadania. Inaczej trzeci pośrednicy będą nas co rusz namawiać by ustąpić Rosji to tu to tam…. Proste i jasne”.
No właśnie: trzeba wystawić wojsko polskie do tego zadania. Czyż to nie straszne słowa? Wojsko polskie walczące na Ukrainie! Walczące w nie naszej sprawie, przeciw światowemu mocarstwu! Podejmujące interwencję, a więc działania ofensywne, czyli – bez wsparcia NATO. Sytuacja horrendalna, i nic dziwnego że wzbudzająca przerażenie.
Ale przecież nic takiego Jacek Bartosiak nie powiedział.
Dlaczego miałbym rozumieć z tej wypowiedzi, że dr Bartosiak domaga się natychmiastowej interwencji Polski na Ukrainie? Czy mam zakładać że jeden z wiodących ekspertów w dziedzinie geopolityki w Polsce postradał zmysły? Że jest idiotą, który nie ma zielonego pojęcia o tragicznym stanie polskiej armii, o zupełnym nieprzygotowaniu Polski do wojny, i o znikomych możliwościach wsparcia Polski ze strony sojuszników NATO? Przepraszam, ale jeśli przyjmę takie założenie – a tak niestety zrobili niemal wszyscy którzy tak agresywnie i emocjonalnie odpowiadają Jackowi Bartosiakowi – to zwyczajnie bym się wygłupił.
Czy naprawdę mam wierzyć, że człowiek, który wcale nie tak dawno przedstawiał swoją własną koncepcję totalnej przebudowy polskiej armii – a więc, dostrzegał jej nieprzygotowanie do wojny – dziś nagle uwierzył, że ta armia jest zdolna do natychmiastowych działań przeciw Rosji?
No, nie!
Nie znam myśli dr. Bartosiaka. Nie postrzegam go jako jakiegoś guru, którego każdą złotą myśl należy bronić do upadłego. Nalegam jednak – zwłaszcza w sprawach tak niesamowicie ważnych jak wojna! – o podstawową uczciwość intelektualną. Nalegam, aby zwłaszcza ci, którzy mienią się realistami, a Bartosiaku widzą niepoprawnego romantyka – nalegam aby kierowali się intelektem, a nie emocjonalnymi uniesieniami. Nie uważam, żeby to był wygórowany wymóg.
Więc na spokojnie – o co chodzi?
Jest oczywiste więc, że Jacek Bartosiak nie nawołuje do natychmiastowego zaangażowania Polski w trwającą wojnę. Jego słowa rozumiem – i jestem niemal pewien, że właśnie taka interpretacja jest prawidłowa – jako prozaiczne stwierdzenie, że należy wystawić, czyli zbudować, taką armię, aby była zdolna do pobicia Rosji w polu, tak aby nie musieć się liczyć ani z rosyjskimi pogróżkami, ani też z naszymi „życzliwymi” sojusznikami, których Bartosiak wprost nazywa pośrednikami, jako tymi którzy co i rusz, wsłuchani w rosyjski punkt widzenia, zachęcają państwa naszego regionu do ustępstw wobec molocha.
Jednak dr. Bartosiakowi absolutnie nie może chodzić o to, że Polska miałaby zaangażować się w bieżącą wojnę już teraz, z bardzo prostego powodu – otóż, cokolwiek by nie myśleć o jego koncepcjach przebudowy polskiej armii, przedstawiając je, dr Bartosiak dobitnie dowiódł, że rozumie doskonale jak wielkim, kosztownym, i czasochłonnym przedsięwzięciem jest przebudowa naszych wojsk. On rozumie doskonale że nie jest to kwestia tygodni czy miesięcy, ale lat – i czytając jego wypowiedź, należy pamiętać o tym że w domyśle, ta polska armia wystawiona do walki z Rosją, to kwestia odległa o całe długie lata właśnie.
Nie uważam też, że Bartosiakowi chodzi o to, aby wpakować się do wojny z Rosją, kiedy tylko (tudzież: jeżeli) będzie gotowa nowa polska armia. Byłoby to twierdzeniem o tyle absurdalnym, że nie mamy przecież pojęcia o tym, jak będzie wyglądała sytuacja geopolityczna w tym niestety nadal hipotetycznym scenariuszu, gdzie Polska nareszcie posiada prawdziwą siłę sprawczą w formie mocnego, licznego i nowoczesnego wojska, gotowego walczyć z Rosją nawet bez wsparcia NATO.
No tak, no tak, ale przecież – ze słów dr. Bartosiaka jako żywo wynika, że gdyby już Polska tę siłę miała, i nadarzyła się okazja do wojny ofensywnej przeciw Rosji, to on by taką wojnę popierał! No tak – ale cóż w tym kontrowersyjnego? Jeżeli nadarzyłaby się okazja, gdzie Rosja jest tak słaba, że można zaryzykować wojnę, i jeżeli Polska dysponowałaby dostatecznymi siłami aby Rosję raz na zawsze pokonać, to dlaczego nie mielibyśmy przynajmniej rozważyć takiego rozwiązania?
W 1939 r. Stany Zjednoczone dysponowały planami wojennymi na wypadek wojny z… Wielką Brytanią. Plany te, świeżo sformułowane, przewidywały okupację Kanady. Wielka Brytania dobrze wiedziała o istnieniu takich planów. Nie szkodziło to w żaden sposób relacjom między tymi państwami, a nawet pomagało, gdyż uświadomiło Brytyjczykom, że Stany nie dadzą sobą pomiatać, i że z powodzeniem przyswoiły lekcje z wcześniejszych wojen przeciw Brytyjczykom. Dlaczego Polska, gdyby tylko dysponowała odpowiednimi siłami, nie miałaby każdym swoim gestem, i każdym swoim słowem, nie pokazywać Rosjanom, że przyswoiliśmy wcześniejsze lekcje historii?
Si vis pacem, para bellum – i basta!
Prawdę mówiąc, jeżeli już miałbym się na coś obruszać w tej „feralnej” wypowiedzi, byłaby to jej oczywistość i próżność. Jacek Bartosiak nie powiedział nam niestety nic nowego i ciekawego – ot, powtórzył po raz kolejny rzymską maksymę si vis pacem, para bellum. Maksymę słuszną dwa tysiące lat temu, i słuszną nadal dzisiaj – ale tak wyświechtaną, że stanowiącą wręcz puste słowa.
Deklaracja bowiem, że Polska powinna wystawić wojsko z zadaniem pokonania Rosji, jest stuprocentowo słuszna – przeciw komu innemu mielibyśmy mierzyć nasze siły, jeśli nie przeciw największemu zagrożeniu militarnemu? – ale jest to tylko powtórka słów które często słyszymy, i puszczamy między uszami. Pustość słów dr. Bartosiaka uderza tym dobitniej, że w dalszym ciągu nie dostrzega on zupełnej niemożności postawienia polskiej armii na nogi bez przywrócenia poboru powszechnego. Za słowami Jacka Bartosiaka nie idzie żaden realny plan aby zbudować tę nową armię, i za to należy się jemu mocna krytyka. Niemniej: pustość tych słów nie przekreśla ich słuszności.
Nie musimy zgadzać się dr. Bartosiakiem co do jego armii nowego wzoru, do koncepcji która pomimo jego własnych zapewnień, runęła w gruzach w pierwszych dniach wojny na Ukrainie. Nie musimy zgadzać się z nim co do innych jego pomysłów na przyszłość Polski. Ale nie wmawiajmy sobie, że oto wariat domaga się natychmiastowego włączenia Polski do wojny z Rosją. Nie nazywajmy go wojennym podżegaczem na podstawie zgoła absurdalnej nadinterpretacji jego słów. Takie prowadzenie sporów nie jest ani uczciwe, ani mądre.
I pamiętajmy o jednym: żadna broń, nawet najpotężniejsza, nie obroni nas w sytuacji, gdy na naszych drzwiach będzie wisiał napis: „posiadamy broń bo lubimy strzelać do tarcz, ale nigdy do ludzi”. Gotowość do wojny, jeżeli ma nas realnie uchronić przed wojną, to również gotowość psychiczna. Nie ma zaś możliwości aby być psychicznie gotowym do wojny, jeśli każdy głos mówiący nawet o hipotetycznym scenariuszu wojennym zostanie zakrzyczany jako podżegacz i szkodnik. Cała ta szalona, nadmiernie emocjonalna, epatująca strachem, i nie mająca nic wspólnego z realizmem reakcja na spokojną, racjonalną, i wyjątkowo słuszną wypowiedź dr. Bartosiaka, szkodzi Polsce znacznie bardziej niż nawet najbardziej zwariowany głos „podżegaczy wojennych”.
Jakub Majewski
Jacek Bartosiak chce „wystawić” wojsko do wojny z Rosją. W sieci zawrzało