Rządowy projekt ustawy wiatrakowej był szeroko konsultowany przez kilka miesięcy – zapewniała we wtorek minister klimatu i środowiska Anna Moskwa. Podkreśliła, że projekt nie określa konkretnej odległości wiatraków od zabudowań, a wyznacza strefę od 500 m do 10H.
We wtorek wieczorem sejmowe komisje ds. energii oraz samorządu rozpatrują osiem projektów ustaw mających zliberalizować tzw. zasadę 10H w przypadku wiatraków na lądzie.
Wesprzyj nas już teraz!
Obowiązująca obecnie ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, przyjęta w maju 2016 r., zakazuje budowy turbin wiatrowych w odległości mniejszej niż 10-krotna wysokość wieży i łopaty wirnika w najwyższym położeniu (tzw. 10H) od zabudowy mieszkalnej oraz form ochrony przyrody – parków narodowych i krajobrazowych, rezerwatów, obszarów Natura 2000, leśnych kompleksów promocyjnych. Jednocześnie przepisy zabraniają budowy budynków mieszkalnych bliżej, niż w odległości 10H od istniejących turbin wiatrowych.
Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, która uzasadniała rządowy projekt nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych oraz niektórych innych ustaw wraz z autopoprawką zapewniała, że rządowi zależy na dalszym rozwoju odnawialnych źródeł energii. Przypomniała, że w 2015 r. zainstalowane było 7 GW mocy w OZE. Teraz jest to 22 GW mocy.
Szefowa MKiŚ mówiąc o rządowym projekcie podkreśliła, że odległość, w której będą mogły być budowane wiatraki nie jest najważniejszym wątkiem tej propozycji. – Najważniejszym wątkiem są obywatele. Ci, którzy mieszkają na tych terenach gdzie będą posadowione wiatraki i będą ich beneficjentami – przekonywała.
Odnosząc się do odległości wiatraków od zabudowań, stwierdziła, że projekt przewiduje, iż będzie to pomiędzy 500 m a 10H. Zwróciła jednak uwagę, że o ostatecznej odległości zdecyduje społeczność lokalna. Poza standardowymi procedurami projekt wprowadza obowiązek dodatkowych konsultacji i spotkań zarówno w gronie mieszkańców gminy jak i gmin ościennych z obowiązkowym udziałem wójta, burmistrza, prezydenta miasta oraz inwestora.
Zgodnie z propozycją, nowe turbiny wiatrowe będą mogły być lokowane tylko na podstawie Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP). Plan będzie mógł określić inną, ale nie mniejszą niż 500 m odległość, biorąc pod uwagę zasięg oddziaływań elektrowni wiatrowej. Określona w planie odległość będzie też dotyczyć budowy budynków w pobliżu turbiny. Podstawą dla określania odległości będą m.in. wyniki przeprowadzonej strategicznej oceny oddziaływania na środowisko (SOOŚ), wykonywanej w ramach MPZP. W SOOŚ analizuje się m.in. wpływ emisji hałasu na otoczenie i zdrowie mieszkańców. Władze gminy nie będą mogły odstąpić od wykonania SOOŚ dla projektu MPZP, który uwzględnia elektrownię wiatrową. Rządowy projekt zachowuje zasadę 10H w przypadku parków narodowych, a w przypadku rezerwatów przyrody 500 m.
Projekt – jak prezentowała minister – określa też odległość wiatraków od sieci najwyższych napięć. Moskwa mówiła: – Uzgodniliśmy odległość w postaci trzykrotności maksymalnej średnicy wirnika wraz z łopatami tzw. 3D oraz dwukrotność maksymalnej całkowitej wysokości elektrowni wiatrowej, czyli 2H. Jak podkreśliła, jest to też standard europejski.
Minister dodała, że rządowy projekt był szeroko konsultowany przez kilka miesięcy. W ich wyniku pojawiła się autopoprawka, która przewiduje że inwestor zaoferuje co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej mieszkańcom gminy, którzy korzystaliby z energii elektrycznej na zasadzie prosumenta wirtualnego. Każdy mieszkaniec tej gminy będzie mógł objąć udział nie większy niż 2 kW i odbierać energię elektryczną w cenie, wynikającej z kalkulacji maksymalnego kosztu budowy.
Moskwa oceniła ponadto, że projekt przygotowany przez rząd jest o wiele szerszy od innych zaproponowanych m.in. przez posłów rozwiązań i odnosi się do społeczności lokalnych, procedur środowiskowych, czy elementów bezpieczeństwa funkcjonowania farm wiatrowych. W kwestii bezpieczeństwa chodzi m.in. o obowiązek serwisowania wiatraków przez certyfikowane podmioty, które będą akredytowane przez Urząd Dozoru technicznego (UDT). – Tym samym zabezpieczymy się przed potencjalnym ryzykiem starych, nieefektywnych, awaryjnych urządzeń, które potem będą musiały podlegać procesowi utylizacji – dodała.
Źródło: Michał Boroń, Wojciech Krzyczkowski (PAP)