Białoruski sąd nie zgodził się na zmianę narodowości z białoruskiej na polską, o co wnosiła mieszkanka Mińska. Kobieta przedstawiła w sądzie dokumenty, z których wynika, iż jej dziadek i mama byli Polakami i ona sama uważa się za Polkę. Sąd w Mińsku orzekł, że dokumenty te nie mają żadnego znaczenia, a kobieta w świetle białoruskiego prawa nadal jest Białorusinką.
Zanim mieszkanka stolicy Białorusi skierowała sprawę do sądu, usiłowała rozwiązać ją w urzędzie stanu cywilnego. Przedstawiła tam dokumenty jasno świadczące o tym, iż jej śp. dziadek był Polakiem, więc błędem było wpisywanie mu na siłę w danych osobowych narodowości białoruskiej. Bez pytania o zgodę w urzędowych zapisach Białorusinką uczyniono również jej śp. mamę, która również całe życie uważała się za Polkę. Przedstawione przez kobietę dowody polskości jej przodków nie zrobiły na urzędnikach stanu cywilnego żadnego wrażenia i nie skłoniły ich do zmiany istniejących zapisów.
Kobieta dopiero wówczas złożyła do mińskiego sądu cywilne powództwo w sprawie uznania jej polskiej narodowości. Sąd jednak postąpił z tą sprawą podobnie jak urząd stanu cywilnego. Oddalił powództwo, argumentując to zdaniem „Fakt ustalenia tej czy innej narodowości i tak nie będzie miał dla zainteresowanej żadnych konsekwencji prawnych”. Ta decyzja sądu nie dziwi w kontekście trwających w białoruskim parlamencie prac nad ustawą, która może odebrać „każde obywatelstwo” przeciwnikom politycznym reżimu. Sam dyktator Aleksandr Łakaszenka powiedział podczas rządowej narady, że „należy zastanowić się poważnie czy nie odebrać naszym obywatelom, którzy uciekli za granicę, Karty Polaka”.
Adam Białous