Wiele osób – tak świeckich, jak i duchownych – mimo wszystko w pewien sposób instynktownie to przyznaje, że stara liturgia lepiej wyraża dogmaty i wiarę katolicką. Jeśli tak jest, oznacza to, że dla wyrobienia w duszach katolików zdrowego sensus fidei (zmysłu wiary) stara Msza jest bardziej pożądana.
(1) Dogmat i liturgia
Stosunek między dogmatem a liturgią wyraża się w słynnym aksjomacie lex credendi – lex orandi, co się tłumaczy jako: „prawo (norma) wiary jest prawem (normą) modlitwy”. Sformułowanie tej zasady przypisuje się papieżowi Celestynowi I (422–432), tak naprawdę jednak po raz pierwszy użył jej św. Prosper z Akwitanii (ok. 390–465), który był jego sekretarzem, a także przyjacielem św. Augustyna. Broniąc augustiańskiej nauki, a zwłaszcza doktryny o łasce, użył argumentu, który wyraził w zdaniu: legem credendi lex statuat supplicandi (w tłumaczeniu: „O prawie wiary niech stanowi prawo modlitwy błagalnej”).
Wesprzyj nas już teraz!
W owym czasie, toczył się spór z semipelagianami o to, czy łaska Boża jest konieczna do tego, aby uwierzyć. Dla św. Prospera już sam fakt, że Kościół modli się o nawrócenie niewierzących, oznacza, że wierzy, iż nawrócenie zależy od Boga i od Jego łaski. W ogniu sporów św. Augustyn pisał w liście do Walentyna:
„Powiedz więc otwarcie, że nie powinniśmy się modlić za tych, którym głosimy Ewangelię, aby uwierzyli, a samo głoszenie wystarczy… i kiedy słyszysz kapłana Bożego…, który wzywa do modlitwy za niewierzących, aby Bóg nawrócił ich na wiarę…, śmiej się z tych pobożnych słów”.
Można zatem powiedzieć, że to właśnie on jako pierwszy zastosował argument liturgiczny w teologii. Zasada lex orandi, lex credendi pozostaje w Kościele katolickim zawsze aktualna, choć przez długi czas liturgia jako źródło dla teologii była niedoceniania. Tymczasem liturgia ujmuje w konkretne słowa i obrzędy prawdy wiary wyznawane przez Kościół, dlatego jest uprzywilejowanym środkiem kształtowania wiary u katolików, którzy przecież uczestniczą w niej przez całe życie. Papieże nowożytni wielokrotnie to podkreślali. Na przykład Sykstus V w Konstytucji Immensa aeterni Dei z 1588 roku przypominał, że „święte obrzędy zawierają w sobie wielką naukę dla ludu chrześcijańskiego i świadectwo jego autentycznej wiary”. Papież Pius XI w encyklice Quas primas (O ustanowieniu święta naszego Pana Jezusa Chrystusa Króla) z 1925 roku podkreślił, że „doroczne obchodzenie świętych tajemnic ma dla ludu chrześcijańskiego więcej znaczenia w nauczaniu wiary niż uroczyste wypowiedzi Kościoła”. Tenże papież powołał się przy tym na słowa św. Roberta Bellarmina, doktora Kościoła, który pisał: „Nieraz stare obrzędy lepiej udowadniają dogmaty niż wiele objaśnień”. W czasie audiencji u Piusa XI dom Bernard Capelle (opat z Mont César) usłyszał, że liturgia jest „najważniejszym organem zwyczajnego magisterium Kościoła. Nie jest ona didaskalią czynioną przez taką czy inną osobę, ale przez Kościół”.
Liturgia nie tylko kształtuje wiarę ludu, ale dostarcza też argumentów w uzasadnianiu tez dogmatycznych. Bł. Pius IX ogłaszając dogmat o Niepokalanym Poczęciu, powoływał się na argumenty właśnie z liturgii. Na lex orandi powoływał się także Pius XII, ogłaszając dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny: „Ta prawda posiada aprobatę w kulcie kościelnym od najdawniejszych czasów”. I w tej samej konstytucji stwierdził: „Liturgia Kościoła nie stwarza wiary, lecz raczej idzie za nią, gdyż obrzędy kultu wyłaniają się z niej jak owoce z drzewa”.
Najszerzej jednak o „argumencie z liturgii” wypowiedział się Pius XII w 1947 roku w Mediator Dei, najpiękniejszej encyklice poświęconej w całości liturgii świętej:
Cała liturgia więc zawiera wiarę katolicką, gdyż publicznie świadczy o życiu Kościoła. Z tej to przyczyny, ilekroć chodziło o definicję jakiejś prawdy objawionej przez Boga, papieże i sobory – czerpiąc z tzw. źródeł teologicznych – nierzadko również i z liturgii, przytaczali argumenty.
W dalszym ciągu rozważań papież precyzuje również, jaki jest walor takiego argumentu:
Liturgia święta nie określa wiary katolickiej ani jej nie ustala swoją własną mocą w sposób absolutny; lecz raczej będąc wyznaniem prawd nadziemskich, które podlegają najwyższej władzy Kościoła, może podsuwać argumenty i świadectwa niemałej zaprawdę wartości dla określenia szczególnych artykułów nauki chrześcijańskiej.
Wobec podnoszonych postulatów radykalnej reformy liturgii na międzynarodowym kongresie liturgicznym w roku 1956 papież przypomniał jeszcze raz, że liturgia „przekazuje obfite skarby depositum fidei, prawdy Chrystusa”. Gdy weźmiemy pod uwagę powyższą argumentację, staje się dla nas oczywistym fakt, że
w istocie Msza Święta rzymska nie jest niczym innym, jak liturgiczno-symbolicznym przyobleczeniem prawdy. Ośrodek świętego misterium stanowi przeistoczenie dokonane za pomocą słów Chrystusa. Dzięki temu poznaniu ukazuje się nam istota tej liturgii mszalnej, którą określamy mianem Matki wszystkich Kościołów.
To z niej miliony katolików na całym świecie przez całe wieki uczyły się katolickiej wiary, której depozyt Kościół przekazywał wiernie z pokolenia na pokolenie. Dietrich von Hildebrand, niemiecki filozof i teolog katolicki zwany przez papieża Piusa XII „XX-wiecznym Doktorem Kościoła”, rozmyślając nad doskonałością Mszy Świętej, pisał:
Msza Święta trydencka bardziej niż cokolwiek innego przepojona jest duchem prawdziwej czci, a tych, którzy nią żyją, pociąga wprost ku temu duchowi. Właściwy, fundamentalny stosunek wobec Boga i stworzenia żyje we wszystkich jej częściach. Cała liturgia jest przeniknięta tą czcią wobec majestatu Boga, maiestas Domini, jasną świadomością Jego absolutnej zwierzchności i uznaniem faktu, że wszystko od Niego otrzymujemy.
Nic więc dziwnego, że również ostatni sobór naucza, iż w liturgii znajduje się element konstytutywny świętej i żywej Tradycji: „I tak Kościół w swej nauce, w swym życiu i kulcie uwiecznia i przekazuje wszystkim pokoleniom to wszystko, czym on jest, i to wszystko, w co wierzy”. Jest to ten sam Sobór Watykański II, który tak dowartościował liturgię, że dziś mocniej jeszcze uwypukla się jej znaczenie dla wyrażania się i kształtowania wiary, a jednocześnie zainicjował reformę, która z całą pewnością „przerosła” oczekiwania ojców soborowych i przyniosła skutek odwrotny od zamierzonego.
Tu dochodzimy do najbardziej niedocenionej kwestii, jaką jest zmiana tekstów oracji mszalnych w temporale i sanctorale. Skupiając się na obrzędach i rytach nie zauważamy, jak bardzo zostały one ocenzurowane. Porównując obydwu mszały pod tym względem, aż trudno uwierzyć, że tak mocno zaingerowano w teksty [przykłady zamieściłem w tabeli w dodatku do tej książki] o okresy liturgiczne będące odzwierciedleniem życia naszego Zbawiciela.
Wszyscy z pewnością nieraz słyszeli, że „nowa Msza” może pochwalić się „bogatszym wyborem modlitw i czytań z Pisma Świętego”. To prawda, że mszał Pawła VI czerpie teksty modlitewne z szerszej gamy źródeł. Trzeba natomiast mocno podkreślić, że Consilium Bugniniego mocno zredagowało większość zapożyczonych tekstów, zmieniając ich przesłanie, usuwając materiały uznane za „trudne” lub „nieistotne” dla „współczesnego człowieka”. To, co jest w mszale Pawła VI, nie jest „mnóstwem starożytnych źródeł”, ale ich wyborem starannie przefiltrowanym i dostosowanym do mentalności modernistów lat 60. Ten chronologiczny snobizm doskonale oddaje memorandum konsylium odpowiedzialnego za reformę liturgiczną z 9 września 1968 roku:
Często niemożliwe jest zachowanie oracji znajdujących się w Mszale Rzymskim [1962] lub wypożyczenie odpowiednich oracji ze skarbca starożytnych euchologii. Rzeczywiście, modlitwa powinna wyrażać zmysł naszych czasów, zwłaszcza w odniesieniu do doczesnych potrzeb, takich jak jedność chrześcijan, pokój i głód etc. Ponadto wydaje nam się, że nie zawsze jest możliwe, aby Kościół przy każdej okazji mógł korzystać ze starożytnych oracji, które nie odpowiadają postępowi doktrynalnemu widocznemu w ostatnich encyklikach, takich jak Pacem in terris i Populorum progressio, oraz w dokumentach soborowych, takich jak Gaudium et spe.
Zgodnie z tą polityką tylko 13% modlitw ze starego mszału, niegdyś będącego podstawą kultu rzymskokatolickiego, znalazło się w nowym mszale w niezmienionej formie. Uczeni jakby nożyczkami pocięli i odrzucili większość z tego, co zastali. Proces redakcyjny był bezwzględny – usunięto większość odniesień do „oderwania się od doczesności i pragnienia wieczności” czy „królowania Chrystusa nad światem i społeczeństwem”, jak również: „walkę z herezją i schizmą, nawracanie niewierzących, konieczność powrotu do Kościoła katolickiego i jedyność Prawdy katolickiej; zasługi, cuda i objawienia świętych; gniew Boży za grzech i możliwość wiecznego potępienia”. Zniknęła większość odniesień do walki z naszą grzeszną upadłą naturą, do obrazy Boskiego Majestatu, do rany duszy, godnej skruchy, wyrzutów sumienia i zadośćuczynienia; potrzeby łaski, by czynić dobre uczynki; tajemnicy predestynacji; relikwii świętych; podporządkowania sfery świeckiej sacrum; sideł wroga; zwycięstwa nad wrogimi siłami, w tym poganami; usunięto wiele pięknych oracji skierowanych specjalnie do Jezusa Chrystusa jako Boga.
Jak można powiedzieć, że mszał, w którym brakuje wszystkich tych starych bogactw, reprezentuje „bogatszy wybór modlitw”? Wręcz przeciwnie – przez selekcję dokonaną przez „ekspertów” z lat 60. jest teologicznie ograniczony, kulturowo chudszy i duchowo zubożony. Modlitwy starego mszału wyrażają o wiele doskonalej głębię Boskich tajemnic i różnorodnych ludzkich odpowiedzi na nie. To samo można powiedzieć o „bogatszym wyborze czytań Pisma Świętego”. Tak, jest więcej czytań – mówiąc liczbowo. Jednak niektóre z bardzo odpowiednich i kluczowych czytań ze starego mszału zostały wyłączone z nowego lekcjonarza, a nowy ze swej strony pomija wersety uznane (zgadliście) za „trudne dla współczesnego człowieka”. Stare lektury, podobnie jak stare oracje, w rzeczywistości wyrażają szerszy od nowego lekcjonarza zakres pewnych tematów, pomimo znacznie większego rozmiaru tego drugiego. Nie wchodząc tu nawet w wiele innych problemów związanych z nowym lekcjonarzem, który jest sztandarowym dzieckiem reformy, można bez dwóch zdań stwierdzić: nowy lekcjonarz zasługuje na rygorystyczne przeanalizowanie w świetle licznych zalet, jakie posiada stary lekcjonarz.
(2) Zmiana w liturgii prowadzi do zmiany wiary i życia
Wobec powyższego można zupełnie słusznie postawić tezę, że nie da się dokonać gwałtownej zmiany w liturgii (lex orandi) bez jednoczesnej zmiany jej lex credendi. Tak radykalna i nagła zmiana formy musiała za sobą pociągnąć zmianę w rozumieniu samej nauki o Mszy Świętej – i tak się właśnie stało. Nowa Msza miała być pasem transmisyjnym dla nowej teologii, nowa teologia zrodziła nowe pojmowanie Kościoła (czyli nową eklezjologię), a to znowu otworzyło szeroko możliwości dla „nowego ekumenizmu”. Reforma i jej konkretna aplikacja w Kościele rzymskim miały zmienić wiarę katolików. I robią to, permanentnie i dokładnie, ale czy na lepsze?
Zmiana samego rytu Mszy, pod wydatnym wpływem nowej teologii, konsekwentnie prowadzi do pomieszania sfery sacrum i profanum, a to w prostej linii wiedzie do desakralizacji, m.in. obecności kobiet przy ołtarzu, pojawienia się świeckich szafarzy Komunii Świętej, podawania Jej na rękę – a wszystko to powoduje zanik należytej czci dla Najświętszego Sakramentu. Nie mówię tutaj o nadużyciach w sensie ścisłym, bo wiele z tych zmian zostało wprowadzonych przez Konferencje Episkopatów, nie zaś samowolnie przez konkretne wspólnoty parafialne. To tylko niektóre jaskrawe przykłady, jakie w konsekwencji osłabiły wiarę w katolickie dogmaty dotyczące realnej obecności Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie oraz w ofiarniczy i przebłagalny charakter samej Mszy Świętej.
Takie są smutne rezultaty jej nowych założeń. Zmiana liturgii prowadzi do zmiany tego, w co się wierzy i jak się wierzy. Wiara zaś bezpośrednio przekłada się na życie. Innymi słowy: lex orandi, lex credendi, lex vivendi – jak się modlisz, tak będziesz wierzył, a jak wierzysz – tak będziesz żył.
Jeśli szukamy jednej z głównych przyczyn kryzysu życia katolickiego, to właśnie tu znajduje się jego źródło. Gdzie nie ma szacunku do Najświętszego Sakramentu, gdzie brakuje uniżenia przed Bogiem, które ma fundamentalne znaczenie – tam sypie się wszystko…
Cytowałem już fragment książki długoletniego ceremoniarza papieża Jana Pawła II, abpa Piera Mariniego, który jako młody ksiądz pełnił funkcję sekretarza abpa Bugniniego, architekta nowej Mszy. Abp Marini expresis verbis stwierdził, że reforma soborowa była „jedną z największych reform liturgicznych w dziejach Kościoła zachodniego”. I dalej: „W odróżnieniu od reform potrydenckich te były większe, gdyż zreformowano również doktrynę” (sic!). Zwróćmy uwagę, że tenże sam autor nazwał „reakcjonistami” tych, którzy przez lata mówili, że odnowiona liturgia była zainspirowana odmienną doktryną, by nie rzec dosadniej – pochodzącą z innego źródła.
Ks. Annibale Bugnini, główny architekt nowej Mszy, jasno stwierdził, że już w 1967 roku, gdy opracowywano nowe ryty sakramentów, nie chodziło wcale o reformę starego rytu:
Nie jest to prosta kwestia odnowienia cennego arcydzieła. W niektórych przypadkach koniecznym będzie dostarczenie nowych struktur dla całych rytów. Jest to problem fundamentalnej rekonstrukcji, można by nawet powiedzieć przeróbki, a w pewnych szczegółach będzie to całkiem nowy twór.
Pod kierunkiem ks. Bugniniego powstała nowa Msza Święta jako efekt pracy specjalistycznej komisji. Tylko czy kiedykolwiek liturgia była projektowana przy biurku? Nie, wyrastała powoli i była owocem organicznego, trwającego całe wieki wzrostu. Dlatego znany liturgista o. Joseph Gelineau SI, widząc nowe obrzędy i sposób, w jaki są one przyjmowane, napisał:
Liturgia nie jest tylko środkiem przekazywania informacji – lekcją, w której nic się nie liczy oprócz zawartości. Liturgia stanowi symboliczną akcję dzięki formułom o ściśle określonym znaczeniu. Jeśli zmieniają się formuły, zmienia się ryt. Niech ci, którzy tak jak ja znali i odprawiali uroczystą, łacińską Mszę Świętą ze śpiewem gregoriańskim, przypomną ją sobie, jeśli potrafią. Niech porównają ją z naszą dzisiejszą Mszą Świętą. Zmieniły się nie tylko słowa, melodie czy pewne gesty. Prawdę mówiąc, jest to inna liturgia Mszy Świętej. Trzeba to powiedzieć jednoznacznie: ryt rzymski, jaki znaliśmy, już nie istnieje. Został zniszczony.
***
Tekst pochodzi z książki „MSZA ŚWIĘTA TRYDENCKA. MITY I PRAWDA”
Trzecie wydanie – poszerzone, poprawione, uzupełnione i opatrzone kolorowymi fotografiami tradycyjnej liturgii – stanowi znakomite wprowadzanie do tematyki tradycyjnego katolicyzmu.
Ks. Grzegorz Śniadoch IBP
Format: 140 x 205 – sztywna oprawa, wstążka
Liczba tomów: 2
Łączna liczba stron: 660
35 kolorowych fotografii tradycyjnej liturgii
Wydawca: ROSA MYSTICA