Fala przemocy rozlała się po ulicach wielu francuskich miast. Wielotygodniowe protesty przeciw reformie emerytalnej znalazły ujście po decyzji rządu, który postanowił z pominięciem parlamentu podnieść wiek emerytalny.
Premier Elisabeth Borne szukała poparcia dla ustawy u polityków centroprawicowych Republikanów. Partia prezydenta Macrona Renesans nie ma bowiem większości parlamentarnej. Do tej pory udawało się przepychać ustawy ideologiczne przy pomocy lewicowej Zbuntowanej Francji, a gospodarcze, dzięki propaństwowej postawie centrum. Jednakże zmiany prawa emerytalnego takiego poparcia w parlamencie nie znalazły.
Rząd sięgnął więc po zapis konstytucji (art. 49. pkt 3), który pozwala w wyjątkowych przypadkach ominąć głosowanie w parlamencie, ale opozycja może zgłosić tu wotum nieufności wobec rządzących. Ze strony Borne to zagranie niebezpieczne, które rozsierdziło i prawą i lewą stronę, a protestujących na ulicach zradykalizowało.
Wesprzyj nas już teraz!
Sytuacja jest patowa, bo Macron zaangażował się bardzo mocno w realizację swojej obietnicy wyborczej i położył na szali swój autorytet. Dla jego „zderzaka”, czyli premier Borne, to już „być albo nie być”. Po drugiej stronie są związki zawodowe, mocno osłabione w ostatnich latach, które teraz poczuły nowy wiatr w żaglach.
Protesty wspiera też lewica, od PS po Zbuntowaną Francję Melenchona, zradykalizowane związki studentów, ale też prawicowe Zjednoczenie Narodowe, czy przebudzone na nowo „żółte kamizelki”. W uliczne burdy włączają się anarchizujące tzw. „czarne bloki” nastawione na zadymy i walkę z policją (w piątek miało miejsce 310 aresztowań, w tym 258 w Paryżu). Wszystko to razem potęguje chaos.
Sytuacja jest wypadkową przekonania wielu Francuzów, że najważniejsze dla nich rzeczy i tak zawsze załatwia się na ulicach. Z jednej strony to tradycje „rewolucyjne”, ale też swoiste przekonanie, że polityka jest oderwana od życia i kiedy w nie wkracza, to można, a nawet trzeba wyjść na ulice. Warto tu przypomnieć, że ruch „żółtych kamizelek”, który przez miesiące paraliżował kraj, wywołały po prostu zbyt wysokie ceny benzyny.
Nie jest też do końca prawdą, że chodzi tu wyłącznie o dłuższą o 2 lata pracę zawodową przed przejściem na emeryturę. 64 lata nie wydaje się czymś groźnym, zwłaszcza, że przeciętna długość życia Francuza ciągle rośnie, a reforma ma być rozłożona na lata. Reforma narzucona przez Macrona jest odbierana przede wszystkim jako zamach na „francuski styl życia”. Składa się na niego m.in. przykładanie wagi do kulinariów, tradycyjnych wakacji i właśnie perspektywy „słodkiego życia” na emeryturze. Pracownicy sektora publicznego odbierają wysokie odprawy, kupują wymarzone domki na wsi i chcą oddawać się jak najdłużej korzystaniu z emerytury. Podporządkowanie ich hedonistycznej wizji starości prawom ekonomii i rynku do większości po prostu nie trafia.
Warto dodać, że protesty to nie tylko uliczne zamieszki i demonstracje. CGT i inne centrale związkowe grożą strajkami (transport, śmieci), czy blokadami rafinerii, a na niektorych stacjach paliw już pojawiły się niedobory paliwa. Francja ma siedem rafinerii w metropolii. Cztery należą do Totalu, Esso-ExxonMobil zarządza dwiema, a jedna do Petroineos. We wszystkich trwa przeciągnie liny pomiędzy rządem a związkami. Nie wyklucza się „rekwizycji” zakładów, co wykluczyłoby możliwość strajku, ale syndykaty odpowiadają wtedy blokadami zakładów.
Fabien Privé Saint-Lanne z CHT mówi, że „niedobory będą odczuwalne szybko”. Lider CGT Martinez mówi, że ta „sytuacja jest wybuchowa”. Rząd sięga jednak po „rekwizycje” zakładów i tak stało się w Paryżu z przedsiębiorstwami oczyszczania miasta. Mer Paryża, socjalistka Hidamgo, ani myślała przerywać strajk, bo sama wspiera protesty, ale prefekt zdecydował się na rodzaj lokautu i zmuszenie w sobotę 18 marca pracowników do podjęcia pracy.
Koleje Francuskie, czyli SNCF w weekend odnotowują normalny ruch w 80%. Na tory nie wyjechały w sobotę trzy z pięciu składów Intercity. W regionie paryskim ruch jest „prawie normalny”. Transport publiczny RATP, czyli metro, autobusy, RER i tramwaje też w weekend jeżdżą „prawie normalnie”. Sytuacja może się zmienić w kolejnych dniach. W ruchu lotniczym zakłócenia spodziewane są w odlotach i przylotach, poza lotniskami Paryż-Orly i Marsylia-Prowansja, dopiero od przyszłego tygodnia. W ten weekend spodziewane są jednak dalsze „wiece” i „demonstracje”…
Bogdan Dobosz