Turcja stawia na siebie, ponieważ przed wybuchem wojny na Ukrainie miała ona bardzo dobrze rozwinięte relacje zarówno z Ukrainą jak i z Rosją, i dla niej najbardziej korzystny byłby powrót do sytuacji sprzed 24 lutego 2022 roku – mówi dr Karolina Wanda Olszowska (historyk, turkolog UJ) w rozmowie z Tomaszem D. Kolankiem.
Kogo w wojnie na Ukrainie popierają Turcy?
Turcja w tej wojnie popiera siebie! Turcy, w osobie prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, popierają jedną i drugą stronę. Oni w tej wojnie starają się zająć taką pozycję, która dostarczy im jak najwięcej korzyści przy jednoczesnej minimalizacji strat.
Wesprzyj nas już teraz!
Po pierwsze należy pamiętać, że dla Turków wojna na Ukrainie jest tak samo odległa jak dla nas – Polaków – wojna w Syrii. Turcy bardzo często podnoszą głos, że jeśli Zachód rozprawiłby się z Putinem w Syrii, a nie „przymykał oko” nawet na użycie broni chemicznej, to wówczas nie doszłoby do wojny na Ukrainie. To oczywiście ogromne uproszczenie, ponieważ nie do końca możemy ze sobą porównywać wojnę na Ukrainie i wojnę w Syrii. Na Ukrainie mamy bowiem do czynienia z bezpośrednią agresją Rosji, a w Syrii z poparciem jednej ze stron w wojnie domowej.
Turcja stawia na siebie, ponieważ przed wybuchem wojny na Ukrainie miała ona bardzo dobrze rozwinięte relacje zarówno z Ukrainą jak i z Rosją, i dla niej najbardziej korzystny byłby powrót do sytuacji sprzed 24 lutego 2022 roku.
Dlaczego?
Na początku lutego prezydent Recep Tayyip Erdoğan udał się do Kijowa na spotkanie z prezydentem Wołodymirem Zełenskim, podczas którego podpisano szereg umów m.in. Umowę o strefie wolnego handlu, czy o budowie fabryki dronów pod Kijowem, ale nie tylko. Turcja prowadziła również interesy – głównie handlowe – z Rosją i nie chciała stracić ani jednych, ani drugich.
W swojej postawie Ankara na pewno wywołuje kontrowersje. Pomijając już kwestię Szwecji i Finlandii w NATO, gdzie Turcja w dalszym ciągu nie ratyfikowała członkostwa. Chodzi o pokazanie tego, że dla Ankary ważny jest temat kurdyjski. Według tureckiej narracji, która postrzega Kurdów jako zagrożenie terrorystyczne temat ten nie jest odpowiednio respektowany w sojuszach, w których jest Turcja. Między innymi przez to Turcja, co jest bardzo często podkreślane, czuje się sojusznikiem drugiej kategorii, ponieważ jej poglądy nie są respektowane, a poglądy innych już tak.
Turcja wysyła broń na Ukrainę, ale w większości jej nie przekazuje, tylko sprzedaje. To pokazuje, że robi ona na tej wojnie interesy. Poza tym Turcja popiera umowy zbożowe, a Erdoğan chce być mediatorem między Putinem a Zełeńskim.
W końcu: Turcja chce się przedstawić jak kraj, który jest poważany przez wszystkie strony za… nawet nie neutralność, tylko za skuteczne balansowanie między strefami wpływów.
A co zyskuje Turcja dzięki neutralności, czy też balansowaniu z Rosją?
Pieniądze!
Kiedyś największą grupą turystów, która przybywała do Turcji i zostawia tam najwięcej pieniędzy byli Rosjanie. Obecnie nie są oni największą grupą, ale nadal są jedną z najbogatszych.
Rosjanie kupują albo wynajmują najlepsze, najbardziej pożądane i ekskluzywne nieruchomości. Roman Abramowicz wynajmuje w Stambule nieruchomość, za którą płaci 50 tys. dolarów miesięcznie.
To są również pieniądze, które spłynęły do Banku Centralnego Turcji razem z pieniędzmi Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Arabii Saudyjskiej.
W ostatnim czasie pojawiła się informacja, że Turcja zablokowała sprzedaż do Rosji towarów, które zostały objęte sankcjami. To bardzo ciekawe, ponieważ od początku wojny na Ukrainie Turcja twierdziła, że nie łamie sankcji, że niczego Rosji nie sprzedawano. Teraz zaś pojawiła się informacja, że sprzedaż została zablokowana. Stało się to najprawdopodobniej pod naciskiem Stanów Zjednoczonych.
Podsumowując: w wojnie na Ukrainie, biorąc pod uwagę bardzo wiele działań po stronie Ukrainy jak i Rosji Turcja gra na siebie i tylko na siebie. Prezydent Erdogan podpisał z Ukrainą umowy na odbudowę tamtejszej infrastruktury. Turcja pomaga w negocjacjach, jeśli chodzi o wymianę jeńców wojennych – część spośród „obrońców Azowstalu” trafiło właśnie do Turcji i tam czekają na powrót na Ukrainę. To wszystko i wiele więcej Turcja robi po to, żeby jak najmniej stracić i jak najwięcej zyskać nie tylko finansowo. Chodzi również o wzmocnienie swojej pozycji na układance międzynarodowej. Turcja chce pokazać, że jest ważna, że jest potęgą regionalną, która ma ambicje zostać potęgą globalną poprzez swoje położenie i zaangażowanie w bieżącą sytuację geopolityczną.
6 lutego Turcję nawiedziło największe od wielu lat trzęsienie ziemi. Ponad 50 tys. ofiar, a prawdopodobnie liczba ta jeszcze wzrośnie. Jak długo Turcja będzie walczyła ze skutkami tej strasznej klęski?
Kilkanaście lat. Tyle według analiz ekspertów ma potrwać ekonomiczna odbudowa infrastruktury.
Pojawiają się wprawdzie obietnice polityków, że w ciągu roku zostaną odbudowane wszystkie domy, które zostały zniszczone, ale geofizycy i geolodzy ostrzegają, żeby wstrzymać się z tym, ponieważ w dalszym ciągu dochodzi tam do szeregu wstrząsów wtórnych, których pojawia się kilka w tygodniu! Mają one wprawdzie dużo mniejszą skalę niż trzęsienie ziemi z 6 lutego, ale dalej sieją zniszczenie.
Jak Pan zauważył – jest mowa o 50 tys. ofiar. Pojawiają się jednak informacje, że liczba osób, które zginęły nie uwzględnia osób niezidentyfikowanych. Ciężko takie informacje potwierdzić, ale równie ciężko im zaprzeczyć.
Liczba zabitych jest tutaj najważniejsza, ale trzeba również pamiętać, że trzęsienie ziemi niemal całkowicie zniszczyło wiele tureckich miast, pozbawiło dachów nad głową i zmusiło do ucieczki bądź spania w namiotach, szałasach setek tysięcy ludzi. Szacuje się, że w odbudowę infrastruktury, domów etc. będzie trzeba zainwestować setki miliardów dolarów. Jak już domy zostaną odbudowane, to nie zostaną z miejsca rozdane potrzebującym. NIE! Turcy będą musieli je kupić. Czy będą mieli za co? Nie wiem…
Aktualnie w Turcji trwa kampania wyborcza. Politycy obiecują, że nikt nie będzie musiał kupować domu, tylko że go dostanie na własność…
Po kampanii wyborczej może się to zmienić. Jedyne co jest pewne: bez pomocy z zagranicy Turcji nie uda się odbudować tych domów.
Tak naprawdę trzęsienie ziemi, o którym rozmawiamy pokazało niewydolność wielu struktur państwa. W Turcji co kilka, kilkanaście lat dochodzi do tragicznych trzęsień ziemi, a mimo to tamtejsze służby były kompletnie nieprzygotowane na to, co wydarzyło się 6 lutego. Były wprawdzie wcześniej prowadzone ćwiczenia, które zakładały trzęsienie ziemi, ale nikt nie brał pod uwagę, że na jego skutek ucierpi tyle prowincji. Cały plan, że pomoc przyjdzie z sąsiedniego okręgu, że nie zostanie zerwana łączność telefoniczna spalił na panewce. Nikt się tego nie spodziewał. Wszystko zostało zniszczone. Pomoc z dalszych prowincji czy z zagranicy nie mogła dotrzeć, bo żywioł zniszczył lotniska i drogi dojazdowe. A to wszystko w XXI wieku…
Turcja musi się odbudować w wielu płaszczyznach: ekonomicznej i społecznej. Władza musi odzyskać zaufanie w tym sensie, że jest w stanie radzić sobie z katastrofami. Dopiero ten kataklizm pokazał jak wiele musi się zmienić w Turcji jeśli chodzi o budownictwo. Nie mogą być dopuszczane do użytku budynki, które nie spełniają norm, a to do tej pory działo się nagminnie, bo wystarczyło zapłacić karę bądź dać łapówkę. Budynki, które istnieją np. w Stambule muszą zostać przebudowane, ponieważ wiele z nich nie spełnia norm i przy tak ciasnej zabudowie, gdyby nie daj Boże doszło tam w najbliższym czasie do trzęsienia ziemi, miasto zostanie zniszczone, a miliony ludzi zginą. Trzeba działać, bo eksperci ostrzegają, że w przeciągu kilku lat Stambuł nawiedzi trzęsienie ziemi. Czy jednak uda się w porę dostosować Stambuł do nowego sposobu budowania? Według burmistrza tego miasta taki proces potrwa dziesiątki lat…
Nie możemy również zapomnieć o tych, którzy przeżyli katastrofę z 6 lutego, o tych, którzy wyszli stamtąd z różnymi traumami, którzy bardzo często stracili wszystkich bliskich i dobytek życia. Muszą oni odnaleźć się w nowej rzeczywistości i poradzić sobie z tym wszystkim, co jest, a póki co cały aparat państwa jest nastawiony na doraźną pomoc i doraźne przeżycie. Jest to ogromne obciążenie dla całego kraju i dla wszystkich Turków. Zaczynają się bowiem starcia w stylu: ci, którzy przeżyli mają żal, że pomoc nie jest lepsza; ci, którzy pomagają narzekają, że ludzie, którym pomagają nie są wystarczająco wdzięczni. Czas pokaże jak i kiedy Turcja sobie z tym wszystkim poradzi…
W mediach społecznościowych pojawiają się zdjęcia zbiorowych mogił ofiar trzęsienia ziemi. Ciała zaczynają się rozkładać, więc wojsko zasypuje je wapnem… Ile jest takich mogił?
Dziesiątki, setki, a może i tysiące… Tego chyba nikt nie wie. Sami Turcy koncentrują się bardziej na tych, którzy przeżyli niż na samych mogiłach. W pewnym sensie jest to słuszne – nie da się bowiem żyć cały czas obserwując tych, którzy zginęli, bo może mieć to destrukcyjny wpływ na samych odbiorców takich obrazów. W związku z tym Turcy wolą się skupiać na pomocy tym, którzy przeżyli, a pomoc jest niezwykle potrzebna nie tylko ze względu na to, co wydarzyło się 6 lutego.
Co ma Pani na myśli?
Z raportów, jakie są publikowane wynika, że ci, którzy przeżyli doświadczają fali przemocy. Media informują o wykorzystywaniu seksualnym kobiet i dzieci, które przeżyły. Pojawiają się informacje, że niektóre dzieci zostały przekazane różnym sektom religijnym, pojawiają się również informacje o molestowaniu kobiet i dziewczynek. Jeśli dodamy do tego, że do wielu miejsc pomoc w ogóle nie dotarła, nie dostarczyła leków, namiotów etc.; że jest ogromne zagrożenie epidemiologiczne; że jest problem z dostępem do wody; że dochodzi do zaczadzeń; że cały czas odnajdywane są ciała kolejnych ofiar, to widzimy, z jaką tragedią mamy do czynienia. Jaka jest jej skala? Nie wiemy, ponieważ nie ma systemowego badania tych tragedii, a jedynie medialne doniesienia i raporty różnych NGO-sów.
Kto w związku z tym wygra nadchodzące wybory w Turcji i dlaczego będzie to Recep Tayyip Erdoğan?
Nie jestem pewna, że Erdoğan będzie zwycięzcą. Mamy bowiem w Turcji wyjątkowo zjednoczoną i szeroką opozycję, choć miała ona ostatnio kilka pęknięć.
Sam Erdogan zrobi wszystko, żeby wygrać. To co się stało daje mu bardzo duże pole do nadużyć. W 11 prowincjach nie bardzo da się w ogóle głosować. Wielu ludzi, którzy przeżyli trzęsienie ziemi przeniosło się do innych prowincji i jakoś trzeba ich uwzględnić na listach. Mamy wiele niezidentyfikowanych ofiar kataklizmu, które nie zostały wykreślone z rejestru głosujących. Mamy informację z najwyższej komisji wyborczej o tym, że nie będzie używany niezmywalny tusz, w którym maczano palec i zaznaczano kandydata – dotychczas gdy ktoś chciał zagłosować w kilku komisjach, to nie mógł, bo tego tuszu nie dało się tak łatwo zmyć; teraz go nie będzie co daje pole do nadużyć.
Na pewno dojdzie do szeregu nieprawidłowości, ale nie przesądzałabym, że to one zdecydują o ostatecznym wyniku głosowania. Wybory lokalne pokazały, że Turcy uznają element głosowania jako moment, kiedy naprawdę są w stanie wyrazić swoje zdanie, że jest to dla nich ważne i że będą o to walczyć.
Ostatecznego zwycięzcę poznamy 14 maja. Do tego czasu naprawdę wiele może się jeszcze zdarzyć…
Dziękuję za rozmowę
Tomasz D. Kolanek
Siedem miast, siedem wspólnot, Siedem Kościołów Apokalipsy [OPINIA]