Wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie jest przedostatnią okazją, aby Ukraina zaprezentowała Polsce swoją dobrą wolę w kwestii polityki historycznej. Jeśli (co niestety bardzo prawdopodobne) nie dojdzie do przełomu, winny temu będzie Andrzej Duda, a nie jego ukraiński odpowiednik – przekonuje Maciej Pieczyński na łamach dorzeczy.pl.
Choć nawet ukraińscy dziennikarze przekonują, że dopuszczenie do ekshumacji polskich ofiar na Ukrainie, wspólne uczczenie ofiar czy utworzenie nowych miejsc pamięci skutecznie rozbroi arsenał rosyjskiej propagandy, zdaniem Pieczyńskiego do takiego porozumienia nie dojdzie.
„I to raczej nie dlatego, że nie chce tego Zełenski, tylko dlatego, że nie potrzebuje tego Duda i generalnie obóz władzy w Polsce” – zauważa Pieczyński. Jak przekonywał chociażby Ołeksij Arestowycz, naczelny „wizjoner” powojennej Ukrainy i były doradca szefa biura prezydenta Zełenskiego, Warszawa zapomni o Wołyniu w imię „świetlanej przyszłości” wzajemnych relacji.
Wesprzyj nas już teraz!
A patrząc po skali bezinteresownej, niepodliczonej pomocy słanej przez rząd, nawet kosztem własnego społeczeństwa, nie ma powodów aby nie wierzyć ukraińskiemu politykowi. Co więcej, dotychczasowe próby upamiętnienia prawdy o banderowskich zbrodniach, mimo szumnych zapowiedzi, nie doszły do skutku.
Jak przypomina publicysta, choć uzyskano zgodę Kijowa na rozpoczęcie prac archeologiczno-poszukiwawczych mogił Polaków, pomordowanych przez UPA, zgoda dotyczyła jednak tylko jednej miejscowości na Podolu. Co więcej, warunkiem ich odblokowania było odnowienie zniszczonej tablicy upamiętniającej poległych upowców na górze Monasterz. „Tablicę odnowiono, ale nie w takim kształcie, w jakim życzyli sobie tego Ukraińcy, więc ekshumacje dalej były zablokowane” – przypomniał.
Tymczasem, jak przekonuje Pieczyński, Warszawa posiada wszelkie narzędzia by wymóc na Kijowie odpowiednie decyzje. „Ukraina potrzebuje Polski bardziej niż Polska Ukrainy. Gdyby nie Warszawa, Kijów by nie przetrwał. Ponadto, Zełenski, w odróżnieniu od Poroszenki, nigdy nie opierał się na nacjonalistycznym, neobanderowskim elektoracie z Galicji. Polityka historyczna nigdy go nie interesowała” – zauważa.
Choć dzisiaj walczący Ukraińcy sięgają po Banderę, jako dającego się we znaki Sowietom antykomunistę, Polska nie może rezygnować z wymuszania na Zełenskim dystansowania się od ludobójczego dziedzictwa OUN-UPA. „Nie jestem naiwny i wiem, że w najbliższym czasie niemożliwe jest, aby Kijów ostatecznie odciął się od spuścizny OUN-UPA i potępił wszystko, co z nią związane. Oczekuję jednak, by wykonany został jakikolwiek gest. Na początek – bezwarunkowe wznowienie ekshumacji. To jest plan minimum” – podkreśla publicysta.
„Szanse są dwie. 5 kwietnia podczas wizyty Zełenskiego w Warszawie. Albo 11 lipca, w 80. rocznicę krwawej niedzieli. Jeśli żaden z tych dni nie stanie się datą historycznego przełomu w relacjach polsko-ukraińskich na polu historii, jeśli 12 lipca 2023 r. dalej nie będzie nawet oficjalnej, BEZWARUNKOWEJ zgody na ekshumacje WSZYSTKICH polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa, to będzie oznaczało, że prezydent Duda nie potrafi skutecznie bronić polskiego interesu. Bo przymilać się do sąsiada w potrzebie, oddawać mu wszystko, co się ma, nie oczekując nic w zamian, to każdy potrafi” – konkluduje Pieczyński.
Źródło: dorzeczy.pl
PR