Generał de Gaulle lubił grać na nosie Amerykanom. Warto przypomnieć, że trochę wbrew polityce Waszyngtonu, zaczął wcześnie prowadzić politykę „odprężenia” z Moskwą, a także wyprzedził USA w nawiązaniu oficjalnych relacji z Pekinem. Obecny prezydent Macron, składając w dniach od 5 do 7 kwietnia wizytę oficjalną w Chinach, udaje „gaullistę”, ale zdaniem niektórych rodaków ośmiesza się i symbolicznie pokazuje koniec Francji „mocarstwowej”.
Biznes, kultura i plan pokojowy
Prezydent Francji Emmanuel Macron wylądował w Pekinie w środę 5 kwietnia i była to pierwsza podróż do tego kraju od 2019 roku. W wizycie towarzyszy mu szefowa KE Ursula von der Leyen. Paryż oficjalnie mówi o wznowieniu relacji z Pekinem na wszystkich poziomach. Poza biznesem, ma to być także np. wymiana studentów i współpraca w dziedzinie kultury. Macron zainauguruje m.in. francusko-chiński festiwal „Croisements”, przedstawiany jako największy zagraniczny festiwal w Chinach. Towarzyszy mu ponad 50 liderów biznesu, w tym szefowie takich firm jak Airbus, EDF, Alstom czy nawet Veolia, ale też „przedstawiciele francuskiej kultury”, jak reżyser Jean-Jacques Annaud, czy kompozytor i muzyk Jean-Michel Jarre.
Wesprzyj nas już teraz!
Najważniejsze są jednak rozmowy z Xi Jinpingiem, którego ostatni raz francuski prezydent spotkał w listopadzie na szczycie G20 na Bali. Francja nie ukrywała wówczas nadziei, że prezydent Chin będzie „mediatorem” między Ukrainą a Rosją i wykorzysta swoje wpływy u Władimira Putina, aby przekonać go do podjęcia negocjacji pokojowych. Zdaje się, że z tego punktu Macron nie rezygnuje. Przed odlotem do Pekinu Macron rozmawiał telefonicznie ze swoim amerykańskim odpowiednikiem Joe Bidenem, omawiając z nim, według Paryża, „wspólne pragnienie zaangażowania Chin w przyspieszenie zakończenia wojny na Ukrainie i udział w budowie trwałego pokoju w regionu”. Kilka dni wcześniej rozmawiał także z prezydentem Zełenskim, co ma mu pewnie dać swoiste „alibi”.
Macron chce podobno uświadomić Chińczykom „poważny wpływ” wojny na Unię Europejską, a więc pośrednio na ich własne interesy, bo UE to jeden z „głównych partnerów handlowych” Pekinu. W odróżnieniu od Waszyngtonu, Macron chce jednak pokazać, że Unia odrzuca „konfrontacyjne” podejście do Chin.
„Marianne” zastanawia się, po co wizyta Macrona została połączona z wyjazdem Leyen?
Ciekawy punkt widzenia na podróż Macrona zaprezentował jednak np. tygodnik „Marianne”. Przypomniano, że prezydent Francji poleciał tam w w towarzystwie przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Padły więc pytania o „suwerenność Francji w polityce zagranicznej”. Tygodnik „Marianne” napisał nawet, że Macron, podobnie jak Tintin czuł się zobowiązany do zabrania do Pekinu swojego kapitana Haddocka i nawiązując właśnie do czasów de Gaulle’a dodano: „do tej pory naiwnie wierzyliśmy, że Francja, jako mocarstwo nuklearne i stały członek Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, wciąż jest zdolna do suwerennego prowadzenia swojej polityki zagranicznej”. Podpieranie się szefową KE, pokazuje, że atrakcyjność Francji skarlała.
„Marianne” stwierdza, że „ten dziwny pekiński tandem (Macron-Leyen) jest wskaźnikiem jeszcze poważniejszej degradacji kraju. Francja stała się naprawdę chorym człowiekiem Europy, ze swoimi masowymi demonstracjami przeciwko reformie emerytalnej, zadłużeniem, rekordowym deficytem zewnętrznym na poziomie 160 miliardów, z czego jedna czwarta przypada na Chiny (39,6 miliardów euro w 2021 r.), milionami biednych i bezrobotnych, niekontrolowaną imigracją (320 000 zezwoleń na pobyt i 150 000 osób ubiegających się o azyl tylko w 2022 r.), dezindustrializacją, z której korzystają głównie Chiny, niewydolnością elektrowni jądrowych i szpitali. Francja najwyraźniej nie czuje się już na tyle silna, by rozmawiać partnersko z Chinami i szuka wsparcia”.
Koniec „mocarstwa”
Jak widać, Francuzi nagle zdają sobie sprawę, że tracą status „mocarstwa”. „Marianne” obwinia o to Macrona i przypomina, że prezydent już w listopadzie 2022 r. bezskutecznie próbował „wprosić się” na oficjalną podróż kanclerza Olafa Scholza do Pekinu. Zdaniem tygodnika, jednak „Niemcy się nie dzielą z nikim”, bo tego nie potrzebują. Są i tak mocno obecni w Chinach (działa tam 5200 ich firm). „Olaf Scholz nikogo nie potrzebuje i woli rozmawiać sam na sam z Xi Jinpingiem” – stwierdza tygodnik.
Periodyk widzi w tym także degradację pozycji Francji w tym regionie. Przypomina, że ich kraj waży coraz mniej na Indo-Pacyfiku, a USA tworzyły pakt AUKUS we wrześniu 2021 r. bez Paryża. Doszło do tego „upokorzenie” w sprawie rezygnacji Australii z francuskich łodzi podwodnych. Francja traci też ostatnie przyczółki swojego poczucia globalnego mocarstwa, nawet w Afryce, gdzie jest „przepędzana” przez Rosjan. „Marianne” dodaje, że straciła także swoją pozycję i w Europie i to właśnie na skutek „nieudolnych francuskich prób mediacji w konflikcie ukraińskim, gdzie po wielu telefonach do Władimira Putina, Emmanuel Macron dopiero po pewnym czasie zdecydował się wsiąść do europejskiego i atlantyckiego pociągu, porzucając wszelką chęć wywierania wpływu przebieg wojny”. Tygodnik dodaje, że „pozostał mu okrutny sarkazm Polaków, Bałtów i Ukraińców, którzy wymyślili nawet czasownik „makronować”, oznaczający „gadanie bez powiedzenia czegokolwiek”.
„Marianne” krytykuje także mało ambitne cele zbrojeniowe Francji, bez których trudno nawet udawać „mocarstwo”. Francuski wysiłek w tej dziedzinie ciągle oscyluje w granicach 1,9 % PKB, bardzo daleko „od zbrojenia się Polaków, krajów bałtyckich, Niemiec i oczywiście Stanów Zjednoczonych”.
Na osi Moskwa-Pekin-Paryż
Na marginesie wizyty Macrona w Pekinie padły też pytania o „chiński plan pokojowy”. Skoro Francja zrezygnowała z mediacji, to pierwszoplanowa rola przypadła obecnie Pekinowi. Chiny w roli rozjemcy na kontynencie europejskim to gratka dla Xi Jinpinga. Ten ma już za sobą udane mediacje między Arabią Saudyjską a Iranem na Bliskim Wschodzie. Pałac Elizejski informował, że Macron ma zamiar „ostrzec chińskiego przywódcę Xi Jinpinga, by nie podejmował „fatalnej decyzji o militarnym wsparciu Rosji w jej wojnie przeciwko Ukrainie”, ale przecież Pekin do tego specjalnie się nie kwapi. To też może być zasłona dymna i alibi do wsparcia przez Francję Pekinu w jakimś „planie pokojowym”. Być może Macronowi wydaje się, że idzie śladami de Gaulle’a i wybija się na suwerenną politykę wobec USA, ale być może stanie się dla Jinpinga tylko „użytecznym idiotą”.
Na koniec warto dodać, że relacje Paryża z Moskwą rzeczywiście uległy degradacji i to nie tylko w Afryce. Uznanie przez francuski parlament „Hołodomoru” z lat 30. XX wieku za ludobójstwo, Moskwa nazwała „antyrosyjską i odrażającą gorliwością francuskich deputowanych”. Rzecznik rosyjskiego MSZ Zacharowa atakowała wprost i przypomniała, że Paryż sam „nie zamknął jeszcze strony ze swoimi zbrodniami z okresu kolonialnego”. Te zawiedzione uczucia bolą zapewne mocniej po obydwu stronach. Bilans jest jednak fatalny. Macron stał się wrogiem Rosji, w Europie stracił zaufanie partnerów, a Amerykanie nigdy mu do końca nie ufali. Do Pekinu poleciał w roli petenta, który dla poprawienia swojej pozycji musiał targać jeszcze ze sobą… szefową KE. Poza kilkoma kontraktami ekonomicznymi, zapewne wiele nie zyska.
Bogdan Dobosz
A jednak: CHINY SZYKUJĄ SIĘ DO WOJNY? Xi Jinping wysyła sygnały