Antychrześcijańska rewolucja pragnie zniszczyć wszystko, co pozostało po dawnym świecie chrześcijańskim – świecie niedoskonałym, pogrążonym w błędach i grzechach, ale takim, w którym ludzie starali się tworzyć życie wspólnotowe w oparciu o chrześcijański system wartości, w którym Bóg, Jego prawa i wynikające z nich zasady pozostawały w centrum ludzkiej uwagi. Dotyczy to zarówno ogólnych zasad współżycia, jak i żywotów indywidualnych. Rewolucji tej dawno już udało się zniszczyć wiele z tamtego wspaniałego, wielkiego dzieła. Dziś musi tylko dobić resztki starego świata.
Wyobraźmy sobie teraz ludzi tworzących zaciekle nowy wspaniały świat. Ludzi przekonanych o tym, że muszą dokonać dzieła zniszczenia starego świata, bo wierzą, że to, co zbudują, wreszcie wyzwoli człowieka z oków tradycji, religii, rodziny, płci i z innych ograniczeń, z których próbują nas wyrwać wszelkiej maści lewicowcy, ale i przedstawiciele fałszywej prawicy. Bez względu na to, czy uznamy, że generałowie i szeregowi żołnierze, oraz koryfeusze i pożyteczni idioci na służbie rewolucji zaprzęgnięci są do jakiejś jednej organizacji typu masoneria, czy uznamy, że pozostają rozproszeni, inspirując się nawzajem, słuchając jednak złowieszczych podszeptów szatana pragnącego destrukcji wszystkiego, co wywodzi się z chrześcijaństwa, musimy pojąć, że oni Polski w kształcie, w którym ona dziś trwa, zaakceptować nie mogą.
Nie mogą znieść wciąż jeszcze katolickiej Polski przedstawiciele Organizacji Narodów Zjednoczonych promujący w świecie aborcję jako prawo człowieka.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie mogą jej znieść urzędnicy Unii Europejskiej pragnący zredukowania krajowych tożsamości i walczący z wszelkimi przejawami religijności w życiu publicznym.
Nie mogą jej znieść piewcy ideologii LGBT czy ideologii gender, widząc, jak wielkie emocje wywołuje i jak ogromny opór potrafią stawiać Polacy wobec postulatów tej ideologii i z jaką energią wciąż przeciwstawiają się wszelkim atakom na swoje narodowe i religijne dziedzictwo, co pokazała chociażby mobilizacja w tej sprawie podczas nadwiślańskich kampanii wyborczych w latach 2019–2020. A przecież do grona piewców tej ideologii dołączają po kolei coraz to nowi sponsorzy, największe koncerny na świecie, a propaganda w tej sprawie osiąga szczyty popularności w filmach, serialach i innych dziełach popkultury – wsparta dodatkowo produkowanymi na potęgę, a finansowanymi rozmaitymi grantami pracami osób zatrudnionych na uniwersytetach, nie do końca wiedzieć czemu wciąż nazywanymi naukowcami.
To dlatego Polska jest tak zaciekle atakowana. To dlatego tak zaciekle atakowany jest polski Kościół i każdy polski rząd, których choćby tylko w sferze deklaracji nie chce całkowicie włączyć się w budowę nowego wspaniałego świata.
To dlatego Parlament Europejski co rusz wydaje jakieś antypolskie rezolucje, próbując udowodnić, że Polacy nie potrafią sami się rządzić we własnym kraju, w związku z czym nie powinni sami się rządzić, a nawet nie wolno im się rządzić, bo prawo unijne ma być rzekomo ponad prawem państwowym. Sprawa z tymi rezolucjami Parlamentu Europejskiego w ogóle jest bardzo ciekawa – warto mieć bowiem świadomość, że rezolucje te są tylko swego rodzaju oświadczeniami, niemającymi żadnego wpływu na polskie prawodawstwo. Traktaty, na mocy których istniały bowiem najpierw wspólnoty, a następnie Unia Europejska, nie przewidują bowiem żadnych kompetencji dla ciał ponadnarodowych w kontekście chociażby aborcji, rodziny czy tzw. homomałżeństw. Mimo to co rusz bombarduje się naszą opinię publiczną wiadomościami o kolejnych rezolucjach, a to wzywających wszystkie państwa do podpisania z gruntu antychrześcijańskiej i genderowej konwencji stambulskiej zwanej dla zachowania pozorów „antyprzemocową”, a to nawołuje się do prawnego uznania „małżeństw” homoseksualnych (ostatnia taka rezolucja została przyjęta we wrześniu 2021 roku), a to wzywa się do „szybkiego i pełnego zagwarantowania dostępności usług aborcyjnych oraz zapewnienia dostępu do tych usług wszystkim kobietom i dziewczętom w Polsce” (to rezolucja z… 11 listopada 2021 roku!).
Jakby tego było mało, Unia Europejska przyjęła niedawno procedury (niestety za zgodą polskiego rządu), według których pieniądze do podziału między państwami członkowskimi uzależnione będą od zachowania w tychże „mechanizmów praworządności”. Kto i w jaki sposób ma ustalić, czym jest, a czym nie jest praworządność, łatwo się domyślić – kwestią czasu pozostaje wyłącznie to, kiedy do wykroczeń przeciwko praworządności zostanie dołączone trwanie, na różnych wymiarach, przy wartościach cywilizacji chrześcijańskiej…
Ale unijni urzędnicy w takiej sytuacji nie zrobią niczego nowego. Wszak od lat aby otrzymać pieniądze z unijnych funduszy, rozmaite instytucje muszą spełniać rozmaite warunki, wśród których jest przestrzeganie założeń „gender mainstreaming”. Nie akceptujesz – nie dostaniesz grantu. A w 2021 roku ci sami urzędnicy Unii Europejskiej zaproponowali, by także pomoc finansowa dla biedniejszych krajów świata uzależniona została od ich ideologicznej kapitulacji. Nowy wzór umowy między Unią a Organizacją Państw Afryki, Karaibów i Pacyfiku zakładała, że zależne od pomocy Europy rządy muszą zobowiązać się do promowania koncepcji „gender” na wszystkich szczeblach polityki krajowej i międzynarodowej oraz do zajmowania na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ wspólnych stanowisk z UE. Umowa przewidywała wprost, że rozwojowe wsparcie Unii Europejskiej może zostać wstrzymane, jeżeli któreś z państw wyłamie się z ideologicznej linii Brukseli. Zmiany udało się blokować dzięki konserwatywnej części przedstawicieli państw afrykańskich oraz krajów Ameryki Środkowej i Oceanii.
Wzorce szantażu są – jak widać – sprawdzone.
Ale międzynarodowe naciski na Polskę w kwestiach związanych z własnym rozumieniem rodziny, tradycji, prawa do życia i innych podstawowych zasad cywilizacyjnych stały się w ostatnich latach właściwe nie tylko Unii Europejskiej. Akredytowani w Polsce dyplomaci z 48 zdeprawowanych państw świata 17 maja 2021 roku (w Międzynarodowym Dniu Przeciw Homofobii, Bifobii i Transfobii) opublikowali po raz kolejny list do polskich władz, domagając się uznania związków homoseksualnych i wpisania ich do polskiego prawodawstwa. Pod listem otwartym podpisali się ambasadorowie: Argentyny, Australii, Austrii, Chile, Chorwacji, Cypru, Czarnogóry, Czech, Ekwadoru, Estonii, Finlandii, Francji, Grecji, Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Islandii, Izraela, Kanady, Litwy, Luksemburga, Łotwy, Macedonii Północnej, Malty, Niemiec, Norwegii, Nowej Zelandii, Portugalii, San Marino, Serbii, Słowenii, Szwajcarii, Szwecji, Ukrainy, Wenezueli, Wielkiej Brytanii, Włoch, a także przedstawiciel generalny Rządu Flandrii i administrator generalnyWallonie-Bruxelles International. Wśród sygnatariuszy listu znaleźli się też: szef Biura Kontaktowego Parlamentu Europejskiego w Polsce, reprezentanci Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej i Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców w Polsce, dyrektor Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE, dyrektor Biura Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji oraz sekretarz generalnego Wspólnoty Demokracji, a także, jako członkowie trójki koordynatorów, ambasady Belgii, Danii i Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Polski rząd na list nie zareagował, tak jak nie zareagował na skandaliczne słowa byłej ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce z września 2020 roku, kiedy przy okazji podobnego listu promujących homoseksualizm dyplomatów stwierdziła, że „w kwestii LGBT Polska jest po złej stronie historii”.
Międzynarodowy nacisk na Polskę – rozłożony na różne akcenty – jak widać, trwa zatem w najlepsze.
Ale przecież w zaciągu do antychrześcijańskiej rewolucji uczestniczą nie tylko dyplomacji, i walka ze złogami starego świata trwa nie tylko w dokumentach. Żołnierze rewolucji obyczajowej w Polsce walczą z naszymi tradycjami i świętościami również na ulicy. Zerknijmy, bardzo pobieżnie, tylko na ostatnie lata:
W czerwcu 2019 roku w Gdańsku uczestnicy Marszu LGBT, imitującego procesję eucharystyczną, dopuścili się zaprezentowania grafiki wulgarnie szydzącej z Najświętszego Sakramentu. Znieważono również wizerunek Matki Bożej, zestawiając go z symbolem ruchu LGBT.
Pod koniec lipca 2019 roku dwóch homoseksualistów opublikowało w internecie teledysk z figurą Matki Bożej w Lourdes w kolorach tęczy.
26 lipca 2019 roku media poinformowały, że „artystka” z Wrocławia, zdecydowała się na sprzedaż w internecie wizerunku Matki Bożej w kształcie kobiecego narządu płciowego. Reklama tego „dzieła” pojawiła się na stronie Kampanii Przeciwko Homofobii.
Do prawdziwej erupcji nienawiści doszło latem 2020 roku. W nocy z 28 na 29 lipca lewicowi aktywiści, prezentujący się jako „Stop bzdurom”, „Gang Samzamęt” i „Poetka”, umieścili przy kilku warszawskich pomnikach flagę ruchu LGBT. Wśród sprofanowanych obiektów znalazł się również pomnik Chrystusa Pana przy Krakowskim Przedmieściu i napis „To jest wojna”.
Pod koniec czerwca 2020 roku przy ulicy Wilczej w Warszawie furgonetka fundacji pro-life została zatrzymana przez lewackich aktywistów. Dokonujący tego aktu są podejrzani o wyłamanie lusterek, zamalowanie szyb sprayem, a także pocięcie i zerwanie banerów, którymi oklejony był samochód; a także pocięcie banerów znajdujących się na samochodzie. Przez kolejne miesiące kierowcy tej furgonetki byli napadani jeszcze kilkukrotnie.
Prawdziwą furię „tolerancyjnej” lewicy wywołał wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 roku, wskazujący na niezgodność aborcji eugenicznej z polską konstytucją. Pamiętamy, co wtedy działo się w Polsce – atakowane były kościoły i przerywane msze święte. Lewaccy aktywiści zdobyli adres przeciwniczki aborcji Kai Godek oraz jej numer telefonu, przez co wielokrotnie grożono jej i jej rodzinie. Na początku listopada na krzyżu ulokowanym na cmentarzu Ofiar Hitleryzmu w Gdańsku-Zaspie namalowano białą farbą napisy: „Zabij księdza”, „Piekło kobiet”. W nocy z 30 na 31 października w kościele pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP w Chrząstawie Wielkiej chuligan zniszczył poświęcone figury dzieci fatimskich.
Takich wydarzeń moglibyśmy wyliczyć jeszcze bardzo, bardzo wiele. Tylko do marca 2021 roku policji zgłoszono informacje o ponad 150 atakach na kościoły. Gdy już w wakacje 2021 roku polityk Platformy Obywatelskiej pragnący zdobyć poparcie antychrześcijańskich rewolucjonistów wzywał do tego, by katolików „opiłowywać” z posiadanych rzekomo przywilejów, natychmiast znalazło się wielu chętnych do rzeczywistego piłowania krzyży, do czego doszło w kilku miejscach w Polsce, przy drogach i w kościołach, oraz do fizycznych napaści na księży.
Indianie
Wydaje się więc, że Polacy – a konkretnie Polscy katolicy broniący własnej tradycji – są dziś niczym Indianie z opowieści sprzed lat, dziś tak dobrze sprzedających się w hollywoodzkich produkcjach typu Pocahontas czy Ostatni Mohikanin.
Skąd ten pomysł?
Proszę zwrócić uwagę – dzisiejszy świat bardzo troszczy się o różnorodność kulturową. Jest to niewątpliwie w modzie. Troska ta dotyczy również tożsamości wielu prymitywnych, nietkniętych globalizacją kultur, które – ze względu na dziedzictwo kulturowe planety oraz właśnie na różnorodność – należy chronić za wszelką cenę. Szczególnie często w obronę bierze się Indian, których mieli prześladować konkwistadorzy, a którzy swą bezcenną rzekomo kulturę utracili ze względu na cywilizację białego człowieka, która gdy przybyła do Ameryki zagrabiła, zniszczyła i zamknęła w rezerwatach unikalną kulturę. Ze stratą dla różnorodności świata, z pogwałceniem podstawowych praw człowieka. Na stronach radykalnie lewicowej Open Democracy można było nie tak dawno przeczytać tekst Margot Lurie, stypendystki Fundacji Thomasa J. Watsona, utyskującej na administrację Joego Bidena, która chciała chronić przyrodę kosztem Indian. Zdaniem autorki „około 370 milionów osób na całym świecie utożsamia się z rdzenną populacją. Oczywiście rdzenna ludność to nie monolit i nie należy generalizować na temat tylu zróżnicowanych kultur. Jednak to, co według badaczy rdzennej kultury Taiaiake Alfreda i Jeffa Corntassela łączy je wszystkie, to »walka o przetrwanie jako odrębne ludy, w oparciu o wyjątkowe dziedzictwo, przywiązanie do rodzinnej ziemi i sposób życia w zgodzie z naturą […] a także fakt, że na ich egzystencję w dużej mierze składają się działania nakierowane na przetrwanie pomimo wysiłków państw kolonizujących, aby wymazać je kulturowo, politycznie i fizycznie«”.
Ileż to hollywoodzkich produkcji w ostatnich dekadach widzieliśmy na ten temat? Ileż książek napisano o konieczności troski o wyjątkowe, oryginalne, rdzenne, zagrożone kultury? Ile pieniędzy wydano na uratowanie ich? Ile rezolucji ONZ wydano, ile programów uruchomiono, by tylko uczulić świat na to, że jeżeli coś jest oryginalne i pozostaje w mniejszości, ale ważne dla ludzi ze względu na ich tradycje, zwyczaje i wierzenia, to należy to chronić przed zniszczeniem?
No dobrze – zgódźmy się z takimi postulatami. Co jednak z polskimi katolikami? Z plemieniem – pozostając w języku indiańskiej metafory – które od tysięcy lat zamieszkuje ziemie między Bugiem i Odrą, które od tysiąca lat wyznaje tę samą religię, które od setek lat ma własne, niezmienne wartości, po swojemu pojmuje rodzinę, prawo do życia i inne mniej lub bardziej ważne sprawy. Plemię, które stoczyło z innymi plemionami dziesiątki wojen zawsze w obronie swoich wartości, przekonań, tradycji, zwyczajów i religii. Czy o takie plemię nie należało by zadbać? Czy jego unikatowość na różnych mapach współczesnego świata (o czym wiele napisaliśmy w „statystycznej” części książki) nie powinna wzbudzać szacunku i ogromnej, międzynarodowej troski, aby ocalić od zniszczenia unikatową już dziś cywilizację?
Marcin Jendrzejczak w opublikowanym na łamach PCh24.pl eseju Cywilizowana Polska i jej wrogowie przedstawił ciekawą wizję „kosmicznego antropologa” – przybysza z innej galaktyki, który chciałby badać ziemskie społeczeństwa. Jak pisał autor, ów antropolog „zgłębiając polskie społeczeństwo, zwróciłby uwagę na przekonanie Polaków, że mężczyzna i kobieta różnią się od siebie, że jeśli sobie przysięgali, to powinni pozostać sobie wierni aż do końca życia, oraz że dzieci trzeba chronić – zarówno narodzone, jak i nienarodzone. Zwróciłby też uwagę na szacunek Polaków dla kobiet, na ogromną rolę odgrywaną przez nie w polskiej historii i społeczeństwie. Niewykluczone, że zafrapowałby go interesujący problem badawczy – czy ów szacunek dla kobiet i związany z nim znacząco niższy niż na Zachodzie odsetek przemocy wobec nich wiąże się z kultem Matki Bożej? Zaciekawiłyby go także mniej znaczące osobliwości polskiej kultury, takie jak choćby niechęć do spożywania zwierzęcych posiłków w pewnych dniach tygodnia. Osobliwości te wyróżniają Polskę nawet od niektórych innych krajów o podobnej wierze. Badając historię Polski, zauważyłby, że wiara szła w niej w parze z miłością bliźniego także wobec innowierców. Nie było w Polsce stosów ani niewolnictwa. Zauważyłby, że niektóre amerykańskie stany jeszcze w latach 90. XX wieku karały za homoseksualizm, a do lat 60. XIX wieku akceptowały niewolnictwo; a w Polsce niewolnictwa nie było nigdy, zaś homoseksualizm nie podlegał karze już w II Rzeczypospolitej (co innego w czasach, gdy Polski na mapie nie było)”.
Czy tak wyjątkowe plemię – plemię polskich katolików – nie zasługuje więc na międzynarodową ochronę wielkich organizacji i szacunek dla jego wyjątkowości i odrębności?
Oczywiście, że nie.
Nasze „plemię” zasługiwałoby na to, owszem, ale gdyby posługiwali mu dzicy szamani, a nie kapłani Chrystusa – największego spośród wrogów rewolucji. Jego wyznawcom bowiem, jeśli chcą bronić swojej cywilizacji, nie należy się nawet miejsce w rezerwacie.
Kolorowe paciorki
We wszystkich książkowych i filmowych historiach opowiadających o zamachu na kulturę Indian ważną rolę odgrywają nie tylko ci, którzy atakują spokojnie zamieszkujących swe ziemie rdzennych mieszkańców obu Ameryk i nie tylko sami dzielni obrońcy swoich tradycji i zwyczajów. Ważni dla tych opowieści pozostają także zdrajcy, którzy z jakichś powodów (które najłatwiej wytłumaczyć jest chyba grzeszną naturą człowieka) są w stanie sprzedać swoją kulturę, tradycje, zwyczaje, rodzinę, plemię za garść kolorowych paciorków, ewentualnie za obietnicę przyznania im funkcji wodza plemienia – ale pod warunkiem całkowitego uzależnienia od nowych, obcych mocodawców.
Na obecnym etapie antychrześcijańskiej rewolucji w Polsce pojawiło się – jak już wspomnieliśmy – wielu jej przedstawicieli. Wspomniane rezolucje Parlamentu Europejskiego przeciwko polskiemu prawu zostały przyjęte również głosami części przedstawicieli polskich wyborców. Znaczna część mediów, w których pracują Polacy, chwaliła te rezolucje, udostępniając głos tym, którzy je poparli. A listy ambasadorów próbujących wymusić na Polsce dezercję z ostatnich bastionów obrony resztek cywilizacji chrześcijańskiej były opiewane przez dziennikarzy, publicystów, polityków i aktywistów pozostających wszak Polakami. W dobie największego kryzysu migracji islamskiej do Europy w połowie drugiej dekady XXI wieku cała masa polityków i „autorytetów moralnych” – zupełnie lekceważąc jakiekolwiek zagrożenie – stanowczo żądała przyjęcia do polski setek tysięcy ludzi, wśród których ukryci byli nienawidzący chrześcijaństwa terroryści. Politycy każdej partii próbującej w ostatnich latach dojść do władzy próbują prześcigać się w antychrześcijańskich filipikach, pokazując, jak bardzo przeszkadza im rzekomy sojusz państwa i Kościoła, polegający na tym, że Kościół jak wiele innych instytucji pozarządowych może czerpać z państwowych funduszy, a przedstawiciele hierarchii pojawiają się na uroczystościach państwowych. Ludziom, pragnącym mieć wpływ na dusze Polaków niezwykle przeszkadza też, że wśród obchodów niektórych uroczystości państwowych rezerwuje się miejsce na msze świętą w intencji ojczyzny.
O ile wśród Indian zdradzających swoje kultury za garść paciorków często mieliśmy po prostu do czynienia z oszukaniem prymitywnego partnera przez bardziej przebiegłych najeźdźców, o tyle w przypadku ludzi pragnących przeflancowania Polski i Polaków na modłę wszystkich innych społeczeństw Zachodu mamy do czynienia albo z taką samą głupotą, albo z wyrachowaną zdradą, albo, co chyba najczęstsze, z zakompleksieniem. To ostatnie przejawia się ojkofobią. Termin ten ukuty został przez brytyjskiego filozofa Rogera Scrutona, a oznacza ni mniej, ni więcej odrzucenie (w różnym stopniu – od rezerwy do nienawiści) rodzimej kultury i apologię innych systemów wartości.
Scruton określił tym mianem zjawisko kryzysu tożsamości społecznej charakteryzujące dekadencką fazę rozwoju cywilizacji. Podkreślał, że jest to postawa charakterystyczna dla środowisk lewicowych i liberalnych. Samo słowo „ojkofobia” wywodzi się z greckich słów οἶκος i φόβος i oznacza dosłownie „strach przed domem, rodziną” W opisie Scrutona pozostaje przeciwieństwem ojkofilii, rozumianej jako miłość „do domu”, „do tego, co nasze”.
Brytyjski pisarz uważał za charakterystyczne samookreślenie się grup ojkofobicznych jako „obrońców przed ksenofobią” rozumianą jako awersja do „obcych”, bez precyzyjnego określenia sensu i aspektów zarzutów, a także poprawne politycznie szermowanie hasłami walki z seksizmem, rasizmem, homofobią i antysemityzmem. Deklarowanym celem ich działania jest stworzenie inkluzywnego, otwartego, społeczeństwa wielokulturowego, a postawę wyrzeczenia się dziedzictwa i domu wyraża się hasłem „tam moja ojczyzna, gdzie mi dobrze”. Według Scrutona ogromną rolę w wytwarzaniu mody na ojkofobię odgrywają instytucje międzynarodowe takie jak Unia Europejska.
Bardzo ciekawym jest również, co filozof upatruje jako przyczynę skrajnej formy ojkofobii, a więc nienawiści do własnej rodziny, ojczyzny, kultury narodowej i wspólnoty cywilizacyjnej, połączonej z niezadomowieniem, lękiem i frustracją. Otóż według Scrutona przyczyną jest zeświecczenie społeczeństw, a więc odejście od wiary i moralności z czasów klasycznej cywilizacji chrześcijańskiej.
Brzmi znajomo, prawda? Zwróćmy jednak uwagę, że tych słów nie napisał polski filozof, ale Brytyjczyk, co tylko potwierdza słowa Plinia Corrêa de Oliveiry, według którego antychrześcijańska rewolucja jest totalna i powszechna, ale w różnych krajach może jednocześnie trwać na innych etapach rozwoju. Rewolucja ta przeorała już doszczętnie wiele krajów świata, a w Polsce – co już sobie powiedzieliśmy – wciąż nie odniosła jeszcze ostatecznego zwycięstwa, choć zdobyła już mnóstwo przyczółków.
Niestety pewien specyficzny rodzaj ojkofobii dotknął także część ważnych przedstawicieli Kościoła. Niewątpliwie bowiem totalna antychrześcijańska rewolucja zdołała przekonać do swoich założeń również niektórych duchownych, co objawiło się w ostatnich latach wielokrotnie. Bez przyjęcia do wiadomości istnienia kryzysu w Kościele nigdy nie zrozumiemy toczącej się w świecie rewolucji. Bo jak ją pojąć w momencie, w którym część kapłanów – którym jako katolicy pragnęlibyśmy być oddanymi – dąży dokładnie do tych samych celów co najgłośniejsi i najbardziej niebezpieczni rewolucjoniści? Jak pojąć, że są duchowni pragnący legalizacji aborcji? Pragnący zniknięcia Kościoła z przestrzeni publicznej. Zdjęcia krzyża z sali sejmowej i sal lekcyjnych w szkołach publicznych.? Łajający Polaków za sprzeciw wobec homopropagandy i wyśmiewający nas, gdy staramy się chronić nasze dzieci przed zakusami ideologów genderyzmu i rozmaitych zdeprawowanych edukatorów seksualnych. Nie da się tego pojąć bez zrozumienia, że instytucję Kościoła, jej widzialną część, również toczy poważny kryzys, który oczywiście jest tematem na osobną, obszerną publikację.
Nie mniej jednak należy pamiętać, że Kościół jest przede wszystkim Mistycznym Ciałem Chrystusa, a jego magisterium i tradycja pozostają uświęcone, a my mamy obowiązek bronić zarówno ich, jak i wykształconej dzięki nim cywilizacji. Przypomnijmy słowa Piusa X z encykliki Il fermo proposito dotyczącej Akcji Katolickiej: „Światło Objawienia katolickiego jest tak wielkie, że rozpościera się na wszelką wiedzę; tak potężna jest siła zasad ewangelicznych, że prawa natury znajdują przez nie większe uzasadnienie i żywotność; taka jest wreszcie skuteczność prawdy i moralności, głoszonych przez Jezusa Chrystusa, że nawet dobrobyt materialny jednostek, rodzin i społeczeństwa ludzkiego, opatrznościowo znajduje w nich swoją podporę i opiekę. Kościół, opowiadając Chrystusa ukrzyżowanego, owe zgorszenie i szaleństwo świata (1 Kor 1, 23) stał się natchnieniem i przyczyną cywilizacji. Rozprzestrzeniał on ją wszędzie, gdzie przemawiali jego apostołowie, przechowując i doskonaląc dobre pierwiastki starożytnych cywilizacji pogańskich, wyrywając zaś z barbarzyństwa i podnosząc do stopnia społeczeństwa cywilizowanego ludy nowe, chroniące się na jego łono macierzyńskie i nadając społeczeństwu całemu wprawdzie pomału, ale w sposób pewny i wciąż bardziej postępowy, te rysy charakterystyczne, które wszędzie dziś jeszcze zachował. Cywilizacja świata jest cywilizacją chrześcijańską; jest ona tym prawdziwsza, tym trwalsza, tym obfitsza w cenne owoce, im więcej jest czysto chrześcijańska; tym bardziej upadająca, ku ogromnej szkodzie społeczeństwa, im więcej oddala się od idei chrześcijańskiej. Tym sposobem, samą siłą wewnętrzną rzeczy, Kościół pozostaje nadal rzeczywistym stróżem i opiekunem cywilizacji chrześcijańskiej. Fakt ten, przyjęty i uznany w innych wiekach historii, stanowi dotąd niewzruszoną podstawę wszystkich prawodawstw cywilnych. Na tej zasadzie spoczywały wszystkie stosunki między Kościołem a państwami, publiczne uznanie powagi Kościoła we wszystkich dziedzinach dotyczących w jakikolwiek sposób sumienia, podporządkowanie wszystkich praw państwowych boskim prawom Ewangelii, zgodność władzy państwowej i kościelnej w ten sposób, by zapewnić ludom pomyślność doczesną bez uszczerbku dla szczęścia wiecznego”.
Niedługo po zakończeniu pontyfikatu cytowanego Piusa X studia w Rzymie rozpoczął Maksymilian Kolbe. Był to czas, gdy wyjątkowo zuchwale zaczęła działać masoneria, otwarty wróg cywilizacji chrześcijańskiej. W tym czasie wolnomularze zaczęli coraz głośniej wykrzykiwać swoje postulaty – widząc, że spełniają się one jeden po drugim (zniszczenie Państwa Kościelnego, destrukcja instytucji rodziny poprzez wprowadzanie „ślubów” cywilnych i rozwodów etc.). Zakonnik z Polski był naocznym świadkiem obchodów 200. rocznicy powstania wolnomularstwa. Wspominał „czarną procesję”, jaka przeszła ulicami Wiecznego Miasta, powiewając sztandarami z wizerunkiem Lucyfera miażdżącego pod stopami św. Michała Archanioła. Z niektórych okien spuszczono płachty z podobnym przedstawieniem, a po mieście krążyły ulotki głoszące, iż „diabeł będzie rządził na Watykanie, a papież będzie jego gwardią szwajcarską”.
Antychrześcijańska rewolucja stawała się coraz bardziej zuchwała. Do dziś nie odniosła jednak ostatecznego triumfu, na drodze do którego stoi między innymi wciąż jeszcze w znacznej mierze katolicka Polska.
Powyższy tekst stanowi fragment książki Krystiana Kratiuka „Jak Kościół katolicki stworzył Polskę i Polaków?” opublikowanej nakładem wydawnictwa Fronda.