W Tok FM ukazał się materiał na temat charakterystyki tzw. pokolenia „Z”, którego przedstawiciele coraz częściej nie są już gotowi podejmować ciężkiej pracy na początku swojej zawodowej drogi. Pracodawcy narzekają na realia, które kreuje tzw. rynek pracownika, a więc sytuacja, w której to nie konsument ani pracodawca, ale właśnie pracownik dyktuje warunki.
Autor artykułu zwraca uwagę na impas, jaki pojawił się na rynku pracy. Pokolenie „Z” (osoby urodzone po roku 1995) buntuje się przeciwko twardym warunkom pracy, w której trzeba pracować więcej niż 8 godzin i przemęczać się ponad miarę. Ich miejsce zajmują często osoby z Ukrainy, które nie boją się „poświęcenia zawodowego”.
– To rozwydrzone dzieci, które nie dorosły do rynku pracy. Zamiast z nimi się męczyć, zatrudniam młodych Ukraińców, którzy biorą pracę z pocałowaniem ręki. A młody Polak niech się buja do czasu, gdy przyjdzie kryzys. Wtedy wróci do mnie z podkulonym ogonem – mówi Marcin Staniszewski, menedżer dwóch restauracji odpowiadający za zatrudnianie nowych pracowników.
Wesprzyj nas już teraz!
Jako pracodawca wskazuje na postawę młodych, którzy nie posiadając doświadczenia i żadnych kompetencji na wstępie próbują stawiać warunki. – Nie mogę pracować po 14 godzin dziennie w weekendy, bo nie będę miał czasu na życie – mówią.
Z jednej strony młodzi mówią, że nie widzą już sensu w harowaniu, jak ich rodzice, czego skutkiem są choroby, a nieraz nawet rozbite małżeństwa. Ale z drugiej objawia się w ich postawie roszczeniowość i niewspółmierne wymagania.
Narzekają na to nie tylko właściciele restauracji, gdzie nadmiar fizycznej pracy faktycznie bywa dotkliwy. W reportażu wypowiedział się również Rafał Stępień, który wraz z żoną prowadzi biuro tłumaczeń. – Nie można dla nich wywracać rynku pracy do góry nogami! To są zbyt poważne sprawy, od których zależy cała gospodarka. Obowiązuje hierarchia doświadczenia i osiągnięć. Młodzi muszą wykazać się pokorą, zanim zaczną coś znaczyć i mówić o swoich żądaniach. Trochę szacunku! – mówi.
Wypowiedział się także właściciel biura nieruchomości Krzysztof Wojtczak. – Rodzice całymi latami wypruwali sobie dla nich żyły i dbali, żeby niczego im nie zabrakło. Dali im cieplarniane warunki i zrobili im krzywdę. Wychowali roszczeniowe pokolenie, które nie szanuje pracy. Oni i rząd chuchają na nich i dmuchają. Do 26. roku życia nie muszą płacić podatków. Nie muszą wyprowadzać się od mamusi. Zmieniają prace jak rękawiczki, bo jest niskie bezrobocie. Ale to się kiedyś skończy i będą musieli wydorośleć. Zacznie się ból. Teraz są jeszcze bananową młodzieżą. Po co dziennikarze w ogóle się nimi zajmują? – pyta.
Autor materiału, Konrad Oprzędek, zwraca uwagę na „brak zrozumienia” pomiędzy obiema stronami. W tym tekście daje jednak głos pracodawcom, którzy zwracają uwagę na nieodpowiedzialność „zetek”, nie rozumiejących, że rynek pracy rządzi się swoimi prawami, a zwalnianie się po kilku tygodniach, dlatego że praca była za ciężka, nie poprawia tej sytuacji.
Cytowany wcześniej menedżer dwóch restauracji zwraca uwagę na postawienie spraw na głowie, kiedy młodzi pracownicy nie rozumieją, że żeby dyktować warunki, to muszą najpierw do czegoś dojść poprzez ciężką pracę i sumienność.
Z kolei Krzysztof Wojtczak, współwłaściciel agencji nieruchomości, zwraca uwagę, że dodatkowo do pogorszenia sytuacji przyczynia się polityka rozdawnictwa, na której ekipa rządząca opiera swój program. – Zaczęła się osiem lat temu, gdy PiS doszło do władzy i kiedy „zetki” nabierały świadomości. Przyzwyczaiły się, że praca nie jest obligiem, bo zawsze jest jakieś 500 plus i inne socjale. Teraz przychodzą do mnie na rozmowy kwalifikacyjne, jakby tylko z ciekawości. Żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie rzucę im na start 5 tys. zł netto. Jeśli uzależniam płacę od wyników, to jej nie chcą. Wolą poleżeć na kanapie. Bo wiedzą, że u mnie pracuje się, kiedy klient potrzebuje. Inaczej nie ma wyników – relacjonuje.
Konrad Oprzędek pozwolił w swoim materiale wypowiedzieć się ad vocem przedstawicielom pokolenia. Część z nich oburzała się na język, jakiego używają pracodawcy, wymagając od nich poświęcenia i wdzięczności za dawaną pracę.
Jeden z nich zabrał jednak głos konstruktywny. Jest to 25-letni Kuba Wójcik, grafik komputerowy, który twierdzi, że konflikt można złagodzić przez dobrą komunikację i innowacyjne metody zarządzania. Chwali przy tym swojego 50-letniego szefa, który nie ma problemu z dogadaniem się z pracownikami z młodych pokoleń.
– Tylko że on zdążył się wylogować z wczesnych lat 2000., a inni nie. Rozmawiam ze znajomymi i widzę, że takich pracodawców jak mój jest coraz więcej. Nie tracą energii na odpalanie przestarzałego software’u. Nie potrzebują upajać się swoją władzą. Nie chcą, żeby pracownicy się ich bali. Pytania i prośby traktują jak zwykłe sprawy do załatwienia. Dadzą radę, to ogarną, a jeśli nie, to przyznają się do tego. A nie robią z tego wielkiej dramy o „roszczeniowości”. Jak widzisz takiego dramogennego szefa na rozmowie, to wiadomo, że stamtąd się zawiniesz. Bo po co ci on na co dzień?
Źródło: tokfm.pl
FO