Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia 1 lipca br. odwołano stan zagrożenia epidemicznego. Oznacza to m.in. konieczność przeprowadzenia niektórych zaległych badań lekarskich lub uzupełnienia brakujących szkoleń BHP. Pracodawcy stracą niektóre uprawnienia, np. związane z udzielaniem urlopów.
1 lipca został odwołany stan zagrożenia epidemicznego.
Jak wyjaśnił dr Paweł Łuczak z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego przez prawie 3 lata ze względu na epidemię zawieszono bieg lub upływ wielu terminów, na przykład dotyczących obowiązku wykonywania badań okresowych. Pierwotnie planowano, aby pracodawcy zobowiązani byli do wykonania zaległych badań w terminie 60 dni od odwołania stanu zagrożenia epidemicznego, ale w związku z postulatami pracodawców czas ten został wydłużony do 180 dni.
Wesprzyj nas już teraz!
– Okazać może się jednak, że nawet czas wydłużony do 6 miesięcy okaże się niewystarczający. Pamiętać należy, że wielu pracodawców zawiesiło badania okresowe. Takie decyzje podyktowane były nie tylko obawą przed epidemią, lecz również względami oszczędnościowymi. Pracodawcy niejednokrotnie korzystali z okazji do optymalizacji kosztów, jaką było utrzymanie terminu ważności badań lekarskich do końca stanu zagrożenia epidemicznego. W praktyce oznacza to, że istnieje ogromna liczba organizacji, które przez ostatnie 3 lata nie kierowały pracowników na badania okresowe medycyny pracy. Zważywszy na fakt, że badania te ważne są zazwyczaj od 1 roku do 5 lat, to w przypadku wielu pracodawców powstanie obecnie konieczność skierowania na badania nie kilku czy kilkunastu pracowników, lecz de facto prawie wszystkich osób zatrudnionych w organizacji – ocenił ekspert.
Jego zdaniem, należy się więc spodziewać znacznie większej liczby osób wykonujących badania medycyny pracy. – Jeśli pracodawcy i pracownicy będą odwlekać termin wykonania badań, sytuacja w placówkach medycyny pracy pod koniec roku może być bardzo trudna, zważywszy na fakt, iż koniec terminu na ich wykonanie przypada na okres między świętami a Nowym Rokiem, a jak wiadomo dla wielu branż, jak chociażby handel czy usługi, ostatnie dwa miesiące roku są okresem wzmożonej aktywności – zauważył Łuczak.
Wraz z końcem stanu zagrożenia epidemicznego przedsiębiorcy będą mieli 60 dni na uzupełnienie brakujących szkoleń z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy. Według Łuczaka wywiązanie się z tego obowiązku może stanowić spore wyzwanie dla pracodawców z uwagi na rozpoczynający się sezon urlopowy, który nie tylko skróci czas na odbycie szkoleń dla pracowników, lecz również stanowić będzie wyzwanie organizacyjne dla pracodawców, aby oddelegować część pracowników na szkolenia z i tak już zdziesiątkowanej przez urlopy załogi. – Nie bez znaczenia będzie również w tym przypadku sama dostępność specjalistów ds. BHP, którzy mogą poprowadzić szkolenie – uważa Łuczak.
Ekspert zwrócił uwagę, że jedną z najważniejszych zmian dla pracodawców jest koniec ograniczenia możliwości uznania za doręczone pism nieodebranych w okresie stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii oraz przed upływem 14 dni od ich zakończenia. – W praktyce regulacje „covidowe” doprowadziły do sytuacji, w której pracodawcy stali się „zakładnikami” niezwalnialnych pracowników. W niejednym zakładzie pracy na listach osób zatrudnionych figuruje jedno bądź kilka nazwisk osób, które porzuciły pracę nawet 2-3 lata temu, ale nie odebrały z poczty pisma z wypowiedzeniem umowy o pracę lub rozwiązaniem umowy bez wypowiedzenia. W praktyce, taki pracownik „widmo” nie mógł zostać skutecznie zwolniony – stwierdził ekspert.
Dodał, że 1 lipca rozpoczyna swój bieg 14-dniowy termin, po upływie którego rozwiążą się umowy wszystkich pracowników, którzy nie odebrali pism przez ostatnie 3 lata. – Dla pracodawców wiązać się to będzie nie tylko z koniecznością sporządzenia świadectw pracy oraz odpowiednich dokumentów zgłoszeniowych ZUS, lecz również wypłatą ekwiwalentu za niewykorzystany urlop. W przypadku pracowników uzyskujących wynagrodzenie w wysokości najniższego wynagrodzenia za pracę pracodawca obliczając ekwiwalent za niewykorzystany urlop będzie musiał przyjąć do podstawy najniższe wynagrodzenie z roku 2023, a nie na przykład z roku 2020, co w praktyce oznaczać będzie znacznie większe koszty dla pracodawcy (w okresie tym najniższe wynagrodzenie wzrosło o 1000,00 zł) – wskazał.
Wyliczył, że koniec stanu zagrożenia epidemicznego będzie się wiązać też z utratą przez pracodawców niektórych uprawnień. Pracodawcy nie będą mogli m.in. wysłać pracownika na urlop wypoczynkowy niewykorzystany w poprzednich latach w terminie przez nich wybranym i bez zgody podwładnego.
Łuczak przypomniał, że wraz z końcem stanu zagrożenia epidemicznego znika również ograniczenie wysokości odszkodowań i odpraw na wypadek ustania stosunku pracy, które w okresie pandemii ograniczone były do dziesięciokrotności minimalnego wynagrodzenia za pracę.
Źródło: PAP
Czeka nas kolejna reforma systemu podatkowego? Po „sukcesach” Polskiego Ładu mamy się czego bać