19 lipca 2023

Amerykanie cofnęli bieg Rewolucji, obalając powszechne „prawo” do aborcji w imię prawa naturalnego. Gdy Amerykanie bojkotują lewicowe firmy – powodują miliardowe straty. Ameryka jest ostatnim bastionem wolności obywatelskiej i ciągle dość powszechnej dumy z bycia państwem narodowym, a rządcy konserwatywnych stanów mają jeszcze odwagę dbać o dobro wspólne i mówić o Bogu. Ale – wszystko to diabli wezmą, jeżeli Amerykanie nie zrozumieją jednej rzeczy…

Każdy pewnie kojarzy motyw, jak w amerykańskich filmach rodzice mówią dzieciom, żeby się obyczajnie prowadziły, po czym puszczają do siebie oko, dając, że zrozumienia, że przecież byliśmy tacy sami. Takie zachowanie zdradza co najmniej jedną rzecz: że nie ma tu mowy o prawdziwej cnocie, a jedynie o swoistej życiowej „mądrości etapu”. Wyszaleliśmy się, więc już nie musimy dokazywać, ale nasz faktyczny moralny stosunek do rozwiązłości się nie zmienia – zdają się myśleć tacy rodzice. W nas wygasła już potrzeba „wyszumienia”, ale przyjmujemy żywioł tych potrzeb i ich realizację w seksie przedmałżeńskim jako swego rodzaju konieczność, na którą musimy przymknąć oko, bo przecież… byliśmy tacy sami – można by dodać.

Ale jaka w tym niekonsekwencja! Zauważmy, że gdyby to było coś dobrego, to rodzice – z samej tylko miłości i troski – chowaliby dzieci w przekonaniu, że nie należy przyjmować takiego stylu życia. Gdyby mieli przekonanie o jego moralnej naganności, to nie musieliby przymykać oka! Mówiąc wprost, trudno rozumieć to inaczej niż kapitulację przed naporem hormonów, która zastępuje cywilizowany model opanowania cielesnej natury przez duchowość, obyczajność oraz cnoty męstwa i czystości.

Wesprzyj nas już teraz!

Efektem takiego myślenia jest właśnie fasadowa moralność. Amerykanie „wypikują” wulgaryzmy z programów telewizyjnych, a jednocześnie w tych samych programach pokazują najbardziej gorszący bezwstyd. Szczerze mówiąc, strach nawet puścić przy dzieciach jakąś produkcję „familijną” czy też pozornie niewinną komedię, bo nigdy nie wiadomo, czy nie pojawią się motywy pornograficznej zmysłowości, wyuzdania, dwuznaczności i żartów de facto wyrażających aprobatę dla „wolnego” seksu. Jest to szczególnie denerwujące w filmach, których główny motyw teoretycznie nie zdradza, że wystąpią takie akcenty. Zachwianie kręgosłupa moralnego w kwestiach obyczajowych sprawia, że zatraca się już nawet klasyczne rozróżnienie na sztukę przeznaczoną dla dzieci i rodzin oraz tę „dla dorosłych”.

Strach puścić dziecku film familijny

Weźmy za przykład Spider-Mana z roku 2002. Oficjalna klasyfikacja: od 13 roku życia. Puszczamy dziecku? Pewnie, że puszczamy! Przecież protagonistą jest superbohater, młody chłopak, który walczy z przestępcami. I tak oglądamy, oglądamy, a tu nagle scena na ringu, w której nasz bohater ma walczyć z… „królem testosteronu”, czyli obleśnym typem otoczonym przez nasmarowane olejem panienki w bikini… I to jest scena, którą zdaniem Amerykanów powinien oglądać 13-latek?! Proszę Państwo, ci ludzie są chorzy! Nic innego nie ciśnie się na usta, gdy się coś takiego widzi i gdy trzeba zrezygnować z puszczenia dzieciom opowieści, która mogłaby być świetna, ale jest zainfekowana – jak większość amerykańskiej popkultury – wirusem pornografii.

Gdy sami byliśmy młodsi, szczególnie jeżeli nie wychowaliśmy w domu, który hołduje tradycyjnym wartościom, to w dużej mierze nawet nie zwracaliśmy na to uwagi albo wręcz chłonęliśmy to z zachwytem. Ale gdy sami stajemy dziś przed wyzwaniem wychowania dzieci, zaczynam te wszystkie wzorce weryfikować i uświadamiamy sobie, że niewiele jest produkcji, które można puścić dzieciom, właśnie ze względu na epatowanie bezwstydem i zmysłowością i to w filmach, w których w ogóle byśmy się tego nie spodziewali.

Jest to tym bardziej smutne, że Amerykanie to jedyny naród, który zdołał stworzyć współczesną opowieść epicką, budującą poczucie dumy narodowej i przywiązania do ojczyzny. Pamiętajmy, że świadomie zbudowali swój przemysł filmowy na zasadach gatunków skodyfikowanych przez Arystotelesa. Mając tak wielki dar i potencjał, by być kontynuatorami spuścizny Homera, jednocześnie w dużej mierze zmarnowali ten potencjał przez kapitulację przed niższą częścią ludzkiej natury i przez pornograficzną gangrenę, która toczy ich kulturę.

Konserwatystki jak… króliczki Playboya

Po rewolucji seksualnej amerykańska kultura, jak żadna inna, stworzyła wzorzec prymitywnego męskiego szowinizmu, dla którego kobieta jest ni mniej ni więcej kawałkiem mięsa. Nie wiadomo czy śmiać się czy smucić, gdy widzimy liczne sceny, szczególnie z filmów czy seriali młodzieżowych choćby z lat 90., w których dziewczyny wprawdzie pokazują pewną wyższość nad chłopakami, którzy mają kiełbie we łbie, ale jednak robią wszystko, by wyglądać tak jak samce tego oczekują.

Z kolei gdy obserwujemy zachowanie rodziców, to pomimo całej gry pozorów, którą narzuca życiowa mądrość etapu, jest jasne, że ten model przenika całe społeczeństwo. Nie musimy zresztą sięgać do filmów – wystarczy wejść na Twittera i przejrzeć profile różnych amerykańskich dziewcząt i kobiet opowiadających się po stronie konserwatywnej. Obok haseł takich ultra MAGA, a nawet retoryki antyaborcyjnej, rzuca się w oczy ich wizerunek, którego bynajmniej nie powstydziłby się przeciętny amerykański samiec

Wyjście od wcześniejszej patriarchalnej kultury do antykultury pornograficznej zaowocowało najgorszym zwyrodnieniem modelu kobiecości. Kobieta chciała się podobać (wspomniany szowinizm lat 70-90), aż w końcu przyjęła za naturalne, że żeby sprostać oczekiwaniom ukształtowanego na pornograficznej antykulturze mężczyzny, to musi stać się taka, jak kreowane przez jej architektów obiekty pożądania.

Stworzyło to naprawdę dziwny model, w którym nie ma miejsca na skromność i mamy do czynienia z postawieniem natury na głowie. Przecież to nie kobiety mają się dostosowywać do pornograficznych preferencji mężczyzn i do ich młodzieńczego naporu hormonów, ale mężczyzn trzeba odciąć do pornografii – zakazując całkowicie jej właściwej formy i eliminując jej wpływ na kulturę popularną – to mężczyzn trzeba oczyścić i otworzyć w przyszłości na przyjęcie dawnych, zgodnych z naturą, uświęconych religijnie i kulturowo wzorców.

Duch narodowy utknął… w spodniach

Opisywane zjawisko to prawdziwa pięta Achillesowa Amerykanów. Nie można bowiem zaprzeczyć, iż mają oni ducha jak żaden inny naród dzisiejszego Zachodu – potrafią walczyć o swoje, z bronią w ręku, w sądzie czy też użyciu bojkotu obywatelskiego, ale jak wiadomo z historii, zawsze skutki były katastrofalne, gdy wszystko rozbijało się o męskie „centrum dowodzenia” zlokalizowane właśnie w centralnej części ciała. Ile narodów przyjęłoby religię objawioną, gdyby nie imperatyw zażywania szczęścia u boku jednej kobiety…!

Oczywiście pornografizacja nie jest jedyną przyczyną. Problemem jest bezstresowe wychowanie czy choćby wprowadzanie elementów demokracji do życia rodzinnego. Ale powiedzieliśmy o negatywnym wpływie tej choroby narodowej na kobiety, przyjrzyjmy się więc mężczyznom…

Rzeczą, która rzuca się obecnie w oczy jest ogólna zmiana stylu bycia silniejszej płci, choć nie jest to problem wyłącznie amerykański, ale tam widać to bardziej. Ze względu na zakres swoich praw obywatelskich, a przede wszystkim możliwość posiadania i używania zgodnie z prawem nierejestrowanej broni, Amerykanie są bodaj jedynym poważnym społeczeństwem zachodnim. Ciesząc się tymi prawami, wolnością gospodarczą, możliwością samostanowienia, prawdziwą własnością prywatną i tak dalej – Amerykanie są w stanie osiągnąć dojrzałość społeczną, o której od lat nie śniło się w zniewolonych społeczeństwach pozostałej części naszego kręgu cywilizacyjnego.

Najdziwniejsze jest to, gdy patrzymy nawet na twardych mężczyzn w Ameryce, żołnierzy, szeryfów, mocnych konserwatywnych polityków. Bardzo często mają oni specyficzną miękkość na twarzach. Są tak różni od wzorców, które pamiętamy jeszcze z lat 60., a za sprawą takich postaci jak Clint Eeastwood – nawet późniejszych. W tamtych czasach mężczyzna miał wyprostowaną postawę, stonowany wyraz twarzy i nie mówił za dużo, a jak już mówił, to oznajmiał swoją wolę światu, a świat musiał się z tą wolą zmierzyć.

Powrót do prawdziwej moralności warunkiem odnowy

Opisane problemy to z drugiej strony tylko wierzchołek góry lodowej. Pomijając lobby aborcyjne czy LGBT i inne zwyrodnienia, które są domeną głównie ekstremistycznych lewicowych postaw, warto zwrócić uwagę choćby na plagę rozwodów i wręcz styl życia na nich oparty.

Jest to słabość społeczeństwa, ale także słabość kultury, którą trudno w tym kontekście nazwać w pełni chrześcijańską. Bo jak można nazywać taką kulturę chrześcijańską, skoro Chrystus powiedział jasno, że w Nowym Przymierzu daje ludziom tak wiele łask, że rozwody są już nie tylko niepotrzebne, ale i zakazane. A teraz proszę mi wskazać już nie tylko tekst kultury, ale i ważniejszy zbór protestancki, który uznaje ewangeliczną nierozerwalność małżeństwa…

Amerykanie w pewnym sensie zatrzymali się na poziomie Starego Przymierza – traktując małżeństwo jako związek wynikający z porządku natury, ale nieusankcjonowany w sferze nadprzyrodzonej, podczas gdy w Kościele Chrystusowym małżeństwo jest sakramentem, podobnie jak kapłaństwo – stąd jego ściślejsze obwarowanie zasadami, ale też większa obfitość łask przypisana do tego stanu.

Ameryka musi zrozumieć, jaki ma problem z tymi sprawami, żeby ugruntować swoją moralną potęgę. W przeciwnym razie pozostanie na poziomie dziwnej hybrydy, jaką jest – rozpowszechniony zresztą nie tylko tam – „konserwatyzm” polityczny, ale odrzucający konsekwencję w kwestiach obyczajowych, czyli de facto społecznych, bo cały ustrój społeczeństwa cierpi wskutek nieuporządkowania w sferze seksualnej.

Prawdziwa odnowa musi zacząć się od uzdrowienia rodziny i stworzenia dla dzieci bezpiecznych warunków do życia. Jak na razie, Amerykanie trochę się budzą i przypominają sobie czym jest moralność publiczna, gdy idzie o demoralizację przez zboczeńców poprzebieranych za „kobiety”, ale to zdecydowanie za mało. Potępienie skrajnych aktów zła może bowiem istnieć w ponurej harmonii ze znieczuleniem na głębsze, ale mniej zauważalne zło, które przeżera całą tkankę społeczną…

Filip Obara

Dekonstrukcja po katolicku: James Bond jako agent rewolucji seksualnej

Słodki sen liberalizmu i epoka żywych trupów. Kiedy umarła kultura?

Słodki sen liberalizmu i epoka żywych trupów. Kiedy umarła kultura?

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij