Gdy „gejowski Jaskier” nie przypada do gustu nawet rodzimej lewicy, wiedz, że coś się dzieje!
Dzieła Andrzeja Sapkowskiego, pod względem przesłania były – jak na ówczesne czasy – wybitnie progresywne. Pod płaszczykiem fantasy promowały feminizm, wielokulturowość, sekularyzm, a nawet przestrzegały przed tym, co dzisiaj określa się mianem „toksycznej męskości”.
Cykl wiedźmiński odzwierciedlał perspektywę zauroczonego Zachodem Polaka, który obyczajowy liberalizm utożsamiał z „nowoczesnością”. Kontrastował jego idylliczną wizję z obrazem cuchnącego konserwatywną stęchlizną ciemnogrodu, piętnując subiektywnie rozumiane „wady narodowe”.
Przy czym do największych z nich zaliczał nietolerancję, religijność i tradycyjnie rozumianą seksualność. Ogromną odrazę w wiedźmińskim uniwersum wzbudzali kapłani, przedstawiani najczęściej jako chciwcy, hipokryci, głupcy i wyzyskiwacze. Nie mniej negatywnie Sapkowski ukazał przeżartych nienawiścią ludzi, którzy często dawali upust swojej frustracji w licznych pogromach. Makiaweliczni władcy, „wyzwolone” czarodziejki czy walczące mniejszości rasowe – elfy i krasnoludy, przy całej negatywnej otoczce, i tak moralnie znajdowali się poziom wyżej.
Wesprzyj nas już teraz!
Przemycany tu i ówdzie światopogląd autora, stanowił jednak wyłącznie dodatek zgrabnie opowiedzianych historii. Geralt zdobył rzesze fanów nie dzięki filozoficznym tyradom, ale przez to, że jak nikt inny „robił mieczem”, ubijał niebezpieczne potwory (w tym ludzi), błyskotliwie gasił przeciwników w potyczkach słownych i przenikał podstępne intrygi.
Dzisiaj natomiast polityka nie jest już dodatkiem do fantastyki, lecz to fantastyka stanowi nośnik treści politycznych w totalnej wojnie kulturowej. I paradoksalnie, otwarcie na różnorodność, tak znamienne dla Sapkowskiego, dzisiaj przyczynia się do upadku wiedźmińskiej legendy.
Oto bowiem ukazane na kartach powieści postępowe poglądy Sapkowskiego, dzisiejsi młodociani lewicowcy uznali za co najwyżej dziaderskie wynurzenia białego, heteroseksualnego mężczyzny. Tym samym konflikt pomiędzy starymi „libkami”, a młodymi „lewakami”, tak wyraźny chociażby w polskiej polityce, nie jest obcy również scenarzystom amerykańskiej platformy streamingowej.
Jeszcze przed emisją 3 sezonu Wiedźmina, media donosiły o pogardliwym stosunku twórców do materiału źródłowego. Ujawnione rozmowy pokazały, że część z nich otwarcie gardziła książkowym pierwowzorem i wyśmiewała staroświecki styl Sapkowskiego. Przekonani o swojej moralnej wyższości, wiedzący lepiej jak powinien wyglądać Wiedźmin XXI wieku, zaczęli więc przerabiać klasykę polskiego fantasy.
I tak zdobywca niewieścich serc, bard Jaskier, w serialu zakochuje się w księciu Radowidzie. Szef redańskiego wywiadu, niezłomny i przenikliwy Sigismund Dijsktra, doznaje ukojenia smagany pejczem w sadomasochistycznych praktykach. Romans czołowych bohaterów – Geralta i Yennefer, schodzi na drugi plan, przykryty scenami licznych homoseksualnych zalotów miłosnych. Nie trzeba wspominać, że wzorem pierwszej i drugiej części, scenarzyści dokładają wszelkich starań, by w niemal każdym ujęciu ukazać rasowe parytety. A to dopiero pierwsza część sezonu. Nic dziwnego, że odtwórca tytułowej roli, zarazem wielki fan Wiedźmina, Henry Cavill, zrezygnował z uczestnictwa w 4. sezonie.
Czołobitny pokłon przed polityczno-ideologiczną poprawnością okazał się nie do przyjęcia nawet dla rodzimych, lewicowych mediów. „Gejowski romans Jaskra to nie jedyny odpał” – pisze chociażby naTemat.pl, nie zostawiając na amerykańskiej adaptacji suchej nitki. Co prawda autor opamiętał się i złożył samokrytykę w kolejnym tekście pt. „Nikt tak jak Polacy nie będzie hejtował „Wiedźmina” Netfliksa”, ale – jak powiedział Faramir – „szlachetnych porywów serca nie należy poddawać chłodnym osądom”.
Netflixowy Wiedźmin to nie pierwszy przykład dzieła, przeoranego poprawnościowym walcem ze szkodą dla samej sztuki. Zamiast uwypuklić wszystko to, za co świat pokochał zarówno książkowego jak i komputerowego Geralta, twórcy skupili się na tym, czym co współczesne, zdegenerowane kino potrafi najlepiej – totalnej i barbarzyńskiej dekonstrukcji. W efekcie miliony widzów otrzymały, pasożytujące na popularności wiedźmińskiej franchise, połączenie średniej jakości serialu przygodowego z tęczowym harlequinem.
W USA panuje słynne powiedzenie: get woke, go broke. Oznacza to, że złożenie hołdu lewicowej ideologii słono kosztuje. Przekonał się o tym niedawno producent piwa Bud Light , który zaangażowanie w transseksualną agendę przypłacił gigantycznym bojkotem i największym w historii spadkiem wartości firmy. Podobnie Amazon, który wtopił niebotyczne pieniądze w produkcję „Pierścieni Władzy”; feministycznej profanacji Tolkiena.
Patrząc na reakcje dotyczące 4. sezonu, a przede wszystkim – zmianę odtwórcy roli głównego bohatera na Liama Hermswortha, netfliksowi planiści są na najlepszej drodze do powtórzenia, jeżeli nie „sukcesu” największego amerykańskiego browaru, to przynajmniej wizerunkowej klapy platformy Jeffa Bezosa. I bardzo dobrze.
Piotr Relich
Nie oglądajcie „Królowej”. A w ogóle zrezygnujcie z Netflixa! [WIDEO]