Czy ukaranie zbrodniarzy seksualnych krzywdzących dzieci nie powinno być wspólną troską wszystkich Polaków i wszystkich mediów działających w Polsce? Historia opowiedziana przez dziennikarza Mariusza Zielke pokazuje, że tak zdroworozsądkowe podejście bynajmniej nie jest udziałem mediów głównego nurtu… Film „Bagno” dokumentuje ponury obraz tuszowania pedofilii, o ile nie jest to pedofilia wśród duchownych Kościoła katolickiego, o której mówić „wypada”.
Mariusz Zielke podjął temat ważny przede wszystkim ze względu na ofiary cynicznego pedofilskiego predatora, jakim okazał się znany niegdyś muzyk i założyciel popularnych zespołów dla dzieci Krzysztof Sadowski. Temat, wydawałoby się, ponadpolityczny. A jednak – w filmie przeplatają się dwa wątki. Z jednej strony są to świadectwa osób pokrzywdzonych w dzieciństwie przez tego „celebrytę” czasów PRL-u, a z drugiej niemal równie dramatyczna linia narracyjna osnuta wokół odpowiedzi, jakich autorowi udzielali prominentni przedstawiciele liberalnych mediów.
TVN, Onet, Wyborcza, Newsweek – to tylko niektóre tytuły, które nie były zainteresowane zajmowaniem się tragedią osób, które zostały skrzywdzone przez artystę, a nie przez księdza. Podobną postawą – co widać w filmie – wykazali się bracia Sekielscy, autorzy głośnego dokumentu o pedofilii w Kościele, którzy – jak sugerują informacje ze śledztwa Mariusza Zielke – współpracowali z prawnikiem wykorzystującym ofiary do czerpania nieuczciwych korzyści finansowych.
Wesprzyj nas już teraz!
Same media, do których próbował dotrzeć Zielke, nie tylko zlekceważyły sprawę, ale i teraz albo nadal milczą (bo i wstyd się odzywać!) albo wręcz idą w zaparte, tak jak widzimy to w portalu press.pl (jednym z bardzo niewielu, które w ogóle napisały o premierze), gdzie dowiadujemy się, że film Bagno przyniesie „więcej szkód niż pożytku”, a jego autor ma… „obsesję” na punkcie demaskowania inercji mediów głównego nurtu w sprawie pedofilii innej niż kościelna.
Warto zwrócić uwagę na język użyty w press.pl, w którym jak mantra powraca formuła „niezależne media” (cokolwiek miałoby to oznaczać) w odniesieniu do tych, które odmówiły zajęcia się sprawą. Kiedy natomiast mowa o jedynym redaktorze naczelnym, który zgodził się wystąpić w filmie – Bogusławie Chrabocie z „Rzeczypospolitej” – to nagle pada określenie po prostu „duża redakcja”.
Warto przytoczyć słowa redaktora Chraboty, które posłużą jednocześnie za krótką recenzję dokumentu. – Zdecydowałem się wystąpić, bo w „Rzeczpospolitej” do tematu rozliczenia z pedofilią podchodzimy naprawdę poważnie. Jakim zresztą byłbym redaktorem naczelnym, gdybym tego samego dnia drukował raport Tomasza Krzyżaka o pedofilii w Kościele i odmawiał wypowiedzi o karaniu pedofilów? Uznałem, że to konieczne i zaufałem autorowi filmu. Jak się okazało, nie zawiódł mnie. Co do kwestii pedofilii w środowiskach artystycznych, to w istocie temat trudny i okryty szczelniejszą zasłoną, niż pedofilia w Kościele. Więcej tu mętnej wody, prywatnych układów. Najlepszym dowodem jest sprawa Krzysztofa S. To się wlecze od lat i jest bolesne. Dla samego S. i środowiska. Kwestia powinna być ostatecznie wyjaśniona, a S. albo potępiony, albo oczyszczony z zarzutów. W zamian mamy niekończący się serial podejrzeń. Osobiście czekam na moment, kiedy doczekamy się sprawnego instrumentu karania bez względu na przynależność środowiskową pedofilów – mówi naczelny „Rzeczpospolitej”.
Co jest ciekawe, to to, że Mariusz Zielke jako osoba niezwiązana z Kościołem ani z szeroko pojętą konserwatywną stroną środowiska medialnego, bardzo uczciwie potraktował kwestię nagonki na Kościół prowadzonej przy okazji zbrodni popełnianych przez księży. Motyw ten powraca w filmie kilkukrotnie, można wręcz powiedzieć, że jednym z elementów jego przesłania jest próba uwrażliwienia, że problem jest znacznie szerszy, a media nierzadko były dotychczas zainteresowane bardziej pogrążeniem Kościoła niż pociągnięciem przestępców do odpowiedzialności. Film pokazuje przy okazji zatrważający rys społeczny, gdyż wokół pedofila Krzysztofa Sadowskiego było mnóstwo osób, które przez długie lata ignorowały krzywdę, jaką zadawał dzieciom.
Przez cały czas, gdy oglądałem film, narzucało mi się jednak pytanie: Dlaczego autor zwracał się wyłącznie do liberalnych i lewicowych mediów?
Dlaczego nie zwrócił się do mediów państwowych, to wytłumaczył sam w jednym z wywiadów, mówiąc: Nie mogę im stawiać żadnego zarzutu, bo dzwonili do mnie z TVP, czy nie chciałbym się z nimi spotkać. Od razu się spotkałem. Zaproponowali mi budżet na film, zapraszali do programów, ale odmawiałem. Powiedziałem im, że nie chcę, żeby ta sprawa była wykorzystana w celach politycznych.
Dlaczego natomiast nie zwrócił się do mediów konserwatywnych, o to chętnie bym autora zapytał…
Ale niezależnie od takich czy innych afiliacji, dobrze, że taki film powstał, a kulisy jego powstawania powinny dać wszystkim do myślenia, że wobec zbrodni tak straszliwych i nieodwracalnych jak akty pedofilskie, nie istnieją afiliacje medialne i strony sporów politycznych – istnieje tylko krzywda ofiar i konieczność pociągnięcia zbrodniarzy do odpowiedzialności. Oby film Bagno przysłużył się do tej refleksji.
Filip Obara