Wielokrotnie spotykałem się z osobami, które są potomkami ofiar ludobójstwa ukraińskiego, które mówiły: „Tobie to dobrze, bo ty wiesz, gdzie zapalić znicz; Ty wiesz, w którym grobie leżą twoja mama i tata; Ty wiesz, na który cmentarz masz się udać, a my nie wiemy”. Ja ich rozumiem! Rozumiem ich słuszny żal, ale my musimy im w tym żalu pomóc, aby go ukoić i naprawić to zło, które przez lata im wyrządzali różni politycy czy to ukraińscy, czy polscy, ponieważ nie chcieli doprowadzić do ekshumacji i godnego, chrześcijańskiego upamiętnienia ofiar – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Józef Marecki, historyk i archiwista, profesor nauk humanistycznych, w latach 2016–2023 członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
Księże profesorze, czy 11 lipca 1943 roku, kiedy na Wołyniu miała miejsce „krwawa niedziela” oprócz symbolicznego początku ludobójstwa Polaków, jakiego dokonali Ukraińcy, mieliśmy również do czynienia z początkiem Holocaustu Kościoła katolickiego na tamtych terenach?
Wesprzyj nas już teraz!
Zarówno napady na ludność polską jak i napady zbrojne na kościoły na Wołyniu w tzw. krwawą niedzielę w 1943 roku były równocześnie zbrodnią na narodzie polskim, jak i zbrodnią na Kościele katolickim obrządku łacińskiego.
W większości przypadków w tym dniu – w niedzielę 11 lipca 1943 roku – Ukraińcy zaatakowali wiernych, którzy albo zmierzali do kościołów, albo już w nich przebywali, modlili się, brali udział w Mszy Świętej, albo też wychodzili ze świątyni po niedzielnej modlitwie.
Zresztą tutaj trzeba podkreślić, że mord wołyński został zorganizowany w sposób niemalże doskonały. Na początku miała miejsce dezinformacja ze strony wielu Ukraińców. Polacy widzieli, że Ukraińcy się zbroją, że przygotowują się do czegoś, ale jeszcze w przededniu tej strasznej zbrodni słyszeli zapewnienia od tychże Ukraińców, że to tylko przygotowania do nadejścia armii czerwonej, bądź do walki z Niemcami, czy też do starcia z partyzantką sowiecką.
Czujność naszych rodaków została uśpiona. 11 lipca, kiedy Polacy przebywali w kościołach, kościoły były otaczana przez Ukraińców, którzy strzelali do tych którzy wychodzili, albo jeszcze się modlili. Znanych jest wiele przypadków, kiedy do świątyni Ukraińcy wrzucali granaty, bądź je podpalali.
Trzeba więc powiedzieć wprost: mordowanie Polaków było równoznaczne z mordowaniem Kościoła Rzymsko-katolickiego. Mordowano wiernych i kapłanów; podpalano kościoły, zakrystie, plebanie i kaplice; palono szaty liturgiczne; dewastowano Tabernakula; profanowano Najświętszy Sakrament; niszczono księgi metrykalne i mszalne. Wszystko to było robione z rozmysłem i świadomie. Nie chodziło tylko o zabicie i zamordowanie Polaków. Chodziło o zniszczenie wszystkiego, co Polaków przypominało i stanowiło – przede wszystkim Kościoła Rzymsko-katolickiego.
Proszę sobie wyobrazić, że Ukraińcy niszczyli również polskie cmentarze! Znane są relacje, że Ukraińcy wysadzali w powietrze groby z pomordowanymi, żeby nie było po nich śladu. Niszczono wszystkie miejsca, które przypominały Polaków. Niszczono wszystko, co polskie i co rzymsko-katolickie, żeby wymazać z tego obszaru Polaków i Kościół katolicki obrządku łacińskiego, żeby nie pozostało po nich pół śladu…
A co jeśli 11 lipca w kościele, który został zaatakowany przez Ukraińców byli… Ukraińcy? Oni również zostali zamordowani za to, że byli na Mszy Świętej?
Do świątyń Kościoła Rzymsko-katolickiego oprócz Polaków, którzy byli ochrzczeni w Kościele katolickim obrządku łacińskiego uczęszczali także Polacy, którzy byli ochrzczeni w Kościele prawosławnym, albo też w Kościele Greko-katolickim.
Przychodzili tam również Ukraińcy przede wszystkim ci, którzy pochodzili z małżeństw mieszanych np. mężczyzna był prawosławnym, a kobieta rzymską katoliczką. Zdarzały się przypadki, że Ukraińcy dokonywali selekcji przed mordem – wybierali niektórych, a potem puszczali ich wolno. Najczęściej jednak „za zdradę narodu ukraińskiego” mordowano również Ukraińców, którzy brali udział w Mszy Świętej w obrządku łacińskim.
Napadów dokonywało bowiem „zbrojne ramię”, czyli Ukraińska Powstańcza Armia – ci, którzy jakoś byli przeszkoleni i zdolni obsługiwać broń oraz czerń ukraińska, czyli sąsiedzi Polaków, którzy doskonale orientowali się kto kim jest i bardzo często, kiedy zauważyli np. swojego krewnego w „polskiej świątyni” wyłuskiwali go i ratowali mu życie.
Mordowano także Ukraińców, którzy chronili Polaków, którzy ich ukrywali. Znane są przypadki duchownych prawosławnych, którzy ukrywali Polaków za co zostali zamordowani.
Księże profesorze, pozwolę sobie przytoczyć z pamięci jedną relację z „krwawej niedzieli”: Polacy, próbowali schronić się w kościele przed Ukraińcami. Jedna z Polek zaczęła rodzić. Młoda dziewczyna odebrała poród i pierwsze, co zrobiła, kiedy Ukraińcy zaczęli dobijać się do drzwi świątyni, to podeszła do chrzcielnicy i ochrzciła noworodka. Historia wręcz nieprawdopodobna… Młoda Polka miała wręcz zakodowane, że bez względu na wszystko dziecko musi być ochrzczone…
Ludność kresowa była bardzo religijna. Wierni obrządku łacińskiego Kościoła katolickiego byli ludźmi poddanymi głębokiej katechezie i mieli bardzo głęboką świadomość swojej wiary. Nawet wtedy, kiedy zbliżała się śmierć, kiedy byli już bezradni modlili się, odmawiali akt żalu i pokuty oraz nawzajem przepraszali za grzechy, aby przygotować się do śmierci. Oni na pierwszym miejscu, co brzmi absurdalnie dla ludzi XXI wieku, dla współczesnego zlaicyzowanego świata, stawiali Królestwo Boże i życie wieczne, a sprawy doczesny były dla nich drugorzędne.
Takie historie, jak ta opisana przez Pana, nie były jednostkowymi przypadkami. Mamy wiele relacji o tym, jak polscy katolicy w świątyniach, domach czy klasztorach byli otoczeni przez Ukraińców. Bardzo często Polacy słyszeli od nich: będziecie wolni, jeśli zmienicie wiarę. Tak było chociażby w Lubieszowie, gdzie ponad 100 osób zamknięto w domu, następnie oblano go benzyną, obłożono słomą, a potem powiedziano: „Będziecie wolni, jeśli przyjmiecie prawosławie”. Polacy zaczęli śpiewać „My chcemy Boga” i „Serdeczna Matko” i żaden z nich nie zdradził Kościoła Rzymsko-katolickiego.
Takich męczenników, którzy świadomie i dobrowolnie oddawali życie albo za wiarę, albo w imię miłości bliźniego były tysiące. Najważniejszy była dla nich Chrystus i Jego przykazanie miłości, a nie życie doczesne.
Młoda Polka, o której Pan powiedział też wiedziała chrzcząc tego noworodka, że najpierw trzeba uratować jego życie wieczne, bo ono jest najważniejsze. To była normalna postawa! Tak byli wychowani Polacy mieszkający na Kresach II Rzeczypospolitej.
Czy doczekamy się beatyfikacji ofiar „krwawej niedzieli”?
To bardzo trudne pytanie. Wiele osób, potomków zamordowanych modli się o to. Nie można dokonać zbiorowej beatyfikacji. Kościół katolickie czegoś takiego nie robi. Każde życie, każdy życiorys musi zostać zbadany, każdy przypadek musi zostać rozpatrzony indywidualnie, ale czekamy żeby wykonano ten pierwszy krok i o to się modlimy. Polacy, którzy zginęli na Wołyniu i zostaną wyniesieni na ołtarze są niezwykłymi świadkami miłości Boga, bliźniego i Ojczyzn. Ich postawa to wyżyny świętości i heroizmu.
Módlmy się więc o to, aby jak najszybciej miała miejsce ich beatyfikacja i kanonizacja.
Ukraińcy zanim dokonali ludobójstwa na Polakach poszli do swoich świątyń, gdzie ichniejsi kapłani dokonali poświęcenia siekier, kos, noży, wideł etc., a potem poszli do „polskiego kościoła”, gdzie były te same figury i obrazy świętych, ten sam Najświętszy Sakrament…
Na Wołyniu było bardzo mało grekokatolików. Na Wołyniu byli prawosławni…
Ale był też bp Szeptycki, a on nie był prawosławny…
Zgadza się, ale to wszystko trzeba uporządkować.
Jeśli chodzi o Wołyń, to mamy tam przede wszystkim prawosławnych i rzymskich katolików. Grekokatolików było tam niewielu. Poza Wołyniem na Kresach dominowały ośrodki greko-katolickie, a prawosławnych było niewielu.
Wielokrotnie słyszałem pytanie: jak to możliwe, że ludzie wierzący w tego samego Boga, przyjmujący te same sakramenty, żyjący razem z rzymskimi katolikami, modlący się przy tych samych obrazach, figurach etc. dokonali tak potwornej zbrodni.
Odpowiedź wbrew pozorom jest niezwykle prosta a podał ją wiele lat temu bp Grzegorz Chomyszyn. Hierarcha ten powiedział wprost: wśród Ukraińców zapanowała herezja chorej ideologii. Ukraińcom wmówiono bądź narzucono przy wsparciu i akceptacji wielu duchownych takich jak Szeptycki ideologię, która na pierwszym miejscu stawiała naród i tylko naród. Nie Pana Boga, ale naród.
W dekalogu ukraińskiego nacjonalisty przeczytamy, że na pierwszym miejscu stoi naród. Mamy więc kult narodu. Naród jest bożkiem!
Błogosławiony bp Grzegorz Chomyszyn przestrzegał zarówno Szeptyckiego jak i innych hierarchów i wiernych, że nie można ulec propagandzie narodowo-socjalistycznej ukraińskiej. Bp Chomyszyn mówił wprost, że na pierwszym miejscu ma być Pan Bóg i Jego prawo.
Nacjonaliści ukraińscy głosili coś zupełnie innego, że to naród jest bożkiem i niestety ludzie im uwierzyli, a efektem było ludobójstwo Polaków.
I tutaj dochodzimy do najważniejszej kwestii z dzisiejszego punktu widzenia: jak Polak-katolik ma na to wszystko patrzeć? Czy katolik może w ogóle przebaczyć taką zbrodnię jak rzeź na Wołyniu? Jak wybaczyć, skoro ze strony ukraińskiej nie został spełniony ani jeden warunek dobrej spowiedzi?
Katolik zawsze wybacza! W prawdziwym katolicyzmie jest miłość Boga i bliźniego i wynikające z nich przebaczenie. Nie ma katolicyzmu bez przebaczenia.
My – katolicy obrządku łacińskiego – przebaczamy. Mamy wielu świętych, którzy umierając pod ciosami, pod nożami, pod siekierami przebaczali swoim oprawcom. Ostatnie wielkie przebaczenie, które powinno dać nam do myślenia to Jan Paweł II i Ali Agca.
Przebaczenie to postawa katolicka. Przebaczenie to postawa, która zawsze musi być po naszej, katolickiej stronie.
Wiem, że ciężko to czytać dzieciom czy wnukom ofiar ukraińskich nacjonalistów. Wiem jak niełatwo mówić im takie rzeczy. Wiem również, że w głębi serca oni przebaczyli, bo inaczej nie mogliby brać udziału w Sakramentach Świętych, nie mogliby być katolikami.
Przebaczenie nie jest równoznaczne z żalem. O co Polacy mają żal do Ukraińców? Mamy żal i pretensje o to, że nasi rodacy nie zostali odnalezieni, godnie pochowani i upamiętnieni. O to mamy żal, ból i łzy.
Wielokrotnie spotykałem się z osobami, które są potomkami ofiar ludobójstwa ukraińskiego, które mówiły: „Tobie to dobrze, bo ty wiesz, gdzie zapalić znicz; Ty wiesz, w którym grobie leżą twoja mama i tata; Ty wiesz, na który cmentarz masz się udać, a my nie wiemy”. Ja ich rozumiem! Rozumiem ich słuszny żal, ale my musimy im w tym żalu pomóc, aby go ukoić i naprawić to zło, które przez lata im wyrządzali różni politycy czy to ukraińscy, czy polscy, ponieważ nie chcieli doprowadzić do ekshumacji i godnego, chrześcijańskiego upamiętnienia ofiar.
To jest jedna strona medalu – strona polska. Jest jednak i druga strona, czyli strona ukraińska. Ja nie mogę wchodzić w duszę ukraińską. Naród ukraiński musi sam się z tym zmierzyć, on sam musi upaść na kolana, uderzyć się w pierś i powiedzieć „Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. My nie możemy ich do tego zmuszać, nie możemy ich bić, boksować, aby oni padli na kolana i przeprosili. Jako chrześcijanie my musimy im przebaczyć. Ich żal musi być szczery i prawdziwy, a nie wymuszony. Musimy się modlić o to, żeby Ukraińcy dostąpili łaski przebaczenia. Być może Ukraińcy nie są jeszcze na to gotowi; być może Ukraińcy w ogóle nie zdają sobie sprawy, że żyją w grzechu jako naród. Nie wiem, jak powiedziałem – nie mogę wchodzić w ukraińską duszę. Powtórzę jednak: oni sami muszą dokonać pokuty, oni z własnej winy muszą upaść na kolana i z własnej inicjatywy szczerze uderzyć się w pierś.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek