Policyjne syndykaty zostały zaproszone 27 lipca do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na rozmowy. To efekt buntu policjantów i pokłosie fali zamieszek na przedmieściach francuskich miast z przełomu czerwca i lipca. Zapalnikiem protestu były oskarżenia czterech policjantów o pobicie młodego mężczyzny w Marsylii na marginesie zamieszek, jakie wybuchły po interwencji policji wobec młodocianego recydywisty Nahela i jego śmierci w Nanterre. Jeden z funkcjonariuszy trafił do aresztu tymczasowego, co jego koledzy uznali za skandal. W tym samym czasie prokuratura i sądy dość łagodnie traktują samych uczestników zamieszek, którzy atakowali m.in. policjantów. Tymczasem funkcjonariusze są ciągle oskarżani o przemoc, czy o rasizm.
Protest policji ma wsparcie społeczne, ale nawet sam dyrektor generalny policji krajowej Frédéric Veaux w wywiadzie dla „Le Parisien” powiedział, że „przed ewentualnym procesem, policjant nie powinien zostać umieszczony w areszcie”. Przeciw tym słowom zaprotestowała lewica, ale też Najwyższa Rada Sądownictwa (CSM), która uważa, że jest to ingerencja w „niezależne sądy”.
Tymczasem od kilku dni w Marsylii trwa „strajk włoski”, czyli spowolnienie działań funkcjonariuszy i ograniczeniem się w pracy do wykonywania ściśle poleceń służbowych. Kilkuset policjantów wzięło też zwolnienia lekarskie.
Wesprzyj nas już teraz!
Czarę goryczy przelało postawienie czterem funkcjonariuszom podejrzanym o pobicie młodego mężczyzny w Marsylii zarzutów „umyślnej przemocy”. Podczas zamieszek w nocy z 1 na 2 lipca w centrum Marsylii mieli pobić 21-letniego Hediego, który został ranny. Ów Hedi twierdzi, że był w Marsylii tylko po to, żeby odwiedzić przyjaciół i nie brał udziału w zamieszkach. Po ataku spędził kilka dni w szpitalu.
Policja francuska do łagodnych nie należy, ale ważny jest tu kontekst wydarzeń, w których to głównie sami funkcjonariusze byli celem ataków. Absurd polega na tym, że młodociani przestępcy pozostają przy tym niemal bezkarni, a funkcjonariusze trafiają do aresztu. Policyjne związki zawodowe sprzeciwiają się zwłaszcza pozbawieniu wolności ich kolegi. Związki Alliance Police i Unsa Police mówią nawet o „niezrozumiałej decyzji”, podkreślając, że „tymczasowe aresztowanie jest przecież środkiem wyjątkowym”. Ich zdaniem to tylko ośmieli młodych bandytów z przedmieść, wspartych przekonaniem o swojej racji, do kolejnych ataków na siły porządkowe.
Nie można też wykluczyć, że rząd będzie chciał złożyć na ołtarzu chwilowego spokoju ofiarę właśnie z policjantów, by uspokoić rozgorączkowane umysły chuliganów z przedmieść. W sumie pół tysiąca policjantów przebywało na zwolnieniach lekarskich w departamencie Bouches-du-Rhône, z czego ponad 400 w samej Marsylii.
„Marsylia była detonatorem!” – mówią francuscy policjanci i ich protest zaczął się rozszerzać także na inne miasta. W ostatnich dniach do podobnych historii doszło też w Nicei. 26 lipca jeden na czterech policjantów przebywał na zwolnieniu lekarskim w imię solidarności z kolegami z Marsylii. Zebrali się przed głównym komisariatem policji miasta, aby wesprzeć swojego kolegę z Marsylii, więzionego od 21 lipca. Policja nie ma prawa do demonstracji, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby funkcjonariusze zgromadzili się w jednym punkcie w milczeniu. Akcję wsparł policyjny związek zawodowy Unit SGP.
Ich niezadowolenie budzą także „niezależne sądy”, które tak łatwo zwalniają młodocianych bandytów od odpowiedzialności. „Nie chcę wrzucać wszystkich do tego samego koszyka, ale bądźmy szczerzy. Na dziś jest część sędziów, która nienawidzi policji” – stwierdził Laurent Martin de Fremont, delegat departamentalny związku w regionie Alpes-Maritimes. Dodaje, że jest „zmęczony walką z systemem, który niczego nie chce usłyszeć”. „Prosimy o więcej uwagi. Bez nas kraj już nie działa, a Marsylia była detonatorem” – dopowiada inny funkcjonariusz.
Policjanci narzekają także na warunki pracy, brak szacunku ze strony władzy, przemęczenie, piętnowanie ich służby przez polityków. „Wcześniej zastanawialiśmy się, czy nie zginiemy, teraz zastanawiamy się, czy nie zakończymy dnia służby w więzieniu” – mówi kolejny z nich. W Lyonie także policjanci, którzy nie wzięli zwolnienia, wykonują tylko minimum obowiązków i to tylko najpilniejsze zadania. 25 lipca z 39 patroli normalnie działających w mieście, na ulicach wyjechały tylko dwa. Komisariat policji Saint-Augustin został zamknięty z powodu braku personelu, a podobnie sytuacja wyglądała na komisariacie Ariane. Sprawa stałą się na tyle groźna dla bezpieczeństwa publicznego, że MSW Darmanin zdecydował się na rozmowy.
Bogdan Dobosz
https://pch24.tv/francja-plonie-migranci-na-ulicach-mowimy-jak-jest-bez-cenzury/
Czy to już regularna wojna domowa? Francja w ogniu islamskich imigrantów! [ZDJĘCIA]