„Z okazji Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie można było usłyszeć po raz kolejny, że przyszłość świata, w tym Kościoła, zależy od młodych. Jest oczywiste, że za 20 lat dzisiejsi uczniowie szkół średnich i studenci będą 30- i 40-latkami. No, ale co z tego miałoby wynikać? Czy wówczas powiemy, że przyszłość już nie do nich należy, bo się trochę zestarzeli, tylko do nowego pokolenia nastolatków i 20-latków?”, pyta na łamach tygodnika „Idziemy” ks. prof. Dariusz Kowalczyk SJ.
Duchowny zwraca uwagę, że jednym z głównych działań we współczesnym świecie jest schlebianie młodym ludziom. Jego zdaniem niestety nie chodzi tutaj o jakąś „pozytywną motywację”, by pomóc wykrzesać z młodych dobro, które w nich jest. „Dzisiaj schlebianie młodym jest często formą manipulacji ze strony starych, którzy chcą młodym sprać mózgi, uformować ich wedle pewnego szablonu, zrobić z nich reagujących na reklamę konsumentów”, wyjaśnia.
W dalszej części swoich przemyśleń jezuita podkreśla, że sceptycznie przyjmuje retorykę typu „Młodzi mówią nam dziś to i tamto. Młodzi oczekują od Kościoła tego i tamtego”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Robi się jakieś ankiety i sondaże, a potem i tak się oczekuje, że młodzi najbardziej pragną tego, co już wcześniej za najważniejsze uznali starsi i mądrzejsi. Nierzadko okazuje się, że ci, którzy najgłośniej opowiadają, jak bardzo są zasłuchani w głos młodzieży, zdecydowanie preferują środowiska wychowane na mediach liberalno-lewicowych, a całą resztę wrzucają do worka z takimi etykietami, jak: konserwatyści-nacjonaliści, tradycjonaliści, czy nawet faszyści. Z drugiej strony niektórzy młodzi mniemają, że są słuchani, a tak naprawdę owi młodzi mówią tylko to, co im wcześniej sprytnie zasugerowano. W tym przypadku starsi nie słuchają, a jedynie jakby sprawdzają, czy wszystko idzie zgodnie z planem”, podsumowuje ks. prof. Dariusz Kowalczyk.
Źródło: tygodnik „Idziemy”