Bilety komunikacji miejskiej w Krakowie będą zwierały informację o śladzie węglowym przejazdu. Co więcej, dane zostaną podane w zestawieniu z obliczoną przez ratusz średnią emisją CO2 podróży samochodem. Czyżby narracja o „walce ze smogiem”, służąca wyrzucaniu kierowców z miasta, ustąpiła już oficjalnie „walce ze zmianami klimatu”?
Jak poinformowały w poniedziałek władze Krakowa, na biletach papierowych oraz w aplikacji mobilnej znajdzie się komunikat: „Wybierając komunikację miejską zamiast samochodu, ograniczasz 7-krotnie emisję CO2 każdego dnia. Twoja średnia dzienna podróż to tylko 0,07 kg CO2”. Taką informację będzie można przeczytać także w języku angielskim.
Wiceprezydent miasta Andrzej Kulig wyjaśnił podczas briefingu, że dodanie napisu na bilecie oraz w aplikacji mobilnej ma wyraz symboliczny i jest częścią kampanii edukacyjnej wpisującej się w założenia trwającego właśnie Europejskiego Tygodnia Mobilności.
Wesprzyj nas już teraz!
„Każdy środek transportu ma swoje wady i zalety. W tej inicjatywie nie chodzi o to, żeby optować tylko za jednym z nich, a inne wykluczać. Rolą miasta jest stworzenie wszystkim, którzy chcą się poruszać różnymi środkami transportu, odpowiednich do tego możliwości, żeby mieli wybór, żeby w sposób bezpieczny, korzystny dla siebie i możliwie szybki mogli podróżować po mieście” – wyjaśnił Kulig.
Niestety, mimo zapewnień wiceprezydenta, Kraków od kilku lat prowadzi otwartą politykę wykluczania komunikacyjnego kierowców samochodowych. Wystarczy wymienić takie inicjatywy jak Strefa Czystego Transportu, pozbawiająca prawa do wjazdu samochodem w granice miasta ok. 100 tys. mieszkańców, konsekwentne likwidowanie miejsc parkingowych czy zwężanie ulic kosztem ścieżek rowerowych.
Andrzej Łazęcki, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej i Klimatu Urzędu Miasta Krakowa wprost uzależnił pozbywanie się kierowców z miasta od poprawy tzw, śladu węglowego Krakowa. „W przypadku Krakowa możliwe jest 7-krotne zmniejszenie śladu węglowego pod warunkiem korzystania z komunikacji miejskiej i rezygnacji z indywidualnej podróży samochodem” – podkreślił.
„Co ważne, ten ślad węglowy nie został policzony na podstawie ogólnopolskich czy europejskich danych, tylko w oparciu o to, z czym faktycznie mamy do czynienia w mieście, na podstawie lokalnych danych dotyczących krakowskiego transportu zbiorowego w zestawieniu z ruchem samochodem, który odbywa się na naszych ulicach” – dodała z kolei pełnomocniczka prezydenta Krakowa ds. edukacji klimatycznej Ewa Całus.
W dotychczasowej narracji, powód usprawiedliwiający ograniczenie ruchu samochodowego w mieście stanowiła konieczność obniżenia poziomów smogu czy chęć zwiększenia przepustowości w godzinach szczytu. Najwyraźniej teraz urzędnicy postawili przedstawić problem w skali globalnej. Tylko czy nie o to chodziło od samego początku?
PAP / oprac. PR