Feministki z Hiszpanii poparły organizacje katolickie w protestach przeciwko obowiązującym od marca przepisom tzw. ustawy trans. Kościół już rok temu przestrzegał przed forsowaniem ideologii gender w hiszpańskim porządku prawnym, szczególnie niebezpiecznej dla kobiet i dzieci.
W dokumentach złożonych w drugiej połowie września do struktur administracji rządowej, m.in. ministerstwa zdrowia, a także ministerstwa ds. równouprawnienia, feministki zaapelowały o zaprzestanie „procederu okaleczania dzieci”. Dodatkowo zwrócono uwagę na wady tej ustawy, która ich zdaniem umożliwia „łatwo i szybko” zmieniać płeć i personalia agresorom seksualnym. Odnotowały, że w sytuacji ich skazania na karę pozbawienia wolności istnieje zagrożenie dla kobiet osadzonych z przestępcą.
Zgodnie z nowymi przepisami, osoby w wieku 14-16 lat mogą w rejestrze stanu cywilnego zmienić imię na odpowiadające płci przeciwnej bez decyzji sądu, ale za przyzwoleniem swoich rodziców lub opiekunów. Z kolei po ukończeniu 16 lat można bez ograniczeń rejestrować „nową” płeć w dokumentach urzędu stanu cywilnego. Do zmiany w dokumentach nie potrzeba nawet zaświadczenia o odbywanej „terapii” hormonalnej czy przebyciu tzw. operacji zmiany płci.
Wesprzyj nas już teraz!
Z wejściem w życie nowej regulacji, w wielu urzędach stanu cywilnego zanotowano lawinową liczbę wniosków o zmianę płci ze strony mężczyzn. Cytowani przez media członkowie Stowarzyszenia Chrześcijańskich Prawników przestrzegają, że zbyt łatwa możliwość zmiany personaliów i deklarowanej płci jest wykorzystywana przez wnioskodawców kierujących się złymi intencjami.
Sytuacja w Hiszpanii jest kolejnym przykładem w jaki sposób proces rewolucyjny „zjada własne dzieci”. Sukcesy ruchów feministycznych, skutkujące wprowadzeniem płciowych parytetów i równościowej polityki, utorowały drogę mniejszościom seksualnym, a w szczególności środowisku trans, dążącemu do zniwelowania różnic pomiędzy płciami. Cierpią na tym przede wszystkim kobiety, pokonywane w kobiecych kategoriach przez biologicznych mężczyzn, molestowane seksualnie w toaletach i szatniach, a nawet gwałcone przez męskie „współwięźniarki” w zakładach odosobnienia. W tej narracji biologiczna kobieta jest gorsza w byciu kobietą nawet od mężczyzny.
Kiedy natomiast niegdysiejsze radykalne feministki, odważą się postawić tej jawnej dyskryminacji, nazywane są TERF-kami (ang. trans-exclusionary radical feminism/feminist), „transfobkami”, a nawet – jak w przypadku J.K. Rowling – spotykają się z groźbami karalnymi i cancel culture. Dzisiaj jednak już nikt nie staje w ich obronie; potrzebne Rewolucji na poprzednim etapie, teraz są co najwyżej szkodliwymi hamulcowymi.
KAI / oprac. PR