9 listopada 2023

Hospicjum to życie. To dobra nowina o miłości Boga do każdego człowieka

(fot. Pixabay)

Hospicjum to czysta Ewangelia. To dobra nowina o miłości Boga do każdego człowieka, niesiona przez samarytan naszych czasów –  wolontariuszy hospicyjnych, poprzez ich serdeczną i ofiarną posługę chorym na nowotwory dorosłym i nieuleczalnie chorym dzieciom – mówi ks. Marek Kujawski SAC – założyciel i duszpasterz Hospicjum Królowej Apostołów w Radomiu, od 1987 roku duszpasterz wolontariusz hospicyjny.

Proszę Księdza, hospicjum najczęściej kojarzy się nam ze śmiercią, przygnębieniem, smutkiem… A przecież hospicjum to przede wszystkim życie!

Właśnie. Jest taka fundacja, która woła: „Hospicjum to też życie”. Dla mnie jest to nie do końca adekwatne określenie istoty hospicjum, bo hospicjum to nie jest „też życie”. Życiem jest hospicjum. Powstanie i realizację idei hospicjum zawdzięcza ks. Eugeniuszowi Dutkiewiczowi SAC, o którym się coraz mniej mówi, a przecież to ks. Dutkiewicz założył pierwsze Hospicjum Domowe w Gdańsku w 1983 roku. Dzięki niemu idea samarytańskiej opieki i pomocy terminalnie chorym rozeszła się po całej Polsce.

Wesprzyj nas już teraz!

Czym w ogóle jest hospicjum?

Hospicjum to czysta Ewangelia. To dobra nowina o miłości Boga do każdego człowieka, niesiona przez samarytan naszych czasów –  wolontariuszy hospicyjnych, poprzez ich serdeczną i ofiarną posługę chorym na nowotwory dorosłym i nieuleczalnie chorym dzieciom. 

Kim są wolontariusze?

Wolontariusze to nie tylko ludzie medycznie wykwalifikowani, ale też ci, którzy chcą dzielić się swoim czasem, swoją miłością z chorymi. To ludzie, który chodzą z Bogiem na co dzień. Bije od nich ogromne ciepło, miłość i pokój, a tego nie może dać nam świat. To może dać nam tylko Jezus.

Tyle, że w hospicjach posługujących w duchu idei głoszonej przez ks. Eugeniusza Dutkiewicza, nikt nikogo nie przymusza do żadnej pracy. Idę, bo tak chcę, bo tak mi podpowiada serce, bo chcę uczynić coś dobrego?

W roku 2000 hospicjów wolontaryjnych w stu procentach było w naszym kraju ponad 120. Kiedy w 2002 roku umiera ks. Eugeniusz, nagle wszystko zaczyna się sypać: część hospicjów upada, wielu wolontariuszy znika z horyzontu. Do dziś istnieje 12 hospicjów wolontaryjnych – z tego, co było kiedyś. Na Mazowszu jesteśmy jedynym hospicjum, które we wspólnocie, na zasadzie Ewangelii, i wzorem miłosiernego samarytanina, dzień i noc obsługuje chorych od poniedziałku do niedzieli, od niedzieli do poniedziałku. W Boże Narodzenie, w Wielkanoc. Nie mamy żadnych przerw jeśli chodzi o opiekę nad chorymi, nawet w pandemii nie leczyliśmy, nie badaliśmy, nie przepisywaliśmy leków przez telefon. Nikt z nas się nie zaraził, nikt z nas nie umarł, a nasi podopieczni byli maksymalnie, jak się tylko dało, zaopiekowani.

Na tym polega miłość…

Ks. Eugeniusz kładł nacisk nie tylko na chorego, ale również na pomoc rodzinie kiedy w domu jest chory człowiek. Szkoda, że wiele ośrodków dziś działających – nazywających się hospicyjnymi czy paliatywnymi – zajmuje się jedynie chorym. My, kiedy jedziemy do chorego, to już przy zgłoszeniu mówimy, że chcemy się spotkać ze wszystkimi, którzy tego chorego kochają.

Piękne zaproszenie do spotkania! 

Tak, robimy to na wzór ks. Eugeniusza, który był moim starszym współbratem ze Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego i wiele fajnych rzeczy dotyczących posługi hospicyjnej mi opowiedział, zanim opuścił ten świat.

A jak to wygląda w praktyce?

Czasami przychodzą dwie osoby, trzy, czasami dziesięć czy dwadzieścia pięć, a raz pamiętam, że przyszło pół wsi (śmiech). Pewna babcia mi tłumaczyła, że słyszeli, że ksiądz przyjedzie, będzie się modlił, będzie Msza św., więc przyszli wszyscy żeby się pomodlić, bo ona taka dobra była. 

I pięknie…

Tak, pięknie. Siedziałem na prowizorycznym siedzeniu, oparty o wiejskie ogrodzenie (dobrze, że było ciepło i nie padał deszcz) prawie dwie godziny i spowiadałem tych, którzy przyszli, bo później Msza Święta i wielu z przybyłych mogło za chorą ofiarować Komunię Świętą.

Co później?

Rozmawiamy na luźne tematy, później lekarz zaczyna badać chorego, pielęgniarka podłącza kroplówkę bądź opatruje ranę. Moim zadaniem jest wytłumaczenie ludziom, którzy przyszli, o co tu chodzi. Dowiadują się, że jesteśmy zespołem, że wzajemnie się wspieramy, a przy tym – pomagamy rodzinie. Jestem też od tego, żeby ludzie się wyspowiadali.

I jak?

Najczęściej wszyscy się spowiadają. Oczywiście dowiaduję się, że ktoś nie był pięć lat czy dziesięć u spowiedzi, ale czasem też nie był sześćdziesiąt pięć lat – od I Komunii Świętej, i dlatego się teraz boi… Natomiast, jeśli ktoś z tej wspólnoty rodzinnej pójdzie do spowiedzi i pójdzie ten, kto miesiąc temu był u spowiedzi to pójdą i ci, którzy nie byli kilka czy kilkadziesiąt lat. I w ten sposób rzucamy sieci i łowimy ryby.

Jakie rozmowy są dla Księdza najtrudniejsze?

Co to znaczy najtrudniejsze? Wszystkie są trudne…

Najbardziej chyba zawsze boli cierpienie maleńkich dzieciątek…

Miesięczne dziecko, przebadane od stóp do głów, bardzo rzadka choroba, kilka przypadków tylko w Polsce… A dziecko ma żyć pięć/sześć tygodni i umrzeć. Rodzice zgłosili do hospicjum i zaczęliśmy jeździć do dziecka, 40km. Raz dziennie, dwa, trzy razy dziennie – i w nocy, i nad ranem, o różnych porach – żeby pomóc dziecku, aby żyło jak najdłużej. Jeździmy, jeździmy, mija pięć, sześć tygodni, mija rok, mamy tort z jedną świeczką.  

Niesamowite…

Jeździmy dalej, mamy tort z trzema świeczkami. Jeździmy dalej, jest już sześć świeczek. Jeździmy dalej, dziecko ma dziesięć lat. Jest uroczystość, dziecko przyjmuje I Komunię świętą. Mija pół roku i dziecko odchodzi… Uważam to za wielki nasz sukces, przy dziecku byli rodzice, dziadkowie… Rodzice tego dziecka są dla mnie bohaterami, wymieniali się w opiece nad dziewczynką. Dziewczynka żyła nie sześć tygodni tylko dziesięć i pół roku, a kiedy miała osiem lat – urodził się jej braciszek. Dziewczynka umarła, synek ma ponad dwa latka i jest całym światem rodziców.            

Ksiądz ma ogromne doświadczenie w pracy w hospicjum, ale i w budowie tak potrzebnego miejsca… Od czego się zaczęło? 

W latach 1987 – 2003 w Szczecinie i na Pomorzu Zachodnim zorganizowałem całościową opiekę dla chorych na nowotwory: dzieci, młodzieży i dorosłych. Wraz z wolontariuszami medycznymi i niemedycznymi stworzyłem Hospicjum Domowe dla mieszkańców Szczecina i osób zamieszkujących w promieniu stu kilometrów. Otrzymaliśmy od władz miasta w 1992 roku zdewastowany i rozpadający się obiekt z 1904 roku, 2500m2 nadający się tylko do rozbiórki, by po 5 latach remontu w 1998 roku oddać chorym i ich rodzinom pierwszy w historii Dom Hospicyjny na Pomorzu Zachodnim. Do dziś jest jedynym w Szczecinie hospicjum stacjonarnym – wówczas z poradnią hospicyjną, poradnią uśmierzania bólu, poradnią obrzęku limfatycznego, poradnią ozonoterapii, poradnią dla osób osieroconych – z konkretnym wsparciem szczególnie dzieci. Można oglądnąć TUTAJ.

I rozpoczęła się misja w Radomiu?

Z woli przełożonych zostałem skierowany do posługi hospicyjnej w Radomiu. W listopadzie 2003 roku utworzyłem wraz z wolontariuszami Domowe Hospicjum, posługujące w Radomiu i pięciu okolicznych powiatach.

Skąd pomysł na „Wioskę hospicyjną”?

Z doświadczenia ponad 30 lat posługi. To jest realna odpowiedź na zauważone potrzeby chorych, ich rodzin i opiekunów. Każdy chory ma swoistą własną sytuację i potrzeby, chcemy indywidualnie podejść do każdego podopiecznego. Każdy człowiek jest tego wart, by go zauważyć i zaradzić jego „biedzie ”.

Ile jest potrzebnych pieniędzy, żeby „Wioska hospicyjna” mogła działać?

To duża inwestycja, która obejmuje nie tylko hospicjum stacjonarne, ale również całe zaplecze dla hospicjum domowego. To ośrodek formacyjno – szkoleniowy, hospicjum perinatalne, dzienny pobyt z rehabilitacją, poradnie leczenia bólu, obrzęku limfatycznego, odleżyn… To również hostel. Z racji tego, że materiały budowlane poszły bardzo w górę, potrzebujemy ponad 60 mln złotych aby inwestycja mogła zacząć działać.

Ile w tym prawdy, że – czołowi politycy – nie są zainteresowani wsparciem „Wioski hospicyjnej”?
Prawdą jest, że odbijamy się od wielu drzwi osób decyzyjnych, wpływowych z przykrym doświadczeniem: „… a kogo to obchodzi!?…”. Nawet jeśli się uda spotkać z taką ważną osobą to reakcja jest jedna: „Nic nie możemy pomóc…”, „Przepisy nie pozwalają…”, „Działajcie dalej, bo jest to szlachetne co robicie, ale nam nic do tego”, „Tak, choroba i umieranie istnieją, ale mnie nie dotyczą…”. Mam wrażenie, że wielcy tego świata zawsze sobie poradzą, a przynajmniej tak myślą, ale tu chodzi o pomoc dla tych, którzy nie mają wpływów, znajomości, dużych pieniędzy… Ja nie wymagam, by ktoś z nich pochylał się nad chorymi, my to robimy, ale trzeba nam pomóc finansowo. Trzeba nam pomóc pomagać.

„Po owocach ich poznacie”… Nikt z polityków nie znalazł w ciągu dnia pół godziny, żeby porozmawiać? Przecież to wstyd…

Owszem, spotkał się z nami wojewoda mazowiecki – Konstanty Radziwiłł i stwierdził po kilkudziesięciu minutach rozmowy, że jako prywatne hospicjum nie możemy liczyć ani na środki z budżetu ani na środki unijne. Ostatnio sekretarka nowego wojewody mazowieckiego Tobiasza Bocheńskiego w odpowiedzi na pismo z hospicjum i wielu tygodniach oczekiwania na odpowiedź, poinformowała nas telefonicznie, że wojewoda nie chce się z nami spotkać. Spotkał się z nami także trzykrotnie Marszałek Województwa Mazowieckiego Adam Struzik i niestety nic z tego nie wynikło do dnia dzisiejszego. A nawet przyjął nas dyrektor biura politycznego Premiera – Krzysztof Kubów i cisza totalna. Dodam, że i posłowie i senatorowie z ziemi radomskiej nie są zainteresowani by pomóc naszemu  hospicjum.

Bardzo to przykre. Tak jakby wszyscy żyli w przekonaniu, że będą wiecznie młodzi, zdrowi, piękni? Nie ma znaczenia posługa wolontariuszy?

Wygląda na to, że nie ma. Od dwudziestu lat leczymy, pielęgnujemy i opiekujemy się ciężko chorymi dziećmi, młodocianymi i dorosłymi. Nie jest to opieka od czasu do czasu, tylko całodobowa. Nikt z nas się nie zastanawia, kiedy jest potrzeba zapewnienia opieki samotnej, bardzo chorej osobie. Służymy choremu do ostatniego dnia często do ostatniego oddechu, gdyż jesteśmy u chorych także w czasie agonii.   

Czym według Księdza jest spowodowana ta obojętność na drugiego, zwłaszcza dla starszego człowieka?

Brak wychowania w rodzinie do służby, poświęcenia, izolowanie dzieci od chorych, potrzebujących pomocy i wsparcia. Szkoła też nie spełnia swej wychowawczej roli. Ludziom się poprawił byt. Tylko liczą się przyjemności, wygodnictwo. Życie beztroskie. Ludziom nie jest już potrzebny Kościół, Pan Bóg –  bo przykazania, bo wymagania. Ucieczka od trudu, wysiłku by wesprzeć bliźniego.

Co dalej?

To wie tylko Opatrzność. Od dwóch lat stoi hospicjum stacjonarne z basenem rehabilitacyjnym – jedyne takie w Polsce. W czasie głębokiej pandemii trwała budowa, ściągaliśmy potrzebne materiały budowlane aż spod Kluczborka, bo były najtańsze. Przyjechało trzydzieści jeden tirów dwudziestocztero-tonowych. W siedem miesięcy powstało 7500 m2 Hospicjum stacjonarne dla miliona mieszkańców południowego Mazowsza. Każdego roku korzystać będzie tu z pomocy 600-800 chorych. Pracę znajdzie w tym ośrodku ponad 250 osób. Studenci medycyny i pielęgniarstwa z Uniwersytetu Radomskiego odbywać tu będą praktyki, bez konieczności jeżdżenia jak do tej pory do Łodzi, Lublina czy Warszawy.

Opiekujecie się chorymi w promieniu ilu kilometrów?

W 200 tysięcznym Radomiu i pięciu okolicznych powiatach. Pomagamy najbiedniejszym, którzy żyją i mieszkają niejednokrotnie w warunkach uwłaczających ludzkiej godności.

Ile osób będzie mogło skorzystać z pomocy, kiedy „Wioska hospicyjna” zacznie działać?

Jednoczasowo ośrodek będzie przyjmował 64 osoby, ale na razie jest ryzyko, że budowa zostanie wstrzymana ze względu na brak środków finansowych.    

Każdy z nas – kto będzie chciał – może pomóc. Jak najprościej to uczynić?

Można pomóc na wiele sposobów. Jednym z nich jest przekazanie ofiary na nr konta budowy: 80 9132 0001 0001 6848 2000 0020. 

Dziękuję za rozmowę

Marta Dybińska

Opieka hospicyjna – to właściwa odpowiedź na zło eutanazji. Niezwykła historia życiem pisana

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(5)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 311 931 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram