Przesłanie Marszu Niepodległości kojarzy się z krytyką podporządkowania państwa zagranicznym ośrodkom decyzyjnym, sprzeciwem wobec ojkofobii i manifestacją szacunku dla cywilizacji łacińskiej. Od dwóch lat w przekazie zgromadzenia gości też zupełnie nowy antagonista – znany dobrze młodszym uczestnikom: to patocelebryci – ekscentryczne „gwiazdy” cieszące się coraz większą popularnością w polskim internecie. Podczas tegorocznej edycji materiały ostrzegające przed ich działalnością zawisły na Moście Poniatowskiego, a uczestniczy przemarszu przypomnieli, że miejsce dla tych młodzieżowych idoli znajduje się na społecznym marginesie. To kolejna odsłona walki środowiska narodowego ze zdemoralizowanymi „elitami”. Ich działalność, choć niespektakularnie, to skutecznie osłabia moralną kondycję Polaków.
„Generalnie nie lubimy syfu” – mówił znacznych rozmiarów baner, nawiązujący do akronimu GNLS, skrótu znanej antykomunistycznej maksymy „Good Night Left Side”. Transparent, powiewający nad głowami patriotów przechodzących pod Mostem Poniatowskiego, przedstawiał człowieka wyrzucającego do śmietnika logotypy organizacji przygotowujących walki w klatkach z udziałem internetowych sław. Dziś to jeden z głównych kręgów, wokół którego skupili się „patocelebryci”. „Influencerzy” przyciągają masową uwagę młodych podczas gal, które ze sportem łączy niewiele. Przy okazji rozgrzewają często emocje wokół swoich personalnych sporów i rozwiązują konflikty na ringu – w amatorskiej bijatyce …
Odniesień do aktywności patocelebrytów nie brakowało także w skandowanych hasłach. Organizatorzy podkreślali, że produkowane przez nich treści mają druzgocący wpływ na młodzież – przywołując m.in. pedofilski skandal, jaki wybuchł niedawno wśród najbardziej rozpoznawalnych twórców na polskim „Youtubie”. Przypomnijmy: Obserwowany przez miliony widzów „Stuart Burton miał według relacji komentatorów utrzymywać relacje erotyczne z dziewczętami poniżej 15 roku życia. O niedopuszczalnym zachowaniu kolegi wiedziało ponoć wielu sławnych wśród młodszych odbiorców internetu twórców. Wiedzieli, nie powiedzieli…
Wesprzyj nas już teraz!
Za wyjątkiem tego wypadku influencerzy nie należą jednak do milczących. Przeciwnie – monetyzują skupioną wokół nich uwagę i mają wiele do powiedzenia: prowadzą vlogi, prezentują w internecie swoje życie prywatne. Dzielą się „przemyśleniami” i doświadczeniami. Niektórym zdarza się nagrywać „piosenki”, których atutem ma być nasycony erotyczną treścią tekst – wartość muzyczna odgrywa już rolę drugoplanową. W każdej z tych działalności nowe gwiazdy młodzieży epatują skłonnością do przekraczania granic i szukają atencji dzięki skandalowi. Taki styl bycia – choć powinien być właściwy marginesowi, przyciąga coraz większą uwagę młodych… z egzotycznego ekscentryzmu przekształcając się w atrakcyjną normę.
Błędem byłoby sądzić, że to zjawisko wzięło się znikąd. Zgodnie z ludowym powiedzeniem „jabłko niedaleko pada od jabłoni… W tym wypadku proroctwo zawarte w porzekadle rzeczywiście się sprawdza. Zainteresowanie patocelebrytami to późny owoc trendu powszechnego już w poprzednich pokoleniach – zachwycania się życiem prywatnym sław showbiznesu i telewizji. Dla niejednego rodzica regularne śledzenie kariery salonowych gwiazd było przecież oczywistością i lubianą rozrywką…
Od dekady żyjące w odrealnionym świecie „gwiazdy”, którym rozpoznawalności nie zapewnił żaden atut, a jedynie osobista aura, tworzą nową „elitę” społeczeństwa. Nadają ton trendom, modom – kreują pop- kulturowy wzorzec sposobu bycia. Umieszczenie patocelebrytów w centrum zainteresowania Marszu Niepodległości to kolejna odsłona walki z degeneracją „wyższych sfer”, jaką środowiska narodowe podejmują od lat – w nadziei na znalezienie alternatywnych autorytetów.
Opór wobec wpływu podobnych środowisk na opinię publiczną ma większe znaczenie, niż mogłoby się wydawać. Powszechne poświęcanie uwagi niedojrzałym osobom, których jedynym atutem jest wirtualny wizerunek to coś więcej, niż strata czasu… To przyswajanie jako nęcącego ideału życia oderwanego od pracowitości, obowiązków, trudu dla rodziny – a często prowadzonego w opozycji do tych postaw.
Być może nie myślimy o tym często, ale uwaga innych jest dobrem o szczególnym znaczeniu. Aby ją zdobyć ludzie gotowi są niemało się natrudzić, a poczucie wykluczenia odbija się poważnie na zdrowiu psychicznym. Dążenie do statusu społecznego psychologia uznaje ją za jeden najważniejszych motywów – czynników w kluczowym stopniu wpływających na decyzje i zachowanie.
Powszechnym sposobem, do jakiego ucieka się wielu poszukujących akceptacji jest właśnie naśladowanie sław i utożsamienie się z idolami. Celebryci mają swoich fanów, którzy kupują akcesoria przez nich reklamowane, powielają ich postępowanie i chwalą w mediach społecznościowych. Społeczny szacunek nęci każdego – to w końcu liczne znajomości, a zatem większy wpływ na rzeczywistość, prawdopodobieństwo wsparcia, cenne kontakty. Zdroworozsądkowy schemat mówi, że naśladowanie postaci znajdujących się na świeczniku nam również może zagwarantować awans i poważnie, chociażby poprawiając stosunki z innymi „fanami” tego samego celebryty…
Dziwnie się poważaniu słynnych osób byłoby naiwnością. Wszak od zawsze kolejne pokolenia odwoływały się do wybitnych postaci – wielkich generałów, monarchów, świętych – chcąc iść w ich ślady i naśladując ich obyczaje. … Problem w tym, że dawniej sławy dobywano dzięki szczególnym przewagom – taktycznemu geniuszowi, mistrzostwu artystycznemu, czy szlachetności… Dla osławienia rodu rycerze prześcigali się w wojennym rzemiośle, a dla starożytnych zapisanie się na kartach historii było jednym z kluczowych życiowych dążeń – w zasadzie przyćmiewając wszystkie pozostałe troski obietnicą wiecznej chwały.
Horacy „zbudował pomnik” dzięki swojemu artystycznemu mistrzostwu, rzesze patriotów oddając życie za ojczyznę, kaznodzieje dzięki mądrości i cnocie. Celebryci zamiast zostawiać po sobie podobną pamiątkę kreują swoje karykatury – sławy jednak nie sposób im odmówić. XXI wiek odkrył i usankcjonował zdobywanie powszechnego szacunku dzięki bezwstydowi i przekraczaniu granic. Zamiast pracy nad sobą i doniosłych czynów wystarczy przemóc poczucie własnej godności i robić z siebie błazna w świetle fleszy… Problem w tym, że na tym nie koniec – hołdowanie podobnym postawom popularyzuje je w społeczeństwie – uczy naśladownictwa i czyni z nich pożądaną normę.
Współczesna elita pozostaje zatem – wbrew temu co jej pisane – ośrodkiem gorszenia mas. Minimalizacja wpływu podobnych postaci na młodzież ma kluczowe znaczenie, jeśli chcemy uniknąć jej wychowawczych kontuzji. Pozostaje więc razem z Marszem Niepodległości powiedzieć głośne „nie” patocelebrytom – i szukać szans na budowę alternatywy.
Filip Adamus
Groźna iluzja inkluzji – edukacja włączająca jako metoda na dekonstrukcję oświaty