Propalestyńscy demonstranci zaatakowali biuro laburzystowskiej posłanki z Cardiff, która nie zagłosowała za zawieszeniem broni w Strefie Gazy. Biuro Jo Stevens zostało oblane czerwoną farbą, a na szybach naklejono plakaty ze słowami, że ma ona krew na rękach i popiera zabijanie palestyńskich dzieci.
Do zdarzenia doszło w czwartek wieczorem, dzień po głosowaniach w Izbie Gmin nad dwiema rezolucjami w sprawie konfliktu izraelsko-palestyńskiego – wzywającą do natychmiastowego zawieszenia broni oraz jedynie do przerw humanitarnych. Konflikt na Bliskim Wschodzie mocno dzieli opozycyjną Partię Pracy, a 56 posłów, czyli ponad jedna czwarta klubu, zagłosowała wbrew stanowisku jej lidera Keira Starmera i poparła zawieszenie broni.
Starmer zgadza się w kwestii konfliktu w Gazie z rządem, wskazując, że zawieszenie broni umożliwiłoby Hamasowi przeprowadzanie w przyszłości kolejnych ataków na Izrael.
Jo Stevens, która w laburzystowskim gabinecie cieni jest odpowiednikiem ministra ds. Walii, w czasie głosowania nad zawieszeniem broni wstrzymała się od głosu. – Absolutnie popieram prawo do protestów, ale to, co zrobiono zeszłej nocy, wykroczyło daleko poza to. Jeśli ktoś napisze „morderstwo” na twoich drzwiach, to jest to zastraszające. Ma to na celu zastraszenie, wywołanie strachu i nękanie – powiedziała w piątek w stacji BBC Radio Wales.
Źródło: PAP