Kardynał Tomasz Kajetan zauważył, że gdy człowiek grzeszy – konkuruje z Bogiem, a gdy trwa w grzechu – rodzi się w nim absurdalna pokusa zabicia Boga (bogobójstwo). Potwierdzenie tego faktu znajdujemy u rozmaitych „wojujących” ateistów – zawsze u początku ich postawy stoi trwanie w grzechu, czyli „zatwardziałość” – mówi ks. prof. Janusz Królikowski w rozmowie z PCh24.pl.pl
Marta Dybińska, PCh24.pl: Księże Profesorze, po co Bóg dał nam przykazania?
Ks. prof. Janusz Królikowski: – Zacznijmy może mało elegancko od odpowiedzi pytaniem na pytanie: A kiedy Bóg dał przykazania człowiekowi? Stało się to w czasie zawierania przymierza Boga z Jego ludem na Górze Synaj po wyzwoleniu go z niewoli egipskiej. Przykazania (prawo Boże), obok kultu Boga i dzieł miłości, są trzema filarami, na których opiera się świat, a także życie człowieka. Tak w II wieku przed narodzeniem Chrystusa, sugestywnie stwierdził rabin Szymon Sprawiedliwy. To wszystko zostało ukazane człowiekowi przez Boga w czasie tego wielkiego aktu, którym było zawarcie przymierza. Jak z biegiem czasu stanie się to coraz bardziej oczywiste, w przykazaniach, ale w ścisłej łączności z kultem i uczynkami miłości, chodzi o wolność człowieka, a w konsekwencji także to, co z wolności wynika, czyli zbawienie. Myślę, że warto zauważyć, w nawiązaniu do tradycji żydowskiej, że nie należy traktować przykazań w sposób wyizolowany, bo nie tylko od nich zależy wolność człowieka, a więc i jego szczęście.
Wesprzyj nas już teraz!
Zauważmy, że w dzisiejszych modlitewnikach i katechizmach popełnia się pewien błąd. Dawniej, zgodnie z tradycją biblijną, gdy podawano Dekalog, zaczynano od formuły: „Jam jest Pan, Bóg Twój, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej”. Dzisiaj niestety tę ważną formułę, która stanowi część Dekalogu i ukazuje jego właściwy sens, pomija się milczeniem.
Czasami nawet nam – katolikom – wydaje się, że w Dekalogu są same nakazy i zakazy, ale z drugiej strony wiemy, że życie zgodnie z Dekalogiem to droga do prawdziwego szczęścia. Chociaż wcale nie łatwa…
– Przepisy prawa, także prawa Bożego, muszą wyrażać się w formie konkretnej, a więc także odwołując się do języka zakazów i nakazów. Nie oznacza to zamykania człowieka w jakiejś gęstej siatce przepisów, ale o pewne ukierunkowanie ludzkich decyzji i wyborów, które są zawsze konkretne. Jest do pewnego stopnia paradoksem, że ludzie w dziedzinach życia cywilnego domagają się jak najściślejszych i opisujących wszystko przepisów, norm i procedur, a w dziedzinie moralności chcieliby tylko jakieś ogólniki. Prawo ogólne nie jest prawem, jest parenezą, czyli zachętą. Prawo Boże także zachęca, ale czyni to w sposób bardzo osobliwy, to znaczy przez pokazanie celu, do którego prowadzi zachowywanie zakazów i nakazów. Tym celem jest szczęście człowieka – to jest wielka obietnica wpisana w trudne wymagania moralne. Ale cóż by to było za szczęście, gdyby się je łatwo osiągało?
Dlaczego przestrzeganie przykazań jest tak ważne?
– Zachowując przykazania, człowiek staje się pełniej człowiekiem. Wymogi opisane przykazaniami odpowiadają rozumnej naturze ludzkiej. Św. Tomasz z Akwinu wyjaśniał kiedyś, że w objawionym prawie Bożym nie ma właściwie niczego, czego nie dałoby się wywnioskować rozumowo z namysłu nad naturą człowieka, a więc co nie wynikałoby z naturalnego prawa moralnego. Jeśli więc przykazania są wypisane w rozumnej naturze ludzkiej, często mówimy „w sercu człowieka”, to ich zachowywaniem człowiek po prostu potwierdza swoje człowieczeństwo, a więc staje się pełniej, odpowiednio do swojej wewnętrznej miary, człowiekiem. Przykazania nie są jakąś kontrybucją płaconą Bogu za dokonane dzieło stworzenia człowieka i za Jego działanie zbawcze. Stając się w pełni człowiekiem, zasługuje on na Bożą przychylność i uczestniczy w dawanym mu przez Boga darze zbawienia.
W jaki sposób powinniśmy patrzeć na przykazania?
– Myślę, że przykazania Boże zasługują przede wszystkim na zaufanie. Od tego zależy w znacznej mierze potem ich zachowywanie. To zaufanie pogłębia się zwłaszcza wtedy, gdy rozpoznajemy, iż są one wewnętrznie związane z życiem ludzkim, z naturą człowieka, jak można powiedzieć bardziej klasycznie. Papież Jan Paweł II często podkreślał, że prawo moralne jest dogłębną odpowiedzią na „prawdę o człowieku”, a także próbą jej głębszego odczytania. Takie antropologiczne widzenie przykazań może okazać się bardzo odpowiednie dla dzisiejszej wrażliwości, która stawia w centrum wszystkiego człowieka.
Przykazania są wyrazem troski Boga o nas, a niewłaściwe ich rozumienie może przyczynić się do fałszywego obrazu Boga?
– Rzeczywiście, zachodzi ścisły związek między rozumieniem przykazań a obrazem Boga, który sobie tworzymy, bądź też, który w ogóle możemy próbować zupełnie wyeliminować. Jeśli w przykazaniach widzimy odbicie światła Bożego wpisanego w porządek natury, to będziemy na tym gruncie głosili Boga troskliwego o człowieka, Boga miłującego, Boga oświecającego. Jeśli zaś będziemy widzieli w przykazaniach tylko ciemną kartę życia ludzkiego, nieznośny ciężar i upokorzenie, to możemy nawet dojść do wypowiedzenia Bogu wojny. Doświadczenie wielu ludzi, którzy stoczyli się na dno ciemności grzechowych, to bardzo mocno potwierdza: w ciemności winy gubi się Bóg i Jego jasna strona. Tam gdzie człowiek żyje miłością, tam Bóg jest światłością, którą można oglądać. Jak rzekł średniowieczny teolog i mistyk Ryszard z opactwa św. Wiktora: „Miłość jest okiem, a miłowanie jest widzeniem”.
Jakie mogą być skutki nieprzestrzegania Dekalogu?
– Nieprzestrzeganie przykazań prowadzi bardzo szybko do degradacji człowieka, ponieważ grzesząc zaprzecza on sam sobie, swojej rozumnej naturze. Wschodni ojcowie Kościoła, bardzo radykalni w swoich stwierdzeniach, konsekwentnie podkreślali, że wybierając grzech człowiek ulega zezwierzęceniu, gdyż opowiada się za tym, co nierozumne. Jest to mocne stwierdzenie, ale bardzo prawdziwe. Zresztą, także my odwołujemy się do takiego języka, gdy na przykład mówimy: „upił się jak świnia”. Szkoda świni, ale jest w tym wiele prawdy.
Przekraczanie każdego z przykazań wywołuje nieco inne skutki. Myślę jednak, że warto zwrócić uwagę na to, co zauważył kiedyś kardynał Tomasz Kajetan (1469-1534), a mianowicie wykazuje on w jednym ze swoich pism, że człowiek, grzesząc, konkuruje z Bogiem, a gdy trwa w grzechu rodzi się w nim absurdalna pokusa zabicia Boga (bogobójstwo). Potwierdzenie tego faktu znajdujemy u rozmaitych „wojujących” ateistów – zawsze u początku ich absurdalnej postawy stoi trwanie w grzechu, czyli „zatwardziałość”, mówiąc językiem biblijnym.
Jak już zauważyliśmy, grzech jest ciemnością i w takim kluczu jest ukazywany w Piśmie Świętym. Ostatecznie biorąc, każdy grzech prowadzi do zaślepienia człowieka, często niemal całkowitego. Przypomina się to, co zapisał Stanisław Wyspiański w Weselu: „Nie widzę, nie widzę dróg, zaćmił mi się Bóg”. Może się zaćmić, gdy Jego miejsce zajmie konkurent, czyli grzech.
W jaki więc sposób mamy stawiać Boga na pierwszym miejscu w naszym życiu?
– Powrócę do początku: kult, czyli oddawanie czci Bogu, zwłaszcza w liturgii, a więc najpierw Msza święta, a potem inne sakramenty; następnie zachowywanie przykazań, czyli troska o moralny wymiar swego życia, a w końcu uczynki miłości, które są pozytywnym rozwinięciem tego, na co wskazują przykazania we właściwym sobie języku nakazów i zakazów. Na tych trzech filarach opiera się wędrówka religijna prowadząca do Boga.
W tym miejscu można zwrócić uwagę na jeszcze jedno zagadnienie, które z tym się łączy. Wspomniany już św. Tomasz z Akwinu pyta się, co to znaczy „kochać Boga z całego serca”, i odpowiada, że oznacza to obrać Boga za cel swego życia. Brzmi to może trochę abstrakcyjnie, ale Tomasz z Akwinu ma rację, gdyż chodzi o to, aby wszystko do niego odnosić, widząc go konsekwentnie i we wszystkim jako wypełnienie swego życia. Kto dobrze określi cel swego życia, ten ma największe szanse na osiągnięcie jego wypełnienia. Cel jest „przyczyną wszystkich przyczyn”, jak stwierdził św. Tomasz, a więc poniecka jego określenie jest już częścią jego realizacji. Tak właśnie jest z religijnym stawianiem Boga na pierwszym miejscu.
Nie wystarczy być dobrym człowiekiem, żeby dostać się do nieba?
– Aby dostać się do nieba, trzeba być świętym. Dobroć w sensie moralnym jest jednym z elementów świętości, ale sama nie wystarcza. Dobroć musi być widziana w ścisłej więzi z Bogiem i oddawaniem Mu czci. Poza tym bez udziału Boga, bez Jego natchnienia i Jego łaski, nie jest możliwe żadne dobro. Nie ma czegoś takiego jak konsekwentne wybieranie dobra i odrzucanie zła w oparciu o naturalne siły ludzkie, w oparciu o dzielność moralną i determinację intelektualną. Oddawana Bogu cześć jest podstawą dobroci moralnej, której dopełnieniem jest spontaniczne pełnienie dziel miłości. Nie ma świętości i konsekwentnej dobroci bez Boga. Tak zwani „świeccy – to znaczy niewierzący – święci” są jedynie utopią zlaicyzowanego świata. Nie ma takich świętych!
Dziękuję za rozmowę.
Ks. prof. Janusz Królikowski – dziekan tarnowskiej Sekcji Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Autor licznych publikacji naukowych i popularnonaukowych. W latach 1996-2009 był wykładowcą teologii wschodniej na Papieskim Uniwersytecie Świętego Krzyża w Rzymie; od 1997 – wykładowcą teologii dogmatycznej na Wydziale Teologicznym Sekcja w Tarnowie Uniwersytetu Papieskiego Św. Jana Pawła II w Krakowie; od 2010 – wykładowcą mariologii w Instytucie Maryjno – Kolbiańskim „Kolbianum” w Niepokalanowie. Jest m.in. Przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Mariologicznego.