Komisja Europejska podjęła kontrowersyjne prace nad wprowadzeniem przepisów mających na celu „zmniejszenie konkurencyjności firm motoryzacyjnych z Chin”.
Powodem działań eurokratów jest… wolny rynek. Okazuje się bowiem, że kierowcy dużo chętniej wybierają samochody elektryczne z Chin niż te produkowane w Europie, głównie w Niemczech. „Elektryki” z Chin są przede wszystkim tańsze niż „elektryki” niemieckie, co bardzo nie podoba się za Odrą i w Brukseli. Warto przypomnieć, że KE wszczęła śledztwo w sprawie zbyt niskich cen samochodów z Państwa Środka.
Unijne władze chcą w ramach tzw. ochrony rynku UE (czytaj: przymusowego wspierania przez kraje Wspólnoty niemieckich i francuskich firm – red.) wprowadzić antysubsydyjne cła, dzięki którym chińskie auta nie miałyby nieuczciwej przewagi nad europejskimi producentami. Miało by się to stać w lipcu tego roku. Co ciekawe cła będą działać wstecz i obejmą pojazdy zakupione od 7 marca tego roku.
Wesprzyj nas już teraz!
„Unijne śledztwo w sprawie dopłat do elektrycznych samochodów z Chin dotyczy obecnych w tamtym kraju programów wsparcia, które przekładają się również na ceny, po jakich sprzedawane są tamtejsze auta również w Europie. Obecnie obowiązuje tam pakiet ulg podatkowych o wartości 520 miliardów juanów (72,3 miliarda dolarów) dla aut elektrycznych, co jest największym pakietem wsparcia dla tej branży w historii Chin. Zakłada on, że elektryki zakupione w latach 2024-2025 będą zwolnione z podatku od zakupu, co daje oszczędności do 30 000 juanów (ok. 16,5 tys. zł)”, wyjaśnia Interia.
Źródło: Interia.pl
TG