29 marca 2024

Kultura Barabasza. Jak przez wieki człowiek odwracał się od Boga?

(Kadr z filmu PASJA Oprac. GS/PCh24.pl)

Żydzi, którzy żądali wypuszczenia Barabasza, a zgładzenia Chrystusa, opowiedzieli się po stronie kultu człowieka w jego najmroczniejszych skłonnościach. Ten zwrot przeciwko Chrystusowi, który wyzwala z okowów grzechu, można określić jako mit założycielski stronnictwa Antychrysta. Ale Barabasz, choć ocalony, tak naprawdę wybiera śmierć, a duchową degradację człowieczeństwa wskutek tej decyzji obserwujemy również na polu kultury.

W największym skrócie: kultura, która wybiera Barabasza, odwraca się od Boga, neguje prawdę nawet w wymiarze porządku naturalnego, a wreszcie dochodzi do jawnego okultyzmu, którym kipią dzisiejsze teledyski gwiazd popu. Taka tendencja, począwszy co najmniej od lat 2000., dominuje już całkowicie w kulturze – czy raczej antykulturze – Zachodu, z którym pomimo to Kościół w czasach posoborowych nie tylko dialoguje, ale nieraz doskonale się stapia.

Tymczasem rozdźwięk pomiędzy światem a Chrystusem był czymś oczywistym przez większość czasu trwania Kościoła. Czy można pogodzić wierność Chrystusowi z ukłonem w stronę świata? Antynomię tę wyrażał sam Chrystus oraz jego apostołowie, zwracając uwagę, że związywanie się ze zbuntowanym światem jest jak cudzołóstwo i bałwochwalstwo.

Wesprzyj nas już teraz!

W formie sprzeczności logicznej wyraża to św. Jan od Krzyża, pisząc: „Ponieważ zaś umiłowanie Boga i umiłowanie stworzenia to dwie sprzeczności, nie mogą więc razem przebywać w jednej woli”. W szerszym ujęciu pisał wcześniej Augustyn w dziele De civitate Dei, w którym zestawia właśnie Państwo Boże i państwo diabelskie, tudzież ziemskie, jasno dowodząc, że nie może być między nimi żadnego pojednania, a nawet dialogu.

Wybór Barabasza to również wybór tego, co ludzkie, przyrodzone przy jednoczesnym odrzuceniu tego, co proponuje wcielony Bóg i tego, co nadprzyrodzone. Jest to problem nie tylko kultury jako zbioru twórczych dzieł człowieka i nie tylko Kościoła, ale także edukacji. Trwają dziś zażarte dyskusje na temat całkowicie drugorzędnych kwestii, takich jak lista lektur czy zadania domowe, a tymczasem przecież cała edukacja była dotychczas nastawiona nie tylko na wychowywanie posłusznych „lemingów” niemających pojęcia o ekonomii i rynku pracy, ale także na przekazanie określonej wizji dziejów – będącej zdecydowanie po stronie Barabasza, a nie Chrystusa.

Renesans jako rzekome odrodzenie po „mrokach” Wieków Średnich, tzw. reformacja jako niby przeciwstawienie się błędom Kościoła, tzw. Oświecenie jako domniemana epoka rozumu, Rewolucja we Francji, o której wmawia się nam, że realizowała postulaty „sprawiedliwości społecznej” – to wszystko stanowi kanoniczne wyobrażenia naszego systemu edukacji. Nie tylko zresztą w naukach humanistycznych, gdyż na biologii powtarza się nienaukowe już z dzisiejszej perspektywy poglądy Darwina, a odrębną kategorię stanowi to wszystko, czego się nie przekazuje – zdrowej antropologii, nauki o cnotach, rozumienia systemu politycznego w świetle zdrowych zasad państwowych, nie skażonych socjalizmem i rewolucyjnym etatyzmem itd.

Ukazując w największym skrócie ów wybór Barabasza w kulturze, warto zauważyć, że pod wieloma względami nie był on aż tak gwałtowny, jak może się to wydawać. Pierwszym poważnym wyłomem w kulturze średniowiecza były poglądy nominalistów, którzy odeszli od tradycyjnego, arystotelesowskiego pojęcia bytu, a zaczęli fantazjować na temat tego, że rzeczy nie istnieją obiektywnie, lecz człowiek nadaje im znaczenie za pośrednictwem języka.

Zerwanie z filozofią realistyczną (będącą zarazem podstawą systemu tomistycznego i w ogóle chrześcijańskiego myślenia) odbywało się stopniowo i dopiero w XIX wieku święciło swój tryumf wraz z na poły gnostyckimi poglądami Hegla i innych antyfilozofów, których poglądy przejmowali potem politycy i prawodawcy, by stopniowo wprowadzać je pod strzechy. Natomiast po okresie chrześcijańskiego średniowiecza humanizm przeniósł wprawdzie akcent na antropocentryzm, ale nie zerwał z wieloma tradycyjnymi pojęciami filozoficznymi, choćby z dziedziny estetyki, w większości wciąż uznając obiektywne piękno, a w praktyce życie duchowego trzymając się związków z Kościołem.

Dopiero antyfilozofowie XVIII wieku wystąpili z zapalczywą nienawiścią do Chrystusa i Kościoła, kryjąc jednak swoje prawdziwe zamiary pod pozorami ogłady i obłudnymi hasłami oświaty. Voltaire w swojej prywatnej korespondencji wykazywał się niepojętą dozą pogardy dla ludzi, a swoim kompanom przykazywał, aby szerzyli nienawiść do chrześcijaństwa w białych rękawiczkach, nie zdradzając się z nią wprost. Zresztą, sam Voltaire nie stronił nawet od elementów satanistycznych, kończąc np. list osobliwym zwrotem: Niech cię Belzebub pobłogosławi. Jednak to właśnie poglądy antyfilozofów tzw. Oświecenia stały się podglebiem dla Rewolucji we Francji, która już otwarcie wystąpiła przeciwko Bogu i Jego Oblubienicy – Kościołowi Świętemu.

Rewolucja francuska pokazuje, że nie można bezkarnie wprowadzać antropocentryzmu do kultury, czyli bezkarnie wybrać Barabasza. Całe spektrum fałszywych haseł moralnych i społecznych, żerujących w pewnej mierze na faktycznych brakach dotychczasowego ustroju społecznego, doprowadziło nie tylko do wielkiej skali niesprawiedliwości i rozlewu krwi, ale przede wszystkim do zaimplementowania w prawie błędnych pojęć, czego skutki widzimy dziś we Francji – całkowicie bezbronnej wobec problemu imigrantów i wewnętrznego rozkładu, a co jeszcze lepiej możemy zaobserwować na przykładzie współczesnych demokracji, które coraz częściej sięgają po zamordyzm i gwałcą podstawowe prawa, jak choćby prawo własności czy prawa do decydowania o własnym zdrowiu.

Kultura, choć duchowo i filozoficznie odwróciła się od rozumnej wiary w XVIII i XIX wieku, długo jeszcze pozostawała materialnie zdrowa, gdyż nie zatracała przynajmniej tradycyjnych kategorii estetycznych. Dopiero XX wiek przyniósł prądy radykalnie dekonstrukcyjne, gdy podważano zasady harmonii w muzyce czy zasady piękna – a de facto nawet warsztatu – w sztukach plastycznych. Aż do końca lat 90. ubiegłego wieku nawet w amerykańskiej kulturze popularnej można było odnaleźć wiele pozostałości przywiązania do prawa naturalnego i podstawowych pojęć takich jak sprawiedliwość. Dopiero lata 2000. przynoszą obraz ostatecznej degeneracji i oderwania tego, co dawniej nazywano kulturą wyższą od form wyrazu zrozumiałych dla normalnego człowieka.

„Ileż to razy stał przed nami zmysłowy, brutalny Barabasz, i cichy, umęczony Jezus…” – czytamy w pobożnościowym tekście z gazety „Głos Karmelu” (1935). Odnieśmy te słowa choćby do teatru, gdzie szczególnie silnie zaznacza się ten kontrast. Umiera sztuka liryczna, pełna namysłu, a technicznie korzystająca z metody Konstantyna Stanisławskiego, a tryumfy święci ekspresja krzykliwa i wyuzdana, jakby jedynym środkiem wyrazu była egzaltacja, natomiast golizna już dawno była na porządku dziennym.

Barabasz jako kwintesencja zepsucia różnymi drogami wdzierał się do kultury – czasem jawnie i oficjalnie, a czasem pokątnie. Jawnie, gdy promowani przez władze, szczególnie po Rewolucji we Francji, antyfilozofowie ze swoim dziełem przeinaczenia rzeczywistości (Wielka encyklopedia francuska, również zachwalana w programie edukacji), święcili tryumfy na salonach. Z drugiej strony pokątnie, co świetnie wytłumaczył Andrzej Pilipiuk na łamach dwumiesięcznika „Polonia Christiana”. Pilipiuk, pisząc o tym jak pornograficzna „wrażliwość” (a więc aspekt wyuzdanej zmysłowości Barabasza) przeniknęła do kultury masowej, zwrócił uwagę, że zanim mieliśmy wysyp coraz bardziej perwersyjnych motywów w popkulturze (łącznie z książkami w stylu 50 twarzy Greya), to najpierw musiało zaistnieć oglądanie pornografii w skrytości i przesuwanie granic, aż większość odbiorców stała się zdolna do przyjęcia tej zmiany, choć nikt oficjalnie jej nie ogłosił.

Na trochę podobnej zasadzie odbywa się obecnie promowanie okultyzmu w kulturze masowej i stanowi to już bodaj ostatni etap duchowej degeneracji. Amerykańscy protestanci trudnią się obsesyjnym wyszukiwaniem satanistycznych i masońskich motywów w popkulturze, wyłapując ich najdrobniejsze przejawy ch0ćby w teledyskach gwiazd potajemnie inspirowanych ponoć przez Iluminatów. Ale część z nich, jak choćby Lady Gaga, wprost przyznaje się, że satanizm był lub jest w ich życiu obecny.

Warto też pamiętać, że żydzi krzyczą u Piłata: Krew Jego na nas i na syny nasze. Tak samo na polu kultury konsekwencje porzucenia Boga trwają i nie są za pewno do odwrócenia w ciągu jednego pokolenia. Wskutek zanegowania naturalnego porządku obyczajowego i zainfekowania liberalizmem kultura przeszła w ciągu minionych kilkudziesięciu lat okres brawurowej początkowo, a później coraz bardziej sztampowej i smutnej agonii.

Wybór Barabasza to paradoksalnie przecież wybór śmierci. Ów bandyta ocalił na jakiś czas życie, ale postradał coś znacznie cenniejszego – duszę i perspektywę życia wiecznego. Tak kultura, która wybrała Barabasza, czerpała z resztek naturalnych pokładów twórczych i opiewała kult nieskrępowanej życiowej swobody w latach 70.-90. ubiegłego wieku, ale w końcu musiała popaść w twórczy stupor pokrywany jedynie techniczną efektywnością i narracyjnymi sztuczkami.

Kultura Barabasza odwróciła się nie tylko od dobra i prawdy, nie tylko od piękna, ale nawet od minimum estetyki. Sztuka w dawnym tego słowa znaczeniu, która – niezależnie od stylu i tematyki – jest przyjemna dla oka, przestała istnieć, a kult brzydoty i tandety dotarł nawet do architektury kościelnej czy szat liturgicznych w nowej Mszy. Wydaje się zatem, że historia zatacza koło. Od krzyża, gdzie powstało „stronnictwo Antychrysta” do współczesnego kryzysu Kościoła, który jest w dużej mierze kryzysem nadprzyrodzoności, nad czym tak skrzętnie pracowały tajne stowarzyszenia od XVIII wieku. 

Filip Obara

Czy Bóg chce nas gnębić, dając nam krzyże?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij