Magazyn „Kontakt” – który sam określa się jako „magazyn lewicy katolickiej” opublikował obszerny wywiad, jaki na potrzeby książki o LGBT w Kościele przeprowadził Marcin Dzierżaniowski z „tęczową” aktywistką Uschi Pawlik. Kobieta opowiada w nim, że swój związek lesbijski uważa za dar od Boga; lata temu otrzymała od księdza błogosławieństwo; od innego zgodę na bycie matką chrzestną.
Bohaterka wywiadu przekonywała, że choć określa się zasadniczo jako osoba biseksualna, to bliska jest jej również „panseksualność”. Czym miałaby być panseksualność? „Sytuacja, w której zakochuję się w danej osobie bez względu na płeć”, powiedziała Pawlik.
Kobieta stwierdziła, że jej partnerkę, z którą żyje od 18 lat, na jej drodze… postawił Bóg. „Uważam, że moja partnerka to największy dar, jaki od Niego dostałam” – mówi kobieta. „To, że Kościół nie potrafi dostrzec wartości jednopłciowych związków, to jego straszliwa ślepota. Jesteśmy z Magdą bardzo różne. Fakt, że od tylu lat się ze sobą dogadujemy, potrafimy się wzajemnie wspierać we własnym rozwoju i w ogóle w życiu, to prawdziwy cud. Dlatego nie mam wątpliwości, że Bóg nam błogosławi” – przekonuje.
Wesprzyj nas już teraz!
Co ciekawe Pawlik powiedziała, że już dawno otrzymała błogosławieństwo od księdza w ramach działalności grupy Wiara i Tęcza; jeszcze zanim ktokolwiek myślał o Fiducia supplicans…
„To były jedne z pierwszych rekolekcji Wiary i Tęczy, w których uczestniczyłyśmy. Ksiądz, który je prowadził, zaproponował, by osoby będące w związkach podeszły wspólnie do ołtarza po błogosławieństwo. Nie chodziło o żaden sakrament czy obrzęd, po prostu zwykłe błogosławieństwo, tak jak się błogosławi dzieci, święconki, zwierzęta czy samochody. A mimo to, gdy podeszłam z Magdą do ołtarza, popłakałam się jak bóbr. Jedno z najsilniejszych przeżyć w moim życiu” – powiedziała.
Kobieta wyznała też, że rodzina jej partnerki poprosiła, aby została matką chrzestną dziecka. Długo się wahała, ale w końcu się zgodziła. Podczas spowiedzi nie wspomniała o swoim związku. Powiedziała o tym księdzu w zakrystii prosząc o zaświadczenie konieczne dla bycia matką chrzestną. Ksiądz był zakłopotany i nie chciał go dać, ale gdy po kilku dniach wróciła – zaświadczenie otrzymała.
Do kościoła kobieta dzisiaj nie chodzi i nie zabiera do niego swoich chrześniaków (ma ich w sumie dwóch). „Generalnie mam duże kłopoty z tą instytucją. Powiem szczerze, że moich chrześniaków, a mam ich już w tej chwili dwoje, na mszę już nie zabieram. Gdy słyszę, że młodzież przestaje chodzić do kościoła, to się z tego w pewnym sensie cieszę” – stwierdziła.
Na koniec mówi, że kiedy stanie przed świętym Piotrem u bram nieba… podziękuje za „dar biseksaulności”. „Najmocniej jednak podziękuję za dar biseksualności, dzięki której patrzę na świat szerzej, bo ponad granicami płci. Wiem, co mówię, w końcu przez dwadzieścia parę lat posługiwałam się standardową, heteroseksualną instrukcją obsługi życia i uważam, że była ona o wiele uboższa niż ta późniejsza” – stwierdziła.
Czytelnik sam oceni, czym jest „panseksualność” bohaterki wywiadu; szczególną uwagę zwaraca fakt, że – jeżeli wierzyć relacji Uschi Pawlik – niejako w katolickim „podziemiu” od lat działają w Polsce księża, którzy udzielają błogosławieństw parom LGBT, albo też wystawiają z rażącym naruszeniem przepisów kościelnych zaświadczenia uprawniające do bycia rodzicem chrzestnym. Tak samo zaczynała się degrengolada Kościoła katolickiego w wielu liberalnych krajach, jak Niemcy czy Belgia, gdzie katolicyzm przypomina dziś tylko cień samego siebie…
Źródło: magazynkontakt.pl
Pach